27 czerwca 2014
Razem z dziewczyną siedział na szpitalnym korytarzu. Jej
już lekko widoczny brzuch rozpraszał go na tyle, by nie usłyszeć, kiedy lekarka
poprosiła czerwonowłosą do gabinetu.
- Powinienem wejść z Tobą, Cam? – zapytał, podrywając się z
miejsca. Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynym potwierdzającym gestem było
lekkie kiwnięcie głowy. Puścił ją więc przodem, po czym szybko zamknął drzwi od
szpitalnego pokoju.
Po krótkim wywiadzie przeprowadzonym przez panią ginekolog,
dziewczyna ułożyła się na leżance z podwiniętą do góry bluzką.
Kilka chwil później po gabinecie rozeszło się echo bijącego
serca. Był to nienaturalnie szybki rytm, który przeraził Muzyka siedzącego
nieopodal ciężarnej.
- Spokojnie, z dzieckiem jest jak najbardziej w porządku.
Serduszko jest jeszcze małe, ale pracuje normalnie, wręcz książkowo. Nie mamy
się czym stresować – kobieta uspokoiła Billa, jednak ten nie mógł za nic w
świecie usiedzieć w miejscu.
- To nie dla mnie, muszę zapalić z tego wszystkiego.
Camilla, skarbie, jakbym nie wrócił, to poczekaj na mnie przed gabinetem –
pożegnał się i wyszedł przed budynek. Odpalając papierosa, wybrał numer Oliwii.
Odebrała po trzecim sygnale.
- Z dzieckiem jest OK – oznajmił bez ceregieli, po czym
poczuł, jakby ktoś zdjął z jego barków wielki ciężar. Odetchnął pełną piersią,
i naprawdę, ze szczerego serca zaczął się cieszyć. – Chyba pora powiedzieć o
tym głośno i wyraźnie.
- Na pewno, Bill, na pewno – blondynka po drugiej stronie
nie mogła ukryć podziwu i dumy rozpierającej jej serce.
Wiedziała, że Wokalista wydoroślał, dzięki czemu zmienił
się z roztrzepanego egoisty na pomocnego i dobrodusznego przyszłego ojca. Bardzo
podobała się jej ta zmiana, szczególnie, że nie tylko Camilla miała odczuć jej
skutki. Muzyk rozłączył się kilka chwil później, zgasił niedopałek papierosa
szybkim przydepnięciem, by czym prędzej wrócić z powrotem do kliniki.
***
Patrzył na nią, kiedy tak radośnie stąpała po dywanie,
niczym zjawa, jakby pojawiała się, by zniknąć ułamek sekundy później. Albo
chowała się przed nim, albo przed całym światem. Nie był tego do końca pewien.
Mimo to wiedział, że nie uciekła na stałe. Nie mogła, nie
wyobrażał sobie tego. Już raz rozpłynęła się w przestrzeni, niczym nimfa wodna
w toni jeziora. Nie chciał po raz kolejny rozpamiętywać tych momentów strachu i
tęsknoty, które wtedy zżerały go od środka. To by było okropne, a przecież nie
był masochistą.
- Tom, czy ty się dobrze czujesz? – blondynka nachyliła się
nad nim, w obawie, że faktycznie stało się coś złego. – Wszystko w porządku?
- Hm… tak – odparł, uśmiechając się lekko. – Wiesz może,
gdzie jest Bill?
Dziewczyna jednak nie zdążyła odpowiedzieć słysząc, że ktoś
próbuje dostać się do domu. Gdy otworzyła drzwi, jej oczom ukazała się druga
część zespołu, w postaci basisty i perkusisty, którzy – jak przez całe dziewięć
lat bycia fanką jej się wydawało – tworzą odrębny system, we dwójkę dogadując
się tak samo dobrze, jak Bill z Tomem.
Przywitała obu chłopaków, po czym wpuściła ich do środka.
I już wiedziała, że starszy z bliźniaków ma możliwość
poużywania sobie na biednym Gustavie, który na dobrą sprawę sam się podkładał
na ofiarę.
Kilka minut później w domu pojawił się Bill z Camillą,
która próbowała ukryć lekko odstający brzuch.
- Chłopaki są w salonie. Powiedzcie to im teraz, to chyba
dobry moment – Oliwia wprowadziła dwójkę przyjaciół do salonu, jakby byli
skazańcami na sali rozpraw. – Hej, cisza!
Milczenie nastąpiło na krótką chwilę, kiedy to wokalista
próbował wyartykułować w miarę normalne wytłumaczenie swojego dziwnego
zachowania.
- O Jezus no, jakby to powiedzieć szybko i bezboleśnie –
zaczęła Camilla, sadowiąc się koło Gustava. – Chłopaki, ja i Bill spodziewamy
się dziecka.
Basista wraz z perkusistą spojrzeli na siebie swoimi
dziwnymi wyrazami twarzy, po czym jęknęli z niesmakiem.
- Ale chwila, moment! – krzyknął Georg, teatralnie
opuszczając swoje miękkie, choć wysiedziane miejsce na kanapie. – Czy to
oznacza wymioty, rosnący brzuch, rozstępy, humorki, zachcianki, marudzenie,
lody o piątej nad ranem? Później „A! Wody mi odeszły!”, a Bill będzie szukał
przecieku w pralce, wrzaski, płacz, poród… kupy, żarcie, kupy i jeszcze więcej
śmieci?! – wygłaszając swój poruszający monolog, gestykulował w swój
niespotykany sposób. Przejętym głosem rozbawił wszystkich domowników, przez co
Tom aż spadł na podłogę, niespodziewanie lądując pod nogami swojego brata. Po
całym budynku rozchodził się dźwięk kilku zmieszanych ze sobą śmiechów. Oliwia
pomyślała, że z pewnością każdy, kto mijałby ich dom z bliższej odległości po
prostu uznałby to miejsce za dom wariatów.
Być może tak było. Jednak nieważne, jak pokręceni byli
wszyscy ci, którzy co rano gromadzili się razem z nią przy jednym stole.
Odkryła, jak mimo wszystko życie z nimi jest łatwe i przyjemne. Była pewna
również tego, że nie zamieniłaby się z nikim. Za nic w Świecie.
- Być może Ty właśnie tak to widzisz – Wokalista uśmiechnął
się do przyjaciela z pobłażaniem. Basista pajacował na każdym możliwym kroku
bez względu na to, czy widział dziecko z umazaną lodami buzią, czy Billa, który
potknął się o kable jego własnej gitary basowej i w trakcie soundchecku leżał
jak długi w poprzek podestu, a jego głowa zwisała bezwładnie poza sceną. Każdy
moment był dobry na docinki i wytykanie palcami. Bez względu na zaistniałą
sytuację.
- Ale mimo wszystko za dwa lata mały gamoń będzie biegał za
tobą po domu, śmiał się i piszczał „Gejo, Gejo!” – Oliwia, mimo że od początku
wspierała świeżo upieczonych rodziców, wyobrażając sobie taki obrót sprawy,
dołączyła do czerwieniejącego ze śmiechu Gustava i wciskając swoją pucołowatą
twarz w poduszki, rechotała do rozpuku, wyobrażając sobie „wuja Geja”.
Wiedziała, że jej wyobraźnia płata figle, ale nigdy nie była w stanie zapanować
nad tym, co widziała w swojej głowie.
***
Kiedy wszyscy zaznajomili i oswoili się z wiadomością o
dziecku, które za kilka miesięcy miało pojawić się na Świecie i wywrócić życie
całego zespołu do góry nogami, wrzawa ucichła; każdy wrócił do dawnego tempa
dnia i zajęli się własnymi sprawami.
Tom kilka minut po dwudziestej trzeciej układał się między
fałdami zimnej wykrochmalonej pościeli. Biała, lekko twardawa w niektórych
miejscach poszwa kołdry nie dawała się ułożyć tak, jak zawsze lubił. W końcu
skapitulował, rzuciwszy swoje ciało w najrzadziej wybieranej przez niego
pozycji, odetchnął z ulgą. Leżał na brzuchu, z lewym policzkiem przyciśniętym
do wywietrzonej poduszki. Chłodne
powietrze, o ile tak można nazwać powiew czerwcowego wiatru, smagał jego
odzianą w czarne bokserki skórę. Włoski na karku stawały dęba, kiedy wciąż
słyszał delikatne dźwięki dobrze znanych mu piosenek, których przecież sam był
współautorem.
Oliwia nie spała, i był o tym święcie przekonany. Miała
swoje zasady. Musiała mieć koc, minimalną ilość poduszek, otwarte okno,
założone skarpetki oraz ciszę i ciemność. Zastanawiał się, o czym tak zawzięcie
myślała, kiedy kilka godzin wcześniej kilkakrotnie przyłapał ją na intensywnym
przypatrywaniu się brzuchowi kobiety swojego brata.
Wiedział przecież, że w jej łonie kryła się mała istotka,
która miała wyrosnąć na psotnego bratanka lub pełną wdzięku bratanicę. Czyżby i
blondynce, od której dzieliło go kilka metrów i dwie pary drzwi, również tak
szybko marzyło się macierzyństwo? Wątpił w to. Miała przed sobą jeszcze kilka
lat nastoletniego życia, pełnego beztroski i głupawych pomysłów, z którego nie
mogłaby korzystać w taki sposób, w jaki by chciała, ograniczana przez małego
sobowtóra jej samej.
Był również pewien, że dałby jej dziecko, gdyby naprawdę
miało to ją uszczęśliwić. Jeśliby chciała dwoje, toby dostała dwoje.
Prawdopodobnie bliźniąt, bo to przecież on, a nie Bill urodził się pierwszy. A
starszy bliźniak zawsze miał większe szanse na bliźniaczą ciążę swojej żony.
Partnerki? Dziewczyny? Kobiety?
Ni cholery nie miał zielonego pojęcia jakby mógł nazywać
to, co było między nim a Oliw. To tylko pocałunek.
Ale w jego mniemaniu ten pocałunek wyrażał znacznie więcej,
niźli mogło się wydawać. Czuł, że to zbliżenie, do którego doszło między nim a
jego przyjaciółką, lub kimkolwiek teraz była, był czymś, od czego zależy jej
życie. Jakby był ostatnią rzeczą, jaką miałaby zrobić, zanim wszystko, co miała
zostałoby jej odebrane. Bez zastanowienia chwycił wolną ręką leżący na podłodze
telefon, i po włączeniu edytora wiadomości, szybko wystukał treść
nieskomplikowanego esemesa:
Może wszystko
będzie inne kiedyś niż teraz. Może wszystko będzie wyblakłe niczym stary
rysunek. Ale z pewnością dam Ci wszystko, czego potrzebujesz. Z
pewnością dam Ci też to wszystko, czego oczekujesz. Obiecuję Ci po prostu przy
Tobie być.
Kilka
sekund później usłyszał dźwięk nadesłanej wiadomości i kilka siarczystych
przekleństw wypowiedzianych przez niebieskooką.
Wyłapał
również swoje imię w zgiełku wszystkich hałasów, które był w stanie
zarejestrować przez swój już nie najlepszy słuch. Chwilę po tym wszystkie
dźwięki dobiegające do jego uszu dziwnie ucichły, pozwalając się skupić na tym,
co miało się stać.
Nastolatka
wyszła ze swojej sypialni, i kierując się w stronę pokoju Toma, delikatnie,
choć nadal swoim charakterystycznie słoniowym krokiem, wkradła się do środka
jego wyciszonej samotni.
Nieśmiało
przyklapnęła na brzegu łóżka i wlepiła wzrok w umięśnioną sylwetkę mężczyzny,
który swobodnie leżał w zasięgu jej ręki. Dotknęła delikatnie jego prawego
przedramienia, które wyciągnięte było w jej stronę i westchnęła.
-
Nie udawaj, że śpisz. Przecież wiem, że to nieprawda – uśmiechnęła się
cwaniacko, szturchając go zaczepnie.
-
Ja sądziłem, że zaśniesz.
-
Niemożliwe.
Uniósł
się na łokciach, wpatrując się w jej czekające oczy. Źrenice nastolatki
przypominały mu monety, które zbierał jego dziadek, kiedy jeszcze on i Bill
byli mniejsi od średniej wielkości lodówki. Swoim starym, ale najlepiej działającym
na wszystkich sposobem, oblizał usta i
przygryzł dolną wargę.
Oliwia
ze świstem wciągnęła powietrze w swoje płuca, czekając na rozwój wydarzeń.
Czuła, jak atmosfera w sypialni gęstnieje, przecinając jej skórę; godząc ją
niczym nóż. Nie wiedziała, czego tak naprawdę chce i na co powinna się
przygotować.
Na
bardziej intensywny rozwój wydarzeń czekała latami od dnia, kiedy obudziła się
i spojrzała na jeden z wielkich plakatów na jej ścianie. To po prostu się
stało. Stwierdziła, że uśmiech Toma jest właśnie tym, czego w głębi serca
potrzebowała do życia. I przez te lata platonicznej miłości do chłopaka, który w
pewnej chwili stał się realniejszy, niż mogłoby się jej wydawać, przed snem
myślała o tym, jak to jest móc poczuć dotyk jego niezwykle aksamitnej skóry na
swoim ciele. Pragnęła tego tak długo, ale z drugiej strony… nie była na to
gotowa. Chyba nie chciała go zawieść.
Pozwoliła
mu przyciągnąć swoje ciało do jego, jak i pocałować swoje stęsknione usta. Kiedy
tak leżała pod ciężarem sylwetki muzyka, co chwilę pieszczona jego pełnymi
miękkimi wargami, błądziła dłońmi po nagich lędźwiach chłopaka.
Wszyscy,
którzy mieli możliwość okupowania sypialń w domu spali niczym małe dzieci, nie
będąc choćby w najmniejszym stopniu świadomym tego, co kryło się w umysłach
dwójki ludzi lgnących do siebie.
Odważył
się delikatnie dotykać jej odzianego jedynie w wielką koszulkę ciała. Nie były
to ruchy, które wykonywał mając do czynienia z kobietami stojącymi na jego
drodze jakiś czas wcześniej. Każdy gest był nader delikatny, przemyślany i
niezbyt ordynarny, jak kiedyś. Muskał palcami skórę rozanielonej dziewczyny
wzdychającej w jego malinowe usta z taką nabożnością, jakby trzymał w dłoni
prawdziwy Całun Turyński*. Nie spiesząc
się donikąd, powoli i ostrożnie wsunął dłoń pod materiał jej bluzki, i sunąc w
górę między jej piersiami, których nie miał odwagi choćby dotknąć, zatrzymawszy
się w okolicy wgłębienia ramienia, kreślił bliżej nieznane mu wzory.
Ułożył
się obok ciała Oliwii, której serce miało nienaturalny rytm, poruszone tym, co
działo się zaledwie kilka sekund wcześniej. Wolną dłonią czule pogłaskał pucołowaty
policzek dziewczyny, po czym wyszeptał kilka tak doskonale znanych jej słów.
-
Und wenn dieser Tag der letzte ist, bitte sag’ es mir noch nicht…**
* Całun turyński - płótno lniane, które ma wyraźne ślady ludzkiego ciała. W tę tkaninę prawdopodobnie zostało owinięte ciało Jezusa Chrystusa po ukrzyżowaniu. Jeden z największych reliktów chrześcijańskich.
** Tokio Hotel - Der Letzte Tag
W końcu coś się dzieje między nimi :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Bill i Camilla w końcu postanowili wszystkim powiedzieć o dziecku.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu kiedy to Oliwia mówiła " Gejo, Gejo!", dosłownie pękałam ze śmiechu.
Odcinek naprawdę ciekawy. Czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością.
Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.
I czemu znów doprowadziłaś mnie do płaczu? Najpierw ze śmiechu przez Geo, a potem przez czułość Toma. Jesteś zUą kobietą!
OdpowiedzUsuńHahahahahahaha przecieku pralki hahahahaha rozbawilo mnie to na maksa xd
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze czesci ;)
Witam, jeszcze raz Pani Agato :) Widzę, że czeka mnie trochę do nadrobienia w Pani twórczości, ale to dobrze, w dzień wolny od pracy trzeba się jakoś zrelaksować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Papierowa Wyobraźnia
PS. Mam taka propozycję, skoro jesteśmy w blogowej sferze, może przestaniemy sobie "paniować" i przejdziemy na Ty? ;)
Jestem jak najbardziej na tak :)
UsuńHM............Aga . Pomijam fakt ,ze jak ci wcześniej mówiłem , szacunek za dojrzałość.Poczytałem trochę niestety nie wszystko czas nie pozwala, jednak widać ze do początku się rozwijasz , dojrzałości analizy i konsekwentność łączenia emocjonalnego zaangażowania ,ciągłość sytuacyjna. Dziewczyno masz talencik. Tyle ci powiem .
OdpowiedzUsuń