środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 15: Szalony dzień.

Rozdział 15

3 lipca 2014

W domu zespołu zmieniło się o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Mimo zabawowego charakteru życia całej czwórki coś jednak się ustabilizowało.
Basista, który tego dnia o dziwo wstał jako pierwszy, usiadł przy kuchennej wyspie z kubkiem kawy. Opierając cały ciężar ciała na małym krzesełku rozejrzał się po pomieszczeniu.
Kawiarka i ekspres do kawy niby stały w tym samym miejscu, pieczywo zawsze było chowane w tej samej szafce odkąd bracia przeprowadzili się do Stanów, a psie smycze były rzucone gdzieś „pod ręką”. Jednak nie czuł tego wszystkiego tak, jak kilka miesięcy wcześniej.
Nie był też do końca pewien dlaczego tak wszystko wokół niego stanęło do góry nogami. Gdybając nad zmianami, którymi po części został bezwolnie dotknięty, nie zauważył, kiedy to niska blondynka ubrana w dres zajęła miejsce obok niego.
Jednak kiedy dźwięk mieszanego cukru w kubku dotarł do jego uszu, obruszył się wystraszony. Spojrzał na Oliwię, która przypatrywała się mu z uniesionymi brwiami.
- Mam wrażenie, że całe moje życie zostało jakoś dziwnie pozmieniane – westchnął, próbując skupić się na czarnej cieczy, która zapewne już wystygła. – Rozumiesz? Budzisz się jednego dnia i robisz to, co zawsze przez poprzednie kilka lat, a dwadzieścia cztery godziny później… wszystko jest gdzie indziej, nawet ty.
Na początku nie odpowiedziała. Patrzyła martwym wzrokiem gdzieś prosto przed siebie, jakby znów zamykała się w kokonie. W pewnym momencie przestała zwracać uwagę na Georga, który wciąż oczekiwał jakiegokolwiek odzewu z jej strony.
Po kilku minutach zacisnęła podpuchnięte powieki, by skupić się na wspomnieniach.
- Moje życie nigdy nie było poukładane. Wy zawsze mieliście cel. Osiągnąć sukces. Zrobiliście to, a później  już rutyna. Singiel, singiel, płyta, trasa, wolne. W pewnej chwili skandal dla zasady i cisza. Zmiana wizerunku, i tak w kółko. A ja?
Sama nie wiem. Może właśnie przez lata waszej codzienności też znalazłam swoją. Choć bardziej popieprzoną, niż każda ze stylizacji Billa. Robiłam wszystko równie nieświadomie i mechanicznie co każdy, kto z wami współpracuje. A kiedy zrozumiałam wszystko, co kiedyś było niejasne… potrzebowałam zmian.
Jestem tutaj już jakiś czas, ale… wiesz, że ja tak na dobrą sprawę nie mam przyjaciół? Tak, jesteście wy, mogę zawsze na was polegać. Ale to nie jest taka normalna relacja, jak pomiędzy grupą przypad1kowych ludzi.
Byliście częścią mojego życia. Zawsze, rozumiesz? Zawsze się gdzieś kryliście. W miejscach, momentach… sytuacjach, których bym nie przetrwała, gdyby nie wy.
Pomyśl sobie, ile ludzi uratowałeś swoją muzyką, choć jak na gwiazdę to zbyt piękny nie jesteś.
Być może coś do niej mówił. Nie słyszała tego. Po prostu myślała. Myślała o swoim życiu, o rodzicach. Codzienności, którą porzuciła. Zespole, który stał się jej rodziną, dającą radość i wsparcie. Marzeniach, które wydawały się wszystkim tak bezsensowne, jak większość otaczających ich rzeczy. Bo oni od początku nie zrozumieli. Ale ona wierzyła. Tak, jak nie wierzyła w Boga, w coś ponad ludźmi, którzy z nią koegzystowali,  usilnie trzymała się myśli, że kiedyś wszystko będzie tak, jak sobie to wyobrażała.
Zawsze pragnęła być otoczona ludźmi, którzy ją akceptują i lubią. Udało się dotrzeć do celu. Przestała się martwić. O cokolwiek.
Kiedy ocknęła się z transu, jej oczom ukazała się postać Perkusisty. Szeroki w barkach blondyn uśmiechnął się do niej wesoło, wystukując na blacie nieznany jej rytm.
Odwzajemniła gest i uciekła bez słowa.
Miała do przemyślenia kilka innych spraw.
Podłączyła zniszczony odtwarzacz mp3 pod wieżę stereo i z nieobecnym wzrokiem przycupnęła na krawędzi łóżka.
Próbowała zobrazować swoje myśli. Wyjęła je wszystkie z szufladek wspomnień, jak drobne nici nawijając na belkę przędzy. Wszystkie obrazy z przeszłości kumulowały się, tworząc ogromną i ciężką do uniesienia szpulę. Oplecione nią były wszelkie emocje i odczucia, jakich kiedykolwiek doświadczyła. Od lęku po złość. Od rozczarowania do radości. Furia splatała się z ulgą, a odrzucenie zostało zasłonięte niedawno poznaną akceptacją.
Było wiele spraw, których jeszcze nie poruszyła. Jak i wiele zdarzeń nie zostało rozmówionych, wytłumaczonych. Mimo, że wielu ludziom wydawało się, że ma wszystko czego chciała, wciąż miała wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie. Nie czuła się wystarczająco pewnie, by móc zaczerpnąć powietrza pełną piersią.
Przeszłość wciąż podcinała jej skrzydła i nalewała wody do ust.
Była świadoma tego, że łatwo jest zachłysnąć się szczęściem. Wiedziała o ilości osób, które zaczęłyby ją nienawidzić, gdyby wiedzieli o niej i o relacji jaka łączyła ją z Tomem.
O ile miała czelność nazywać to relacją. Analizując wszelkie próby Toma, kiedy to próbował się do niej choć trochę zbliżyć, nie przekraczając granicy zdrowego rozsądku, miała ochotę wydrapać sobie oczy.
Po przemyśleniu wszystkich słów, które wtedy wypowiadała, uznała, że to najgorsze, co mogła zrobić. Odtrącała mężczyznę, którego pragnęła od pierwszego razu, kiedy to dojrzała jego bystre oczy i powalający uśmiech. A kiedy był w zasięgu ręki, bardziej niż dostępny, bezczelnie go odtrącała. Wiedziała, że wszystko to, co dla niej zrobił nie było aktem litości, a człowieczeństwa i chęci pomocy.
Kochała go za to. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Nie znalazłaby nikogo, kto byłby lepszy niż ten niesforny blondyn z kolczykiem w wardze.
W pewnej chwili pomyślała o swoim rodzinnym domu. Pomyślała o tacie, który kiedyś nie był taki, jak przed jej wyprowadzką. O tacie, który był dobry, miły, troskliwy i bezinteresowny.
Później... już wszystko było inaczej. Ale nie chciała już zaprzątać sobie tym głowy.
Kiedy zaczynała się jedna z jej ulubionych piosenek z dzieciństwa, przemyślenia przerwało ciche pukanie. Chwilę później, w małej szparze między drzwiami a ościeżnicą pojawił się zaspany Tom.
Zaprosiła go do środka szerokim uśmiechem.  Kiedy rozgościł się na łóżku obok niej, poczuła się dziwnie spokojna.
- Był u ciebie Bill? – zapytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową.  – Wpadnie dziś nasz manager, chciałby podobno wreszcie cię poznać.
Oliwia wciągnęła ze świstem powietrze. Nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać po Davidzie. Niby był bardzo pozytywnym człowiekiem, ciężko pracującym na  sukces całego zespołu, jednak bała się, że zakłócając niezmącony niczym spokój światka Tokio Hotel, naraziła się mężczyźnie. Nie była na to przygotowana. Gula utknęła w jej gardle.
Jednak słysząc nawoływania Basisty z dołu, wiedziała… nie ma wyboru. Wstała, chwiejnym krokiem wyszła za Tomem z pokoju, modląc się w duchu, by Jost nie wyciągnął zbyt pochopnych wniosków.
Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem siedział na kanapie. Rozglądał się gorączkowo za siebie, a gdy ujrzał postać Oliwii wstał szybko i zjawił się naprzeciw niej.
Obok blondynki wciąż stał Gitarzysta, ramię w ramię, jakby samym sobą chciał ochronić ją przed Światem.
Rysy twarzy mężczyzny po czterdziestce stężały niemal natychmiast, kiedy zlustrował nastolatkę swoim podejrzliwym wzrokiem.
- Jak długo masz zamiar jeszcze tu mieszkać? – David uniósł brwi, a Oliwia poczuła wciąż powiększającą się gulę w swoim gardle. – Wiesz, że musisz wynieść się jak najszybciej. Tom – zwrócił się do Muzyka. – Ona musi stąd zniknąć. W te pędy.
- Tylko mi nie mów, że Ria musi tutaj wrócić – Bill spojrzał na bruneta, który wzruszył ramionami.
- Wiecie, jaka była umowa. To wasze rozstanie trwa za długo. Sommerfeld będzie tu najdalej jutro.
Ignorując marudzenie Josta, Wokalista podchwycił brata za łokieć i poszli do kuchni, by porozmawiać. Mieli przecież do przekazania jeszcze jedną nowinę swojemu jakże błyskotliwemu opiekunowi.
- Będę ojcem – wypalił młodszy z bliźniaków, głupkowato uśmiechając się do Basisty.
- Co!? Czy wy żeście już naprawdę na te puste łby poupadali? Jak nie jeden ściąga sobie przyjaciółeczkę z drugiego końca świata, to drugi w dzieci się bawi! Ogarnijcie się do cholery! Ani dziecka, ani tej pokraki ma tu nie być! Już nigdy! Rozumiecie!? Pieniądze trzeba zarabiać, a nie w zakładanie rodziny się bawić! Ja mam długi! – Jost poczerwieniał z wściekłości, machając rękoma we wszystkie strony. – Mam dość niańczenia całej waszej gromady!
- Ho, ho! Ty masz długi! – wtrącił się Perkusista, któremu zaczynały puszczać nerwy. -  A co mnie to interesuje! To twoja zasrana sprawa, czy po raz kolejny przepieprzyłeś wszystkie pieniądze na obstawianie wyścigów, do cholery! Ja nie mam zamiaru na ciebie tyrać, żebyś wszystko stracił!

W tym całym zamieszaniu nikt nie zauważył, że Oliwia wycofała się na schody, skąd uciekła do swojego pokoju. Nie zamykała drzwi, nie ukrywała niczego. Nie widziała sensu w chowaniu się. Już nie.
Gdy wrzucała ostatnie bluzki do walizki, jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Chciała po prostu stamtąd uciec. Nie miała najmniejszego zamiaru spędzić w domu zespołu ani minuty dłużej. Gdy schodziła powoli na dół, wzrokiem szukając Basisty, usłyszała dobrze znany jej głos.
- Tom, zanieś proszę moje rzeczy do naszej sypialni, dobrze?
Poczuła, jak jej trzewia zaciskają się na dźwięk wypowiadanych słów. Z zaciśniętą szczęką podeszła do Georga, który nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Pomożesz mi? – zapytała dość dyskretnie, na co Basista tylko pokiwał twierdząco głową. Bez słowa udali się na piętro do pokoju dziewczyny, gdzie ta w pośpiechu dopakowywała swoje bibeloty.
- Gdzie masz zamiar się teraz zatrzymać? – zagaił szatyn, przyglądając się milczącej dziewczynie. – Masz chociaż jakiś pomysł?
Blondynka uniosła na niego swój rozbiegany wzrok. Wzruszyła ramionami z bezradności i przysiadła na największej torbie.
- Nie wiem, myślałam, żeby zająć kąt u Camilli. Ale w jej sytuacji, to raczej nieporadne, bo będzie miała dziecko, byłabym dodatkowym balastem. Wróciłabym do Polski, ale nie mam za bardzo pieniędzy na bilet powrotny. Szczególnie, że… sądziłam po prostu, że nie będzie mi potrzebny powrotny. A z drugiej strony nie chcę wracać do Polski. Nie wiem, co mam robić.
Listing zmarszczył czoło i zamknął drzwi na klucz. Usiadł na podłodze, obok skołowanej nastolatki. Lubił tę dziewczynę. Szczerze zżył się z nią i po ostatnim czasie nie wyobrażał sobie powrotu Rii na jej miejsce. Poczuł się niezwykle zobowiązany do tego, by zapewnić jej spokój, bezpieczeństwo i anonimowość. Wiedział, że dziewczyna w obecnej sytuacji nie liczyć na Toma. W końcu Gitarzysta znów znalazł się w sytuacji podbramkowej, z której nie mógł zbyt szybko się wywinąć. Wrócił etap, kiedy starszy z braci powtórnie miał być „na kontrolowanym”, jak to nazwał Gustav.
- Poczekaj chwilę – szatyn wstał i skierował się na korytarz. Po domu rozszedł się dźwięk jego głosu, kiedy to nawoływał Perkusistę. Blondynka nawet nie zwróciła na krzyki protestów dochodzących z dołu. Rozmyślała nad tym, co klarowało się w umyśle jej przyjaciela. Zmarszczyła zabawnie brwi, kiedy przed nią stanął mały pękaty facet o podobnym kolorze włosów.
Muzycy zaczęli szybko rozmawiać po niemiecku, po części celowo, by dziewczyna nie mogła za bardzo ich zrozumieć. Co chwilę spoglądali na nią z ukosa, równocześnie kiwając głowami. Na koniec oboje westchnęli ciężko, a Schäfer wychylił się za drzwi i nasłuchiwał dłuższą chwilę.
Basista bez słów przejrzał w tym czasie wszystkie kąty sypialni dziewczyny. Gdy upewnił się, że niczego po sobie nie zostawiła, chwycił jej bagaże i kazał wyjść.
Więc posłusznie podreptała za Gustavem, który w locie przechwycił z misy na komodzie w salonie klucze. Zdziwiona odwróciła się w stronę Georga, a ten nie wysilił się na nic, poza pospieszeniem jej.
- Nie mamy dużo czasu, siedzą na górze. Szybko, szybko – młodszy z obecnych przy niej Muzyków zasiadł za kierownicą białego terenowego SUV’a, by po chwili odjechać z piskiem opon.
Unikali odpowiedzi na każde pytanie padające z ust Oliwii. Georg, który siedział obok niej i co rusz obrywał od niej z pięści w ramię zaciskał zęby, by nie wybuchnąć. Chciał, by zrozumiała, że robią to dla jej własnego dobra. Jednak nie miał serca zdradzać jej wszystkiego.
Gdy samochód zatrzymał się na obrzeżach Los Angeles pod wielkim, na oko opuszczonym magazynem, Oliwia spojrzała w oczy Perkusisty przyglądającego się jej w tylnym lusterku.
Kazali jej wysiąść, a kiedy szatyn zabrał wszystkie jej bagaże z samochodu, Gustav odjechał. Listing złapał przerażoną nastolatkę za trzęsącą się dłoń i wprowadził do budynku.
Jej oczom ukazał się piękny, dwupiętrowy loft. Spojrzała na Muzyka z nostalgią, nie do końca wiedząc co powinna w tej sytuacji powiedzieć. Zbyt dużo słów cisnęło się jej na usta.
Jedynym wyjściem był po prostu długi mocny uścisk zagubionej dziewczynki, którą się poczuła. Masywne ręce Basisty przyciągnęły jej trzęsące się ciało do piersi, by po chwili spokojnie masować plecy nastolatki posuwistymi ruchami.
- Jakoś się ułoży, zobaczysz – zapewnił ją, samemu chcąc wierzyć, że ma rację. – Bill nie pozwoli, by ta szmatława kretynka zajęła twoje miejsce na dłużej.
- Dobrze wiesz, że wcale nie chodzi o Billa – spuściła głowę i usiadła na skórzanej sofie. – Od kilku lat już nie chodzi o niego. Dlaczego Tom nie stanął w mojej obronie? Dlaczego nie próbował czegoś wskórać, choćby tego, bym mogła… ach, nieważne zresztą.
Muzyk spojrzał na strapioną dziewczynę z dziwnym ukłuciem serca. Jak zawsze ucinała temat, kiedy nie chciała zdradzić zbyt wiele. Miała rację. Tom zachował się źle, bo nawet nie próbował o nią zawalczyć.
- Niczym się nie przejmuj. Jakiś czas po prostu będziesz mieszkać tutaj. Poza Gustavem nikt nie wie, że to do mnie należy ten loft. Będziesz miała spokój.
Na te słowa Perkusista wpadł do środka, jakby goniony przez stado wygłodniałych lwów. Obładowany był reklamówkami z jedzeniem.
- Oliw, ja bardzo przepraszam, ale musimy wracać. Sprawy zawodowe… i cóż, nie tylko zawodowe wzywają.
I tak bez słowa zebrali się do wyjścia, zostawiając blondynkę w tym niezwykle cichym miejscu.
Doszła do wniosku, że to był najbardziej szalony dzień w jej życiu.

Cieszyła się, że dobiegał końca.


Życzę Wszystkim zdrowych, spokojnych, wesołych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. 

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 14: Der Letzte Tag

27 czerwca 2014

Razem z dziewczyną siedział na szpitalnym korytarzu. Jej już lekko widoczny brzuch rozpraszał go na tyle, by nie usłyszeć, kiedy lekarka poprosiła czerwonowłosą do gabinetu.
- Powinienem wejść z Tobą, Cam? – zapytał, podrywając się z miejsca. Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynym potwierdzającym gestem było lekkie kiwnięcie głowy. Puścił ją więc przodem, po czym szybko zamknął drzwi od szpitalnego pokoju.
Po krótkim wywiadzie przeprowadzonym przez panią ginekolog, dziewczyna ułożyła się na leżance z podwiniętą do góry bluzką.
Kilka chwil później po gabinecie rozeszło się echo bijącego serca. Był to nienaturalnie szybki rytm, który przeraził Muzyka siedzącego nieopodal ciężarnej.
- Spokojnie, z dzieckiem jest jak najbardziej w porządku. Serduszko jest jeszcze małe, ale pracuje normalnie, wręcz książkowo. Nie mamy się czym stresować – kobieta uspokoiła Billa, jednak ten nie mógł za nic w świecie usiedzieć w miejscu.
- To nie dla mnie, muszę zapalić z tego wszystkiego. Camilla, skarbie, jakbym nie wrócił, to poczekaj na mnie przed gabinetem – pożegnał się i wyszedł przed budynek. Odpalając papierosa, wybrał numer Oliwii. Odebrała po trzecim sygnale.
- Z dzieckiem jest OK – oznajmił bez ceregieli, po czym poczuł, jakby ktoś zdjął z jego barków wielki ciężar. Odetchnął pełną piersią, i naprawdę, ze szczerego serca zaczął się cieszyć. – Chyba pora powiedzieć o tym głośno i wyraźnie.
- Na pewno, Bill, na pewno – blondynka po drugiej stronie nie mogła ukryć podziwu i dumy rozpierającej jej serce.
Wiedziała, że Wokalista wydoroślał, dzięki czemu zmienił się z roztrzepanego egoisty na pomocnego i dobrodusznego przyszłego ojca. Bardzo podobała się jej ta zmiana, szczególnie, że nie tylko Camilla miała odczuć jej skutki. Muzyk rozłączył się kilka chwil później, zgasił niedopałek papierosa szybkim przydepnięciem, by czym prędzej wrócić z powrotem do kliniki.  

***

Patrzył na nią, kiedy tak radośnie stąpała po dywanie, niczym zjawa, jakby pojawiała się, by zniknąć ułamek sekundy później. Albo chowała się przed nim, albo przed całym światem. Nie był tego do końca pewien.
Mimo to wiedział, że nie uciekła na stałe. Nie mogła, nie wyobrażał sobie tego. Już raz rozpłynęła się w przestrzeni, niczym nimfa wodna w toni jeziora. Nie chciał po raz kolejny rozpamiętywać tych momentów strachu i tęsknoty, które wtedy zżerały go od środka. To by było okropne, a przecież nie był masochistą.
- Tom, czy ty się dobrze czujesz? – blondynka nachyliła się nad nim, w obawie, że faktycznie stało się coś złego. – Wszystko w porządku?
- Hm… tak – odparł, uśmiechając się lekko. – Wiesz może, gdzie jest Bill?
Dziewczyna jednak nie zdążyła odpowiedzieć słysząc, że ktoś próbuje dostać się do domu. Gdy otworzyła drzwi, jej oczom ukazała się druga część zespołu, w postaci basisty i perkusisty, którzy – jak przez całe dziewięć lat bycia fanką jej się wydawało – tworzą odrębny system, we dwójkę dogadując się tak samo dobrze, jak Bill z Tomem.
Przywitała obu chłopaków, po czym wpuściła ich do środka.
I już wiedziała, że starszy z bliźniaków ma możliwość poużywania sobie na biednym Gustavie, który na dobrą sprawę sam się podkładał na ofiarę.
Kilka minut później w domu pojawił się Bill z Camillą, która próbowała ukryć lekko odstający brzuch.
- Chłopaki są w salonie. Powiedzcie to im teraz, to chyba dobry moment – Oliwia wprowadziła dwójkę przyjaciół do salonu, jakby byli skazańcami na sali rozpraw. – Hej, cisza!
Milczenie nastąpiło na krótką chwilę, kiedy to wokalista próbował wyartykułować w miarę normalne wytłumaczenie swojego dziwnego zachowania.
- O Jezus no, jakby to powiedzieć szybko i bezboleśnie – zaczęła Camilla, sadowiąc się koło Gustava. – Chłopaki, ja i Bill spodziewamy się dziecka.
Basista wraz z perkusistą spojrzeli na siebie swoimi dziwnymi wyrazami twarzy, po czym jęknęli z niesmakiem.
- Ale chwila, moment! – krzyknął Georg, teatralnie opuszczając swoje miękkie, choć wysiedziane miejsce na kanapie. – Czy to oznacza wymioty, rosnący brzuch, rozstępy, humorki, zachcianki, marudzenie, lody o piątej nad ranem? Później „A! Wody mi odeszły!”, a Bill będzie szukał przecieku w pralce, wrzaski, płacz, poród… kupy, żarcie, kupy i jeszcze więcej śmieci?! – wygłaszając swój poruszający monolog, gestykulował w swój niespotykany sposób. Przejętym głosem rozbawił wszystkich domowników, przez co Tom aż spadł na podłogę, niespodziewanie lądując pod nogami swojego brata. Po całym budynku rozchodził się dźwięk kilku zmieszanych ze sobą śmiechów. Oliwia pomyślała, że z pewnością każdy, kto mijałby ich dom z bliższej odległości po prostu uznałby to miejsce za dom wariatów.
Być może tak było. Jednak nieważne, jak pokręceni byli wszyscy ci, którzy co rano gromadzili się razem z nią przy jednym stole. Odkryła, jak mimo wszystko życie z nimi jest łatwe i przyjemne. Była pewna również tego, że nie zamieniłaby się z nikim. Za nic w Świecie.
- Być może Ty właśnie tak to widzisz – Wokalista uśmiechnął się do przyjaciela z pobłażaniem. Basista pajacował na każdym możliwym kroku bez względu na to, czy widział dziecko z umazaną lodami buzią, czy Billa, który potknął się o kable jego własnej gitary basowej i w trakcie soundchecku leżał jak długi w poprzek podestu, a jego głowa zwisała bezwładnie poza sceną. Każdy moment był dobry na docinki i wytykanie palcami. Bez względu na zaistniałą sytuację.
- Ale mimo wszystko za dwa lata mały gamoń będzie biegał za tobą po domu, śmiał się i piszczał „Gejo, Gejo!” – Oliwia, mimo że od początku wspierała świeżo upieczonych rodziców, wyobrażając sobie taki obrót sprawy, dołączyła do czerwieniejącego ze śmiechu Gustava i wciskając swoją pucołowatą twarz w poduszki, rechotała do rozpuku, wyobrażając sobie „wuja Geja”. Wiedziała, że jej wyobraźnia płata figle, ale nigdy nie była w stanie zapanować nad tym, co widziała w swojej głowie.

***

Kiedy wszyscy zaznajomili i oswoili się z wiadomością o dziecku, które za kilka miesięcy miało pojawić się na Świecie i wywrócić życie całego zespołu do góry nogami, wrzawa ucichła; każdy wrócił do dawnego tempa dnia i zajęli się własnymi sprawami.
Tom kilka minut po dwudziestej trzeciej układał się między fałdami zimnej wykrochmalonej pościeli. Biała, lekko twardawa w niektórych miejscach poszwa kołdry nie dawała się ułożyć tak, jak zawsze lubił. W końcu skapitulował, rzuciwszy swoje ciało w najrzadziej wybieranej przez niego pozycji, odetchnął z ulgą. Leżał na brzuchu, z lewym policzkiem przyciśniętym do wywietrzonej poduszki.  Chłodne powietrze, o ile tak można nazwać powiew czerwcowego wiatru, smagał jego odzianą w czarne bokserki skórę. Włoski na karku stawały dęba, kiedy wciąż słyszał delikatne dźwięki dobrze znanych mu piosenek, których przecież sam był współautorem.
Oliwia nie spała, i był o tym święcie przekonany. Miała swoje zasady. Musiała mieć koc, minimalną ilość poduszek, otwarte okno, założone skarpetki oraz ciszę i ciemność. Zastanawiał się, o czym tak zawzięcie myślała, kiedy kilka godzin wcześniej kilkakrotnie przyłapał ją na intensywnym przypatrywaniu się brzuchowi kobiety swojego brata.
Wiedział przecież, że w jej łonie kryła się mała istotka, która miała wyrosnąć na psotnego bratanka lub pełną wdzięku bratanicę. Czyżby i blondynce, od której dzieliło go kilka metrów i dwie pary drzwi, również tak szybko marzyło się macierzyństwo? Wątpił w to. Miała przed sobą jeszcze kilka lat nastoletniego życia, pełnego beztroski i głupawych pomysłów, z którego nie mogłaby korzystać w taki sposób, w jaki by chciała, ograniczana przez małego sobowtóra jej samej.
Był również pewien, że dałby jej dziecko, gdyby naprawdę miało to ją uszczęśliwić. Jeśliby chciała dwoje, toby dostała dwoje. Prawdopodobnie bliźniąt, bo to przecież on, a nie Bill urodził się pierwszy. A starszy bliźniak zawsze miał większe szanse na bliźniaczą ciążę swojej żony. Partnerki? Dziewczyny? Kobiety?
Ni cholery nie miał zielonego pojęcia jakby mógł nazywać to, co było między nim a Oliw. To tylko pocałunek.
Ale w jego mniemaniu ten pocałunek wyrażał znacznie więcej, niźli mogło się wydawać. Czuł, że to zbliżenie, do którego doszło między nim a jego przyjaciółką, lub kimkolwiek teraz była, był czymś, od czego zależy jej życie. Jakby był ostatnią rzeczą, jaką miałaby zrobić, zanim wszystko, co miała zostałoby jej odebrane. Bez zastanowienia chwycił wolną ręką leżący na podłodze telefon, i po włączeniu edytora wiadomości, szybko wystukał treść nieskomplikowanego esemesa:
Może wszystko będzie inne kiedyś niż teraz. Może wszystko będzie wyblakłe niczym stary rysunek. Ale z pewnością dam Ci wszystko, czego potrzebujesz. Z pewnością dam Ci też to wszystko, czego oczekujesz. Obiecuję Ci po prostu przy Tobie być.
Kilka sekund później usłyszał dźwięk nadesłanej wiadomości i kilka siarczystych przekleństw wypowiedzianych przez niebieskooką.
Wyłapał również swoje imię w zgiełku wszystkich hałasów, które był w stanie zarejestrować przez swój już nie najlepszy słuch. Chwilę po tym wszystkie dźwięki dobiegające do jego uszu dziwnie ucichły, pozwalając się skupić na tym, co miało się stać.
Nastolatka wyszła ze swojej sypialni, i kierując się w stronę pokoju Toma, delikatnie, choć nadal swoim charakterystycznie słoniowym krokiem, wkradła się do środka jego wyciszonej samotni.
Nieśmiało przyklapnęła na brzegu łóżka i wlepiła wzrok w umięśnioną sylwetkę mężczyzny, który swobodnie leżał w zasięgu jej ręki. Dotknęła delikatnie jego prawego przedramienia, które wyciągnięte było w jej stronę i westchnęła.
- Nie udawaj, że śpisz. Przecież wiem, że to nieprawda – uśmiechnęła się cwaniacko, szturchając go zaczepnie.
- Ja sądziłem, że zaśniesz.
- Niemożliwe.
Uniósł się na łokciach, wpatrując się w jej czekające oczy. Źrenice nastolatki przypominały mu monety, które zbierał jego dziadek, kiedy jeszcze on i Bill byli mniejsi od średniej wielkości lodówki. Swoim starym, ale najlepiej działającym na wszystkich sposobem, oblizał usta i  przygryzł dolną wargę.
Oliwia ze świstem wciągnęła powietrze w swoje płuca, czekając na rozwój wydarzeń. Czuła, jak atmosfera w sypialni gęstnieje, przecinając jej skórę; godząc ją niczym nóż. Nie wiedziała, czego tak naprawdę chce i na co powinna się przygotować.
Na bardziej intensywny rozwój wydarzeń czekała latami od dnia, kiedy obudziła się i spojrzała na jeden z wielkich plakatów na jej ścianie. To po prostu się stało. Stwierdziła, że uśmiech Toma jest właśnie tym, czego w głębi serca potrzebowała do życia. I przez te lata platonicznej miłości do chłopaka, który w pewnej chwili stał się realniejszy, niż mogłoby się jej wydawać, przed snem myślała o tym, jak to jest móc poczuć dotyk jego niezwykle aksamitnej skóry na swoim ciele. Pragnęła tego tak długo, ale z drugiej strony… nie była na to gotowa. Chyba nie chciała go zawieść.
Pozwoliła mu przyciągnąć swoje ciało do jego, jak i pocałować swoje stęsknione usta. Kiedy tak leżała pod ciężarem sylwetki muzyka, co chwilę pieszczona jego pełnymi miękkimi wargami, błądziła dłońmi po nagich lędźwiach chłopaka.
Wszyscy, którzy mieli możliwość okupowania sypialń w domu spali niczym małe dzieci, nie będąc choćby w najmniejszym stopniu świadomym tego, co kryło się w umysłach dwójki ludzi lgnących do siebie.
Odważył się delikatnie dotykać jej odzianego jedynie w wielką koszulkę ciała. Nie były to ruchy, które wykonywał mając do czynienia z kobietami stojącymi na jego drodze jakiś czas wcześniej. Każdy gest był nader delikatny, przemyślany i niezbyt ordynarny, jak kiedyś. Muskał palcami skórę rozanielonej dziewczyny wzdychającej w jego malinowe usta z taką nabożnością, jakby trzymał w dłoni prawdziwy Całun Turyński*. Nie spiesząc się donikąd, powoli i ostrożnie wsunął dłoń pod materiał jej bluzki, i sunąc w górę między jej piersiami, których nie miał odwagi choćby dotknąć, zatrzymawszy się w okolicy wgłębienia ramienia, kreślił bliżej nieznane mu wzory.
Ułożył się obok ciała Oliwii, której serce miało nienaturalny rytm, poruszone tym, co działo się zaledwie kilka sekund wcześniej. Wolną dłonią czule pogłaskał pucołowaty policzek dziewczyny, po czym wyszeptał kilka tak doskonale znanych jej słów.

- Und wenn dieser Tag der letzte ist, bitte sag’ es mir noch nicht…**

* Całun turyński - płótno lniane, które ma wyraźne ślady ludzkiego ciała. W tę tkaninę prawdopodobnie zostało owinięte ciało Jezusa Chrystusa po ukrzyżowaniu. Jeden z największych reliktów chrześcijańskich.
** Tokio Hotel - Der Letzte Tag

czwartek, 29 października 2015

Rozdział 13: Byłem twoim marzeniem.

W milczeniu przyglądała się Muzykowi, który równie usilnie wbijał w nią swoje spojrzenie. Zaciskał wargi, a ona odnosiła wrażenie, że zaraz je zassie, zje albo odgryzie i wypluje. Widziała w nim napięcie, które rosło z każdym oddechem, który nie zwiastował zamiaru wypowiedzenia jakichkolwiek słów z jej strony.
Rozejrzała się wokoło, nie będąc pewną, co powinna zrobić. Odeszła kilka kroków, usiadła na małym kamieniu i w mroku próbowała wyłapać choćby zarys swoich dłoni. Wpatrywała się w mleczną ciemność, myśląc o tym, co powinna zrobić. To była dla niej niesłychanie ciężka próba, a ona? Nigdy… nie była w takiej sytuacji, by ktoś aż tak usilnie starał się ją do siebie przekonać.
Po chwili odwróciła głowę w stronę Toma, który maniakalnie obgryzał swoje i tak krótkie paznokcie. Nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę, co jeszcze bardziej go płoszyło. Więc… co zrobić?
Schowała pulchną twarz w dłoniach i poczuła się niezwykle słaba. Palące łzy cisnęły się jej do oczu, jakby chciały wyryć w policzkach bruzdy pełne żałości i strachu. Uległa, czując jak gorące krople spływają po jej skórze. Jedynym dźwiękiem, poza jej zaburzonym oddechem był chrzęst butów. Tom podszedł do niej i kucnął obok, by po chwili schować jej ciało w silnym uścisku.
Uniosła głowę i zapłakanymi oczami spojrzała w jego zmęczone źrenice.
- Tom, to nie jest takie łatwe, jakby ci się wydawało…
Gitarzysta wstał i pochylił się nad wystraszoną nastolatką.
- Nie jest? Przeleciałaś ponad dziesięć tysięcy kilometrów, żeby uciec od życia, jakie miałaś w Polsce. Znalazłaś pracę, mieszkanie, Billa, który doprowadził cię do mnie. Zaufałem ci, uważam cię za jedną z ważniejszych osób w moim życiu. Stworzyłaś z nami rodzinę, dom i wszystko to, o czym inni marzą. Więc związek nie jest dla ciebie czymś nieskomplikowanym? Och, daj sobie spokój, nie uwierzę ci – odpalił papierosa, chcąc się uspokoić. Jego oczy były nienaturalnie wielkie i rozbiegane, a dłonie trzęsły się niemiłosiernie. Wiedział, że ta dziewczyna prowadzi go z jednej skrajności w drugą. Obłęd.
- Spójrz na mnie, a potem mów, czego nie jestem w stanie przezwyciężyć! – wrzasnęła, wstając. Nie znosiła, kiedy ktoś nie wierzył w jej słowa. To było coś, co sprawiało, że zawsze traciła panowanie nad sobą. To tak, jakby ktoś podważał jej sposób życia. – Porównaj swoje życie do mojego. I pamiętaj, że kochać kogoś na śmierć i życie, a być z nim to są całkowicie dwie różne rzeczy, Tom. Bo ja mogę cię kochać, i będę… dopóki nie dojdę do wniosku, że pora to wszystko zakończyć. A wtedy po prostu obudzisz się rano, i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Ja… nie mogę z tobą być, mimo, że od kilku lat to jest moje największe marzenie. Nie mogę, rozumiesz? Zniszczyłabym twoje życie. Przyjaźń jest jak najbardziej w porządku. Ale nic więcej. Zobacz, kim jestem. Dziewczyną, która…
- Nigdy nie będzie lepsza od niejednej Miss Universe, która chciałaby zająć twoje miejsce. Chłopaki cię uwielbiają. Nie mówiąc już o tym, jak ja się czuję, kiedy jesteś obok. Oliw, czy tak trudno powiedzieć, że wszystko się ułoży i jakoś przebrniemy przez to bagno? Wiem, że życie ze mną na jakiejkolwiek płaszczyźnie nie jest proste. I ty też jesteś tego w pełni świadoma. Tego też jestem pewien. Ale nie możesz odpuścić sobie tak szybko.
- Nie mogę? – fuknęła, kiedy chłopak podszedł dostatecznie blisko, by poczuła się w pewien sposób zagrożona. Odsunęła się nieznacznie, chcąc zachować dystans. – Mogę, wiesz dlaczego? Bo dziewczyna z bliznami nie zasługuje na miłość. Wiesz, jak mam poharataną psychikę. Jak potrafię niszczyć ludzi. Już kiedyś kochałam pewnego człowieka. Całą sobą. A teraz? Nie wiem, zniknął. Może wącha kwiatki od spodu, może nigdy nie istniał, może był tylko snem, zmazą nocną, albo najgorszym koszmarem. A później najprościej na świecie pozostałam sama. I od tej pory jestem w pojedynkę z całym życiem, jakie prowadzę. I nie martwię się, czy może wyjdę z domu, nie wrócę, bo może przez przypadek nie zauważę czerwonego światła na przejściu dla pieszych, wchodząc, w pełni nieświadomie pod koła wielkiej ciężarówki wiozącej drewno. Albo może będę tak pijana, że zapomnę o tym, że za barierką balkonu już nie ma twardego podłoża i runę w dół, łamiąc sobie kręgi przez upadek na dno basenu.
Nie chcę takiego życia po raz kolejny. I tak mam wrażenie, że je znów zniszczę. Czy to tobie, czy sobie samej. A ostatnią rzeczą, jakiej pragnę, jest twoje cierpienie. Zrozum mnie, Tom. Stawiasz mnie przed naprawdę ciężką decyzją. Nie chcę cię w żaden sposób narażać na ataki ze strony mediów.
- I co? – zapytał, już zezłoszczony jej przemową. – Ty będziesz cierpieć, nie będąc ze mną, ja przez to, że nie będę z tobą, i mamy tak sobie żyć obok siebie tylko i wyłącznie ze względu na to, że jak to powiedziałaś, nie chcesz mnie narażać, tak? Zdajesz sobie sprawę, że to, co mówisz, nie ma najmniejszego sensu?
- Być może.
- Nie możesz chociaż spróbować? Skoro byłem twoim marzeniem, a teraz jestem tutaj, i chcę dać ci całego siebie, właśnie takiego, jakim jestem, dlaczego nie zaryzykujesz?
Nie wytrzymała napięcia. Nie mogła patrzeć na niego, udając, że nic ją nie rusza. To było jedno wielkie kłamstwo. Na krótką chwilę utkwiła wzrok w jego twarzy, po czym spojrzała na widok, który miała w zasięgu swoich stóp. Piękne, mimo nocy, oświetlone Hollywood, w oddali Downtown Los Angeles, Westlake, na którym mieszkała i słynne West Side. Wzięła głęboki oddech, po czym szybko odwróciła się w stronę wgapionego w nią Muzyka.
Nie myślała racjonalnie, wiedziała, że musi wrócić do tego, co już kiedyś poczuła.
Chwyciła jego twarz w swoje dłonie, przez ułamek sekundy rozkoszując się miłą strukturą jego brody.
Miał rację. Bała się.
Ale strach… należy przezwyciężyć.

Nie mając nic do stracenia, złączyła ich usta w długim pocałunku, a gdzieś w najciemniejszym zakamarku jej umysłu, serce biło się z moralnością.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 12: Milcz

16 maja 2014

Po wydarzeniach sprzed kilku dni nadal została niemiła poświata zawiści i obrzydzenia, jaką roztaczała wokół siebie matka bliźniaków. Kobieta rządziła domem tak, jakby należał do niej, a każdy, kto w nim mieszkał był obłąkanym pięcioletnim dzieckiem. Każdemu wydawała polecenia, rozkazy, nakazy, zakazy, chcąc przyporządkować sobie wszystkich wokół.
Kiedy Oliwia spokojnie obierała ziemniaki, by kolejno zrobić z nich frytki, obok pojawił się Bill z pocieszającą miną.
- Mama odjeżdża za dwa dni – uśmiechnął się, również wywołując miłe zaskoczenie na twarzy blondynki. Dziewczyna objęła go w pasie i podziękowała za dobre wieści. Kończąc razem tę domową czynność, której oboje równie mocno nienawidzili, rozmawiali o nowinkach muzycznych, które udało im się przechwycić w Internecie lub telewizji.
W porze obiadu prawie wszyscy milczeli. Czwórka potężnych chłopaków, jak i usadowiona między nimi mała blondynka o inteligentnie wielkich niebieskich oczach ukradkiem spoglądali tylko na zegarek, marząc, aby ten dzień, jak i kolejny minął na tyle szybko, by Simone jak najprędzej wyniosła się z domu.
- Przepraszam – mruknął Wokalista, odchodząc od stołu. Trzymając ogromny telefon w dłoni pobiegł na górę.
Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, zastanawiając się, czy powiedzieć Simone prawdę.
- Ach te kobiety – zaczęła Oliwia, niechlujnie machając ręką. – Zawsze wybierają najgorszy moment.
Na te słowa Basista zakrztusił się kawałkiem sałaty. Spojrzał na Gustava licząc, że ten mu pomoże, jednak gruby blondyn nie raczył zareagować we właściwy sposób. Zaczął się śmiać, zagłuszając Georga, który z każdą chwilą robił się coraz bardziej siny. Tom uderzył kilkakrotnie jego umięśnione plecy, dzięki czemu Listing poczuł się lepiej.
- Co tam u Camilli? – zagadnął Gitarzysta, kiedy jego brat wrócił do stołu.
- Nie najlepiej – mruknął, jakby chciał uciąć już ten temat. Oliwia dobrze go zrozumiała, kopiąc starszego z bliźniaków w kostkę. Ten tylko spojrzał na nią krzywo, nie do końca wiedząc, co się dzieje.
Simone darowała sobie kazanie, widząc jak negatywnie wszyscy są do niej nastawieni. Zaczynała rozumieć czemu.
- Chłopcy – zwróciła się do synów. – Który z was mnie odwiezie na lotnisko? Powinnam wrócić wcześniej, żeby zdążyć spotkać się z Gordonem zanim wyjedzie w trasę.
Wszyscy spojrzeli na matkę bliźniaków jak na kosmitkę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Jasne, spakuj się i daj znać kiedy jedziemy – powiedział Tom, widząc strapioną minę brata.

18 maja 2014

Były godziny późnowieczorne, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zaprosiła przybysza do siebie, cicho licząc, że zobaczy Toma. I zobaczyła. Prawie. W progu stanął Bill z winem i chipsami. Od kilku dni chodził taki strapiony, że nastolatka zaczęła się o niego poważnie martwić.
- Możesz poświęcić mi trochę czasu? Mam spory problem, a z Tomem na razie nie chcę o tym gadać, potrzebuję kobiecej rady – wyrzucił szybko, zamykając drzwi.
Była zdziwiona tym wyznaniem, jednak nie miała serca, by odmówić chłopakowi rozmowy. Przecież każdy zasługuje na trochę uwagi, zrozumienia i pomocy.
Pokrzepiająco poklepała miejsce na łóżku, po czym usadowiła się po turecku na zmiętej kołdrze.
- Więc co się stało?
- Będę ojcem – wydukał słabo, czując jak kręci mu się w głowie. Zabrzmiały… dziwnie, kiedy pierwszy raz wypowiedział je inaczej, niż w swojej głowie.
Blondynka wybałuszyła oczy, będąc równie przerażoną, co Wokalista. Wiedziała doskonale, kto nosi jego dziecko i gdy przemyślała całe zajście, uspokoiła się nieco.
Delikatnie ułożyła dłoń na rozdygotanym ramieniu chłopaka i uśmiechnęła się szeroko.
- Bill – zwróciła się do niego, nie spuszczając jego twarzy z oczu. – Masz dwadzieścia pięć lat. Uważasz, że to koniec świata?
- No nie…
- Przecież ją kochasz, prawda? – skinął powoli głową na to pytanie, uśmiechając się lekko. – Więc uważam, że dziecko w twoim wieku to nie tragedia, a coś normalnego. A że to wypadek przy pracy… co z tego? Trzy czwarte dzieci rodzi się z przypadku, bo w naszych czasach już mało kto planuje potomstwo z rozmysłem. Zamiast się martwić, po prostu zrób coś z tym. Przecież jesteś dorosłym facetem, czułym, opiekuńczym, dobrym… taki ojciec to skarb, sama nigdy takiego nie miałam. Chyba nie chcesz, by twoje dziecko wychowywało się tylko z jednym rodzicem, prawda? Weź sprawy w swoje ręce. Na początku… powiedz chłopakom. Mają prawo wiedzieć, Tom w szczególności. Później zajmij się Camillą, myślę, że doskonale wiesz, co mam na myśli.
Słysząc, że dziewczyna nie ma pretensji o to, że zniszczył życie jej kumpeli, ucieszył się. Miał nadzieję, że nastolatka nie potraktuje go jak podrzędnego dziecioroba i nie mylił się.
- Wino chyba bardziej tobie będzie potrzebne – zaśmiała się, wciskając chłopakowi butelkę w rękę. – Idziemy spać, Bill. Jutro przed tobą ciężki dzień, a ja skrzętnie dopilnuję, czy aby na pewno wywiążesz się z postanowień, jasne?
Kaulitz skinął ochoczo głową, po czym obdarował Oliwię soczystym buziakiem w czoło.

Kiedy chciał już wyjść z pokoju, by móc spokojnie porozmawiać z Oliwią, usłyszał, jak drzwi od jej pokoju otwierają się ze zgrzytem, po czym usłyszał głos własnego brata.
- Oczywiście, obiecuję! Tom to wiedział, kogo znaleźć. Dzięki raz jeszcze! – po czym zaśmiał się, idąc w swoją stronę.
Gitarzysta nie wytrzymał, i kiedy tylko drzwi od sypialni brata zamknęły się cicho, skierował się od razu do pokoju Oliwii.
Zza drzwi słychać było jedynie dźwięki Tryin’ not to love you od Nickelback, i cichy śpiew dziewczyny. Nieśmiało zapukał w drewniane drzwi, które po chwili uchyliły się. Przed nim stała blondynka z niedbałym kokiem w wielkiej koszulce Ramones. Posłała mu swój delikatnie zawstydzony uśmiech, po czym odsunęła się nieznacznie, dając tym znak, by chłopak wszedł do środka.
- Stało się coś? – zapytała, śmiejąc się cicho. Tom popatrzył na nią zdezorientowany.
- Chciałem porozmawiać – powiedział, nie do końca widząc w tym sens.
Kiedy pytała go, o czym dokładnie, on po prostu patrzył w punkt gdzieś poza nią, jakby zahipnotyzowany.
- Tom, mówię do ciebie – upomniała go, lekko zirytowana tym, że chłopak w ogóle nie zwraca na nią uwagi.
- Nic, nic. Ubierz się wygodnie i widzimy się za dziesięć minut w salonie. Zabieram cię… na przejażdżkę – uśmiechnął się, cmoknął dziewczynę w czoło i wyszedł bez słowa, jedynie z uśmiechem od ucha do ucha, który malował mu się na beztroskiej twarzy.
Dźwięk silnika motocykla zagłuszał jej myśli. Było kilka minut po północy, a oni zmierzali w nieznanym kierunku. No, przynajmniej Oliwia nie wiedziała w jakim miejscu wyląduje. Tom za to zdawał się być skupiony na drodze, zdecydowany i z pewnością zbyt pewny siebie, co objawiało się niebywale szybką jazdą i brawurowymi popisami na i tak opustoszałej już drodze.
Nastolatka, niczym mały miś koala, dzielnie trzymała się jego brzucha i ud w obawie, że jeden fałszywy ruch sprawi, że oboje wylądują na twardej i szorstkiej powierzchni asfaltu.
Kiedy wydawało się jej, że opuszczają miasto, na horyzoncie pojawiła się mała, dość mocno oświetlona knajpa, która wydawała się świecić pustkami. Zatrzymali się powoli, a dziewczyna zeskoczyła ze skórzanego siedzenia. Zdjęła szybko masywny kask i poszła śladami Gitarzysty.
Wprowadził ją do środka i odszedł w stronę baru, rzucając przez ramię, by zajęła najwygodniejszy dla niej stolik. Posłusznie wykonała polecenie, bacznie przyglądając się wnętrzu. Gdy tak zastanawiała się, po co Tom ją przywiózł w takie miejsce o takiej porze, on nagle zjawił się znikąd, siadając naprzeciwko.
- To tylko przystanek – uśmiechnął się, wybudzając blondynkę z transu. Ta spojrzała na niego ze zdziwieniem, jednak nic nie powiedziała. – Zamówiłem spaghetti, mam nadzieję, że będzie ci smakować.
- Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała, jak gdyby nigdy nic.
- Chciałem pokazać ci Hollywood. A przy okazji spędzić z tobą trochę czasu – rzekł, wprawiając dziewczynę w osłupienie. – Chyba mam prawo, skoro się przyjaźnimy.
Oliwia skinęła powoli głową, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni.
Trochę ją to zastanawiało. Tom zachowywał się dziwnie, tego była pewna. Czuła, że jest spięty, jakby miało się coś stać. Nie rozumiała tylko co. Sztuczne podtrzymanie rozmowy, jakby tylko z grzeczności.
- Najadłaś się? – zapytał, kiedy dziewczyna wkładała do ust widelec z nawiniętym na niego makaronem. Gryząc ostatki porcji, skinęła głową z uśmiechem. Chłopak wstał i podał jej swoją dłoń. – Chodź, jedziemy dalej.
Mimo dziwnego przeświadczenia, że to nie koniec wrażeń, chwyciła jego zgrabne palce i wspólnie udali się na zewnątrz. Ponownie zasiadła na skórzanym siedzeniu motocykla, czekając na rozwój sytuacji.
Zjechali na jeszcze bardziej odludnioną drogę, która, jak jej się wydawało, ciągnęła się w górę. Zakręty były na tyle strome, by wywołać w Oliwii lęk, którego nie mogła się pozbyć nawet świadomością, że wtula się w Toma, przy którym nie mogła stać się jej krzywda. Z zaciśniętymi powiekami czekała na ciszę informującą ją o tym, że silnik zgasł, a oni są już na miejscu, cali i zdrowi.
Nie musiała czekać długo na zbawiennie głuche odgłosy odrywania dłoni od kierownicy. Kiedy uchyliła powieki, uderzyła w nią ciemność będąca kolejnym powodem do strachu.
- Tom? – zapytała niepewnie. – Gdzie jesteśmy?
Panikowanie było w stylu Oliwii. Doskonale to wiedział. Udawała twardą, chcąc ukryć swoją wrażliwość. Zaśmiał się cicho i złapał dziewczynę w pasie. Do jego uszu dotarł pisk nastolatki. Gdy postawił ją na ziemi, bez wahania pociągnął ją w znanym mu kierunku.
Nie zadawała już żadnych pytań. Po prostu szybciutko dreptała za jego stopami, starając się nie potknąć czy przewrócić. Kiedy dotarli na miejsce, oczom dziewczyny ukazała się panorama miasta rozciągająca się w dole.
Tom wskazał spore oświetlone obiekty w dole, ustawione na zboczu góry.
- Jesteśmy na wzgórzu Hollywood – uśmiechnął się do niej, ściskając mocniej jej wątłą dłoń.
- I po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała z przekąsem, spoglądając na ekran telefonu, który ledwo trzymała. – O drugiej dwadzieścia, gdzie jest mi tutaj cholernie zimno?
- Bo cię kocham? – zapytał, lekko rozczarowany reakcją dziewczyny. – Kocham, rozumiesz? I nie zmienię tego. Chciałaś, bym się o ciebie postarał. Więc wiedziałem, że to będzie idealne miejsce. Sądziłem, że jako moja fanka będziesz chciała znać tajemnicę mojego azylu. Oto on. To tutaj się ukrywam, kiedy wszystko jest nie tak. Tylko to miejsce mogę nazwać moim. Ale najwyraźniej… ciebie nic nie interesuje.
- Milcz – warknęła, nie mogąc go już słuchać. – Nie patrz na mnie jak na fankę. Mam tego dość. Nie uważam cię już jako idola, powinieneś był to wiedzieć.

- Zamiast się kłócić mogłabyś powiedzieć, że po prostu mnie kochasz? Tak będzie o wiele prościej i wreszcie bez wyrzutów sumienia będę mógł cię pocałować, do jasnej cholery! – krzyknął, już nie wiedząc jak ma zareagować.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 11: Wojowniczka

1 maja 2014

Pięć osób siedziało w ciszy przy jednym stole.
Nabzdyczony Bill, obrażony na cały Świat za to, że nie mógł zostać na noc poza domem.
Osowiały Tom, którego wciąż nękała Ria, nieznośnymi telefonami do tego stopnia, że rozważał wybicie wszystkich szyb w jej mieszkaniu.
Zniesmaczony Gustav, który wciąż nie mógł wymazać z pamięci widoku nagiego Wokalisty, którego miał okazję ściągać z oszołomionej Camilli zaledwie kilka godzin wcześniej.
Georg, który miał mętlik w głowie, wciąż patrząc na wystraszoną twarz jego nowej przyjaciółki siedzącej między Perkusistą a starszym z bliźniaków.
Oliwia nie patrzyła na nikogo. Jej nieobecny wzrok był ślepo utkwiony w jajecznicy ze szczypiorkiem, która już wystygła i nie przypominała niczego innego, jak tylko żółto-białą breję.
- Jesteście totalnie nie fair! – wrzasnął Bill, odsuwając od siebie owsiankę z jogurtem i mrożonymi malinami. Teatralnie, jak to miał w zwyczaju podczas ataków furii, wstał od stołu i odszedł w stronę schodów. – Matka przyjeżdża dopiero na obiad! Spokojnie mogłem wrócić na południe, a i tak…
Nie dane mu było dokończyć. Dramatyczne wywody w wykonaniu młodszego z braci przerwał donośny dzwonek do drzwi.
Pozostała czwórka wbiła swoje oczy w Wokalistę. Wszyscy wiedzieli o dwóch sprawach. Kto przyjechał, i kto był zmuszony otworzyć drzwi wejściowe. Urażony blondyn poprawił szybko bawełniane dresy i koszulkę, po czym pobrzękując okazałą ilością biżuterii poszedł do holu, by wpuścić do środka swoją matkę.
Kobieta wkroczyła do salonu, w którym była reszta domowników, pełna entuzjazmu na twarzy i wigoru emanującego z jej ciała. Zamarła w półkroku, widząc zmieszaną obcą jej osobę przy stole. Widziała ową blondynkę pierwszy raz w życiu i nie wiedziała, jak powinna zareagować.
W pewnej chwili dziewczyna wstała od stołu, by po chwili stanąć przed wysoką i szczupłą mamą braci Kaulitz.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się delikatnie, lekko ściskając dłoń zdziwionej kobiety, która nie do końca wiedziała, co się dzieje. – Umm… jestem – spojrzała przelotnie na Toma, który podpierał twarz na opartych o stół rękach. Skinął szybko głową, uśmiechając się szeroko. – Przyjaciółką Toma, przez jakiś czas jeszcze jestem zmuszona tutaj mieszkać.
Kobieta uniosła z zaciekawieniem wzrok na syna, marszcząc brwi.
- No tak. Zaprzyjaźniliśmy się z Olly kilka tygodni wcześniej – zaczął powoli, nie wiedząc jak ubrać w słowa wszystko to, co się zdarzy. Jego mama potrafiła być bardzo nieprzewidywalna. – Przez pewne sprawy po prostu nie miała wyboru i… zamieszkała z nami.
- Zapewniam, że to tylko stan przejściowy, nie chcę siedzieć chłopakom zbyt długo na głowie – zaoponowała nastolatka, jednak Simone zbyła ją niedbałym skinieniem ręki. Niebieskooka skuliła się na krześle, a Basista posłał matce swoich przyjaciół morderczy wzrok.
- Oliwia, idź się zdrzemnij, nie spałaś zbyt dobrze ostatnio – rzekł szatyn, spoglądając na dziewczynę. Już chciała coś odpowiedzieć, kiedy Muzyk zareagował o wiele szybciej niż mogła się spodziewać. – Już, już! Ani słowa.
Nastolatka westchnęła, wstając podziękowała za posiłek i dziwnie zgarbiona, skierowała się na górę, w celu zakopania się w swojej sypialni. Już wiedziała, że matka Billa i Toma za nią nie przepada. Jakby zrobiła coś złego…

- Co ona tu robi!? – krzyknęła pani Kaulitz, kiedy nastolatka zniknęła na piętrze.
- Nie drzyj się – warknął Bill, znosząc talerze do kuchni. – To nasza przyjaciółka. Miała trudną sytuację w domu, więc zamieszkała u nas.
Wokalista nie chciał zdradzać zbyt wielu szczegółów, wiedząc, że to nie wpłynęłoby zbyt dobrze na relacje Oliwii z jego matką.
- To nasz dom, więc my decydujemy o tym, kto w nim mieszka. Mogłabyś się wykazać empatią i współczuciem, szczególnie, że jest dobrą dziewczyną, która zasługuje na dobre traktowanie za piekło, jakie zgotował jej ojciec, kiedy jeszcze mieszkała u siebie. My nie mamy zamiaru jej wyrzucać – powiedział Tom, nie zwracając uwagi na oburzenie matki, która aż gotowała się ze złości. – Jestem za stary na to, by słuchać czyichś kazań.
- Ona ma z szesnaście lat!
- Osiemnaście – wtrącił Gustav, zakładając rękawiczki. Po chwili zaczął zapakowywać zmywarkę.
Simone zrozumiała, że nie przegada czterech facetów, którzy stoją murem za tą dziewczyną.
Nie za bardzo podobało jej się to, że ktoś obcy wkroczył w prywatność jej synów. A oni na to się godzili, nie snując jakichkolwiek podejrzeń. Jednak… analizując zdarzenia od momentu, kiedy pojawiła się w domu, nastolatka nie wydawała się być choćby trochę podjerzana.
Zachowywała się wyjątkowo miło i cicho, jak na nastolatkę, która normalnie darłaby się w niebogłosy, robiła awantury i udawała, że pozjadała wszystkie rozumy. Bez słowa posłuchała Georga, kiedy kazał iść jej na górę, a każdy bronił ją jakby była ich siostrą. Może jednak mieli rację… nie zaufaliby komuś, kto byłby dziwakiem.

- Mam nadzieję, że nie przejęłaś się za bardzo moją matką – zaczął Tom, bez uprzedzenia wchodząc do pokoju Oliwii. Dziewczyna ociekała potem, ćwicząc bez przerwy. Przelotnie spojrzała na Muzyka, po czym razem z instruktorką wróciła do powolnych przeskoków z prawej na lewą nogę.
- Jednak nie lubię, kiedy ktoś osądza mnie z góry – wysapała, ocierając frotką na ręce pot z czoła. Była purpurowa na twarzy, a każdy kawałek ciała był pokryty ciężką, słoną cieczą, która pokazywała, ile dziewczyna wkładała sił i starań w to, co robiła. – Dość się nasłuchałam przytyków.
- Olly, nikt nie krytykuje tego, jak wyglądasz – zaczął delikatnie, doskonale wiedząc, jak bardzo starannie powinien dobierać słowa, zacząwszy ten jakże drażliwy temat. – Nie o to jej chodziło.
Kiedy dziewczyna stanęła naprzeciw niego, wiedział, że rozpętał wojnę. Zacisnął więc dłonie w pięści i czekał na wybuch.
- Nieważne, o co chodziło – zaczęła powoli, starając się zachować spokój. – Wiem, że nie jestem mile widzianym gościem w tym domu, skoro jest tutaj twoja matka. Założę się, że nawet słowem nie wspomniałeś o tym, jak wyglądało moje życie zanim tutaj trafiłam. Odnoszę wrażenie, że przyjaciółka Toma to złe określenie, zarezerwowane dla tych panien, które najpierw ci dawały, a później nie zdążyły wyjść zanim wstała Simone. Chyba jednak nie dałam ci, skoro nie pamiętam.
- Oliwia… - jęknął, opuszczając barki.
- Nie, nie Oliwia. Albo wytłumaczysz to wszystko sam, albo ja to zrobię – wycedziła, używając najlepszego ultimatum, jakie mogła tylko wymyślić. Kiedy Muzyk wciąż milczał, spojrzała na niego z pobłażaniem, po czym skierowała się do drzwi. – Sam tego chciałeś.
Popędziła w dół, gdzie znalazła panią Kaulitz* w salonie, siedząc z drugim synem i pozostałymi członkami zespołu na sofie. Gdy przykuła uwagę kobiety, ta tylko spojrzała na nią z odrazą i wróciła do rozmowy z Basistą, który choć bardzo się starał, nie umiał być miły.
- Dlaczego pani mnie tak traktuje? – zapytała blondynka, układając dłonie na swoich pulchnych boczkach. Simone ponownie utkwiła w niej swoje zdenerwowane spojrzenie, nie do końca wiedząc, jak zareagować. – Sądzi pani, że sypiam z Tomem? Albo, że przyjaźń to tania wymówka? Proszę nie być śmieszną. Nie wie pani dlaczego się tutaj znalazłam, ani jak, kiedy i gdzie poznałam pani starszego syna. Śmiem podejrzewać, że nic pani o nim nie wie. Że już nawet pani uwierzyła w tą durną łatkę łajdaka, który co chwilę rozgląda się za nową dziewczyną. Otóż nie. Pani syn uratował mi życie. Poznaliśmy się, nieważne jak i gdzie. Opowiedziałam mu, jak to byłam traktowana przez ojca. Jak ostatnią szmatę, prostytutkę i nic nie wartą kurwę, której tylko należałoby się pozbyć. Tom dał mi to, czego nigdy nie umieli zagwarantować mi moi rodzice. Dał mi miłość, akceptację, bezpieczeństwo i poczucie przynależności. Pokazał mi, co to prawdziwa rodzina, bo taką tworzy z chłopakami. Oni też zasługują na podziękowania, przyjmując mnie pod swoje skrzydła bez pytań, wymogów, litości i współczucia. Po prostu są, jakbym była częścią ich życia nie przez kilka miesięcy, ale lat. Więc mimo wszystko nie radziłabym nikogo oceniać z góry.
- Kim ty jesteś, by mówić mi, co mam robić?! – zagrzmiała kobieta, z oburzeniem wstając z kanapy. – Ty mała…
- Francowata kurwo? Kretynko? Idiotko? Bezczelna świnio? Jestem nikim, fakt. Ale kocham pani syna, czy się pani podoba to, czy nie. I będę go bronić, bo dał mi więcej ciepła i miłości niż wszyscy, którzy do tej pory stanęli na mojej drodze. Ja mogę odpuścić, zawsze tracę to, na czym mi zależy. Jednak wiem też, że i Tom coś do mnie czuje. Więc jeśli nie zrozumie pani mnie, to proszę zrozumieć jego. Moje życie, jak i pani po części, kręci się wokół Toma. To chyba jedyny aspekt, w którym w pełni możemy się zgodzić – załkała ostatni raz, po czym wyszła z domu. Nie zwracając uwagi na krzyki przyjaciół, trzasnęła drzwiami i poszła do parku w celu znalezienia jakiegokolwiek ustronnego miejsca.
Miała szczerze dość tej kobiety mimo, że znały się dopiero kilka godzin. Wiedziała, że może zbyt bezpośrednio zareagowała, ale nie wiedziała, co zrobić. Po prostu musiała uwolnić się od presji otoczenia, którą wywoływała matka bliźniaków.

Gitarzysta siedział w swojej sypialni, odpalając kolejnego papierosa. Dochodziła jedenasta w   nocy, a Oliwia jak zniknęła, tak wciąż jej nie było. Nie wzięła portfela, telefonu, kluczy, ani nawet nie powiedziała dokąd się wybiera.
Uzmysłowił sobie, że ta dziewczyna, jako pierwsza postawiła się jego matce w pełni dobrowolnie, choć może nie do końca świadoma konsekwencji. Miała jaja, jak to zwykł mawiać jego biologiczny ojciec. Uwielbiał ją za to. Za ten cięty język, bezpośredniość i naturalność, która biła z jej osobowości.
Bał się, że ją straci, że coś się stało. Miał ogromną ochotę zamknąć drzwi na klucz, wziąć szklaneczkę i butelkę z koniakiem, by w spokoju rozsiąść się na tarasie. Jednak nie tykał szkła. Obiecał sobie, że będzie trzeźwy do momentu, w którym dziewczyna nie wróci do domu. Musiał być świadomy, jeśli stałoby się cokolwiek.
Zamyślenie zostało zakłócone przez ciche pukanie, a po chwili drzwi uchyliły się nieznacznie. W progu stanęła przybita Oliwia, z zapuchniętymi oczami, nie do końca będąc pewną, co mogłaby w tej sytuacji powiedzieć. Jednak Muzyk uratował ją skineniem głowy w stronę łóżka.
- Nie rób tak więcej, miałem zamiar dzwonić na policję – wyznał, czując piasek pod powiekami.

Wróciła do domu, była bezpieczna. Wiedział, że teraz dopiero mógł stwierdzić, że jest spokojny.



* wiem, że Simone zmieniła nazwisko, ale byłam zbyt leniwa, by szukać U umlaut w klawiaturze worda.
Witam po przerwie, mam nadzieję, że ktoś zareaguje na ten post. Jeśli zobaczę choć jeden komentarz, wracam do stałego pisania.