środa, 17 września 2014

Rozdział 3: Czuły na ludzką krzywdę.

Hmm... na początku chciałabym podziękować za wsparcie, pozytywne komentarze i słowa otuchy tutaj, jak i na mojej facebookowej stronie, którą możecie znaleźć w zakładce Kontakt. 
Jest mi niezmiernie miło czytając to wszystko, dzięki czemu znajduję motywację do pisania tej historii dalej. Pamiętajcie, że Oliwia powstała dla Was, byście tak jak ja, mogli z nią żyć, być może w pewnych momentach utożsamiać się z nią. Dziękuję Wam, że jesteście. 
Zapraszam tym czasem na rozdział trzeci, chyba bardzo wyczekany :)


8 marca 2014

Siedziała oniemiała, nadal wpatrując się wielkimi oczyma w chłopaka, a właściwie faceta stojącego przed nią. Mężczyzna, który zdawało jej się wyrósł naprzeciw niej spod ziemi uśmiechał się, widocznie zawstydzony. Gdy spojrzała na jego dłoń oddaloną zaledwie kilka milimetrów od jej twarzy, schował ją szybko. Wbiła wzrok w intensywnie czekoladowe źrenice. Wciągając ciężko tlen przez nos, nadal była oszołomiona.
- Nie, to jakaś chora pomyłka -  wydukała, odzyskując po chwili umiejętność mówienia. – Ja czekam na przyjaciela.
- Więc jestem, skoro na mnie czekasz – stwierdził, zmieszany.
Nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią człowiek, który  mimo jej upadłości umiał wprowadzić nikłą nadzieję i wiarę w każdy dobry gest. Że ma do czynienia z osobą, która nieświadomie towarzyszyła jej przez połowę życia w najlepszych i najgorszych jego chwilach. Tom, który był dla niej mężczyzną idealnym, wpatrywał się w nią czekając na jakąkolwiek reakcję. Nim się zorientowała, schowała twarz w dłonie i zaczęła przeraźliwie piszczeć. Dotarło do niej, że spełniły się jej marzenia. Że stoi przed nią facet, którego znała z telewizji, Internetu, prasy, plakatów. Że jest z nią ktoś, kto zawsze wywoływał gęsią skórkę na jej ciele. Ktoś, dzięki komu czuła przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Roześmiał się gardłowo, przypatrując się jej reakcji. Doszedł do wniosku, że to specyficzna i wyjątkowa dziewczyna, która emanuje taką radością, że aż wydawała się namacalna.
- Tom?
Udało mu się jedynie lekko skinąć głową. Dziewczyna poderwała się z miejsca i wtuliła twarz w jego ciało. Jej pękate palce splotły się ze sobą na wysokości lędźwi Muzyka. Łzy cisnęły się jej do oczu, piekąc pod powiekami.
Miliony uczuć buzowały w jej głowie. Była szczęśliwa, bo nie trafiła na psychopatę, gwałciciela czy seryjnego zabójcę. Wiedziała, że może mu zaufać. A z drugiej strony jednak czuła się oszukana. To przecież nie był zwykły, szary człowieczek który po prostu miał dużo pieniędzy i pozwolił sobie na krajoznawczą wycieczkę do Europy. To przecież był sam Tom Kaulitz. Ogólnoświatowa gwiazda muzyki, którą każdy mógł rozpoznać. Myśl  ta przywróciła jej umiejętność logicznego i analitycznego myślenia.
- Chodźmy stąd – poprosiła, chwytając rączkę jego walizki. Chłopak miał problemy z ręką i dobrze o tym wiedziała. Chciała go odciążyć, więc bez problemu wzięła sprawy w swoje ręce. Gdy udało im się złapać pierwszą lepszą taksówkę, która miała odstawić ich pod hotel, bariera pękła.
Podczas podróży po mieście blondynka opowiadała Idolowi o swoich ulubionych miejscach, jeśli takie mijali.
- Łódź nie ma Starbucks’a – stwierdziła smutno, po czym roześmiali się oboje. – Ale w Manufakturze jest Coffee Heaven, gdzie serwują najlepsze Latte Macchiatto w mieście!
- Z pewnością musisz mnie tam zabrać – puścił do niej oczko, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
Gdy udało się im dogadać z młodym boyem hotelowym, udali się do pokoju. Salon, połączony z aneksem kuchennym był przestronny i nowocześnie urządzony. Cały apartament został umeblowany tak, by goście mogli czuć się swobodnie i luźno, mając dużo miejsca do własnego użytku.
- Coś do picia? – zapytał Gitarzysta, otwierając chłodziarkę na alkohol. Wyciągnął różowe, półsłodkie wino, po czym zwrócił się do swojej towarzyszki.
Zamarł, gdy zobaczył sposób, w jaki na niego patrzy.

***

Gdy tak patrzyła na jego naturalne, normalne ruchy, nie mogła w stanie uwierzyć, że to Tom Kaulitz. Przecież wyglądał tak jak on, ruszał się tak, jak kilka lat temu, miał tak doskonale znany jej głos, tatuaże, kolczyki… czuła, jak łzy cisną się jej do oczu. Poczuła się jakby wygrała los na loterii pozwalający jej na ponowny start w inne, lepsze życie. Utkwiła wzrok w jego tęczówkach, które wydawało się jej, mają kolor mlecznej czekolady. Gdy spostrzegł, prostując się przy blacie kuchennym, że Oliwia wpatruje się w niego zapamiętale, posłał jej ciepły uśmiech. Dziewczyna, wyraźnie zmieszana zachowaniem muzyka, zarumieniła się lekko, nie zmieniając obiektu zainteresowań.
Był przecież idealny. Najlepszy. W jakiś, z pewnością niewytłumaczalny sposób kochała go. Jako przyjaciela, idola… kogoś, kto jest bez wad. Kto sam nie oceniał jej, ani tego co robi. Kto pomagał, dość często bezwiednie. Dawał jej wszystko, czego potrzebowała, mimo że naprawdę nie był tego świadomy. Była mu wdzięczna, że zechciał poświęcić jej swój, zapewne niezwykle cenny czas. Że widział w niej kogoś więcej, niż dziewczynę która ma problemy ze sobą. Tak bardzo chciała mu pomóc. Sprawić, że będzie czuł się normalnie. Nie jak osoba, która jest wiecznie na językach ludzi których można przeliczać na setki tysięcy, albo nawet i miliony. Chciała bardzo, by mógł być tak autentyczny i swobodny w jej obecności, jak sobie to wymarzyła.
Syknięcie Gitarzysty, spowodowane nagłym bólem rany postrzałowej sprowadziło ją z powrotem na ziemię. Zerwała się z miejsca, szybkim krokiem podchodząc w jego stronę. Przyjrzała się jasnej koszulce chłopaka, pod którą widać było już powoli przesiąkający krwią plaster z opatrunkiem.
- Trzeba zmienić – mruknęła cicho, wskazując jednym ruchem głowy na bark. - Mogę Ci pomóc, jeśli chcesz.
- Mogłabyś? Wyciągnij z czerwonej walizki czarny kuferek. Bill chyba wszystko tam zapakował przed moim wyjazdem – poinstruował ją, uśmiechając się delikatnie. Blondynka zgodnie skinęła głową po czym udała się na poszukiwanie podręcznej apteczki Przyjaciela. Gdy wróciła, Tom siedział na sofie, uporczywie wpatrując się w swoje dłonie. Usiadła obok niego, na oparciu kanapy.
- Tom, musisz zdjąć koszulkę – szepnęła, dość zawstydzona zaistniałą sytuacją. Chłopak ocknął się z transu swoich przemyśleń i z trudem pozbył się górnej części garderoby. Oliwia wstała i nachyliła się nad nim. Gdy Gitarzysta skinął lekko głową, zaczęła powoli odklejać wielki plaster. Kiedy  ujrzała całokształt rany, sama miała wrażenie jakby poczuła ból. Spojrzała na Muzyka, uśmiechając się pocieszająco. Po zdezynfekowaniu blizny, szybko zakleiła zaognione miejsce.
- Gotowe – odsunęła się, by podziwiać przez chwilę swoje dzieło.
Nie miała dość silnej woli, by odmówić sobie przyjrzeniu się ciału Toma. Taksowała go więc wzrokiem, bez słowa przypatrując się jego skórze, pojedynczym mięśniom i widocznym żyłom. Miał lekko opaloną skórę na której odznaczały się jasne włoski. Nie udało jej się wychwycić tkanki tłuszczowej, a mięśnie chłopaka pracowały nawet przy najpłytszym oddechu. Potrząsnęła włosami, budząc się z retrospekcji nasuwających się od dłuższego czasu. Odeszła szybko, by Tom nie mógł wyczuć jej zmieszania. Było jej strasznie wstyd. Choć musiała przyznać, że miał idealne ciało.

***

Nie chciał, by wychodziła. Miał problem z wypuszczeniem jej z apartamentu w środku nocy. Było już po dwunastej, gdy uparła się by wrócić do domu. Obawiał się jej ojca. Tego, jak zareaguje na podchmielony stan nastolatki. Przecież nie wiedział nawet, gdzie ona jest.
- Tom, proszę – powtórzyła, silniej uderzając go w twardą klatkę piersiową. – Naprawdę dam sobie radę. Bezpośrednio spod hotelu mam tramwaj do domu. Bez przesiadek. I pięć minut drogi pieszo. Odezwę się jak tylko przekroczę próg.
- Nie chodzi o dotarcie do celu – warknął, wyobrażając sobie jej ojca. – Chodzi o to, co może spotkać cię na miejscu, rozumiesz? Boję się o ciebie.
Szok, jaki wpłynął na twarz blondynki, poraził nawet jego samego. Był po kilku piwach, zdecydowanie bardziej odważny niż zawsze. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że każde słowo które mówił, choć szczere, nie było do końca przemyślane. Skarcił się za nierozsądne zachowanie. Jednak miał cichą nadzieję, że to jakoś poruszy dziewczynę do pozostania z nim.
Ta jednak, gdy odzyskała normalny wzrok, mówiący o tym, że przetrawiła to zdanie, objęła go mocno, po czym wybiegła z pokoju. I choć nawoływał ją do momentu, w którym stracił ją z oczu, był pewien, że i tak nie zawróci.
Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to ściskać kurczowo telefon i czekać na jakąkolwiek wiadomość od Oliwii.
Gdy rozsiadł się w wielkiej hotelowej wannie, po raz kolejny coś ścisnęło go w przysłowiowym dołku. Miał cichą nadzieję, że nic jej się nie stanie. Że rano stanie w progu jego pokoju w takim samym stanie, w jakim wyszła. Nienaruszonym. Nie chciał, by czyjaś ciężka łapa zderzyła się z jej skórą, tworząc sińce, albo co gorsza rozcięcia. Była przecież sama. Dzięki niej zrozumiał, że ludzie naprawdę mogą być samotni, nawet w tłumie, otoczeni przez setki obcych. Że nikt nie usłyszy ich łkania i niemego wołania o pomoc. Miał wrażenie, że poza nim samym, Oliwia była skazana wyłącznie na siebie.
Zaklął pod nosem, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nawet nie zna jej adresu zamieszkania, więc nie może nawet sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.

***


Powiewy lodowatego wiatru smagały jej twarz. Ciężkie glany z głuchym tąpnięciem uderzały o nierówny chodnik, gdy próbowała jak najszybciej dotrzeć do swojej klatki w bloku. Stojąc przed drzwiami na czwartym piętrze, modliła się by rodzice spali. Starała się bezszelestnie otworzyć zamek w drzwiach, by równie cicho wejść do środka i przemknąć się do swojego pokoju.
W momencie, gdy po ciemku zaczęła rozsznurowywać skórzane buty, rozbłysło światło w salonie, z którego po chwili wyłonił się ojciec, a za nim dość mocno zdenerwowana matka blondynki. Oboje wlepili w niej nienawidzące spojrzenia.
- Brawo. Jest prawie druga nad ranem. Może powiesz mi, gdzie podziewałaś się tyle czasu? Byłaś w burdelu, grubasie? Pracowałaś na kolejne żyletki? – zadrwił siwiejący powoli mężczyzna. Znała ten ton jego głosu, który nie wróżył niczego dobrego.
Jednak umiejętnie panowała nad emocjami. Udało jej się więc ukryć strach rodzący się w głowie. Skończywszy zdejmować ciężkie obuwie z obolałych stóp, wyprostowała się powoli. Wiedziała, co może nastąpić i była tego pewna w ponad osiemdziesięciu procentach. Zacisnęła więc szczękę i pięści, przygotowując się na najgorsze.
Nie odpowiedziała ojcu na słowne zaczepki, w ciszy czekając na rozwój wydarzeń. Patrzyła prosto w oczy kolejno matce i ojcu. Wiele razy była w podobnej sytuacji. Żałowała, że nie ma przy niej Toma. Z pewnością czułaby się lepiej, gdyby przy niej był. Bez względu na to, co miało się wydarzyć.
- Więc? Gdzie byłaś, do cholery? – głos rozwścieczonego jej obojętnością mężczyzny rozniósł się echem po mieszkaniu. Nie czekał na odpowiedź.
Stało się jednak to, co przypuszczała. Ciężka dłoń ojca zderzyła się z jej oczodołem, szczęką i policzkiem, wywołując ogromny ból. Blondynka nawet nie skrzywiła się od naporu ciosów. Nieraz dostawała większy wycisk, od obojga rodziców. Widziała siebie w ich oczach jako kogoś, kto zasługuje na najboleśniejsze kary na świecie. Nauczyła się z tym wszystkim żyć. Wiedziała, że sama musi dać sobie radę. I jakimś cudem naprawdę dawała.
Gdy usiadła na łóżku, odważyła się napisać esemesa do Toma. Tak, jak się spodziewała, już kilka wiadomości od niego czekało na przeczytanie. Zignorowała je mimo wielkiej chęci i napisała zwięźle, że wszystko w porządku, i że przyjedzie do niego rano. Miała cichą nadzieję, że udało jej się uspokoić Gitarzystę choć na krótki czas.

***

Zerwał się o świcie, gdy przez otwarte okna sypialni wpadły pierwsze dźwięki budzącego się do życia miasta. Stukot kół tramwajów, odgłosy klaksonów, wycie syren pogotowia, policji i straży pożarnej przedzierały ciszę panującą jeszcze kilka godzin wcześniej. Pokój powoli zalewał poranny blask wschodzącego słońca. Dochodziła szósta trzydzieści, gdy wyszedł spod prysznica. Ciszę panującą w pomieszczeniach, gdy parzył pierwszą kawę tego dnia, delikatne pukanie do drzwi. Otwierając drzwi, zachłysnął się powietrzem.
Oliwia stała przed nim w ubraniach z poprzedniego dnia, z opuszczoną głową.
- Mogę? – zapytała, nadal uporczywie wpatrując się w podłogę. Muzyk bez wahania wciągnął ją do środka i zamknął szybko drzwi.
Gdy tylko korytarz zniknął jej z oczu, rozpłakała się. Głuchy szloch, ukrywany pod barierą utworzoną z jej przemarzniętych dłoni, rozległ się po przestrzeni. Niepewnie uniosła głowę, kierując spłoszony wzrok na zszokowanego Kaulitza. Chłopak zamarł, widząc w jakim stanie jest blondynka.
- Do salonu, natychmiast – zarządził, popychając ją w stronę kanapy w głębi ogromnego pomieszczenia. Dziewczyna bezwładnie opadła na miękkie siedzenie, nie wypowiadając ani słowa. Po chwili Tom wcisnął jej kubek z herbatą w dłonie i usiadł naprzeciw niej, na rogu małego stolika do kawy. Chwycił jej twarz w dłonie i uniósł ponownie, by móc ocenić powstałe w nocy szkody.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się zadrapaniom, sińcom i opuchniętej twarzy Oliwii.
- Mogłaś przecież zostać na noc – westchnął, gdy dziewczyna przemilczała wszystkie zadane wcześniej pytania. – Dałbym radę zdrzemnąć się na kanapie.
Dziewczyna jedynie pokręciła przecząco głową. Naciągnęła starą bluzę na przedramiona, zaciskając w pięściach ściągacze. Nie miała odwagi rozmawiać  z Tomem o swoich problemach. Nie prosto w oczy. Co miała mu powiedzieć? Że ojciec znęca się nad nią? Że matka nie chce jej pomóc przezwyciężyć choroby, jaką jest depresja? Że ma milion kompleksów, z którymi nie umie sobie poradzić, a blizny pokrywają jej nogi i ręce niczym pieprzyki?
Widział jej strach, który tak łatwo mógł odczytać z jej przerażonego wzroku. Uciekała od jego spojrzenia. Gdy wcisnęła ręce między uda domyślił się, że Oliwia nie powiedziała mu wielu istotnych rzeczy. Każdy miał swoje tajemnice, to jasne. Jednak martwił się o nią. W jego odczuciu nic nie było normalne. Nie w jej życiu. Zdał sobie sprawę, jak bardzo cierpiała. Była jednak dzielna. Nie pokazywała bólu, uważał to za nie lada wyczyn.
Kiedy spostrzegł że blondynka wstała sam zerwał się na równe nogi. Oliwia jednak nie próbowała uciec. Stanęła koło zestawu stereo i spojrzała pytająco na Muzyka. Ten tylko uśmiechnął się do niej lekko, kiwając potwierdzająco głową.
Przeszył go dreszcz, gdy po podłączeniu przez dziewczynę nośnika pamięci do urządzenia usłyszał głos własnego brata.
- Przepraszam – westchnęła, zmniejszając szybko ilość decybeli. – Chciałam się tylko uspokoić.
Doskonale znał tekst piosenki. Podszedł do niej i zdrową ręką chwycił jej dłoń w mocny uścisk. Zdecydowanie, z jakim postępował względem niej dziwił go coraz bardziej z każdą chwilą.
Była mu wdzięczna za okazaną bezinteresowną pomoc, jednak naprawdę nie wiedziała jak mogłaby mu się odwdzięczyć. Zrobił dla niej więcej, niż mogłaby się spodziewać. Uśmiechnęła się na myśl, że nie myliła się co do Toma. Był naprawdę czułym na ludzką krzywdę facetem, który szanował innych, bez względu na to, co mówiono na świecie. Była dumna z tego, że jej Idol nie jest tylko  i wyłącznie pazernym na kasę pozerem, chcącym zrobić na wszystkich wrażenie.
Czuła, jakby nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Miał urok, pieniądze i znajomości. Czyli wszystko to, co potrzebne było do zdobycia świata. Miała wrażenie, które zakrajało o pewność, że  zdobył wszystko, czego oczekiwał w życiu. Był pewnym siebie, zdecydowanym facetem, któremu nie oparłaby się żadna kobieta. Ona sama, mimo że intencje Muzyka były czysto przyjacielskie, dałaby się uwieść już za pierwszym razem. Kto wie, może pojechałaby za nim nawet na drugi koniec świata.

***

10 marca 2014

Siedział w pustym domu, opierając łokcie na zimnym blacie kuchennym wykonanym z jasnego granitu. Wymieniał z Tomem rekordowe ilości wiadomości SMS, który jak zafascynowany opowiadał o tym, jak jest za oceanem.
Zastanawiał się, co takiego jest w tej Oliwii, która tak pozytywnie wpłynęła na jego brata. Jaka była? Naprawdę tak krucha i delikatna, jak mówił Tom? Przecież od zawsze było wiadomo, że starszy z bliźniaków gustuje jednak w kobietach zdecydowanych, a co najważniejsze starszych. Może nie pomijając Rii, która miała być tylko chwytem reklamowym, a z którą wyszło tak, jak wyszło. Wokalista zaśmiał się pod nosem z głupoty brata, który nadal był przekonany, że Bill nie wie o pierścionku zaręczynowym, który zakupił dla Sommerfeld.
Znów poczuł się egoistą. Brakowało mu brata, chciał mieć go znów blisko i na wyłączność. Rozumiał to ktoś? Bliźniaczą telepatię, o której tak głośno było na świecie? Szczerze w to wątpił. Uważał, że nawet Simone nie miała świadomości w jaki sposób para jej pierworodnych potrafi rozmawiać ze sobą bez użycia słów. Telepatia byłaby tutaj świetnym wytłumaczeniem, choć nieraz zastanawiał się nad wzajemnym czytaniem w myślach, które jest powiązane z genotypem o tej samej sekwencji. No bo przecież skoro są bliźniętami jednojajowymi, to ich kod DNA musiał być identyczny. Oni byli. Na zewnątrz, gdyby ogolić im włosy, wyrobić identyczną budowę ciała i obedrzeć ich z ubrań… bez wątpienia byliby identyczni. Więc skoro tak, to wewnątrz wszystko było również takie samo. A co w takim razie z charakterem? Tak, tego był pewien. Różnili się niczym ogień i woda. Jednak i to sprawiło, że mogli lepiej się porozumieć. Przez uzupełnianie się. Jedna dusza w dwóch ciałach.
Gdy uzmysłowił sobie, że pierwszy raz doszło do ich długiej rozłąki, łzy zapiekły go pod powiekami. Moment, w którym zdał sobie sprawę, że jest oddalony od brata przez kobietę, uderzył go niczym śmiertelny strzał w serce.
Tak, był słaby. Nie umiał, nie próbował i nie chciał żyć bez Toma. Był pewien że Gitarzysta, mimo tak wielkiej odległości poczuł jego żal, ból i tęsknotę, które wytworzyły bezbrzeżny ocean cierpień, przez który nie umiałby przepłynąć w pojedynkę. Bo nikt inny, tylko jego brat był jego tratwą. Mentalną tarczą, która nie pozwalała nikomu go krzywdzić.
Pierwszy raz, odkąd tylko sięgał pamięcią poczuł się samotny. Bezbronny. Tak bardzo potrzebował kogoś obok. I już wiedział, jakie życie prowadziła Oliwia.
Życie pustelnika, wędrującego po pustyni bez wody, jedzenia i towarzysza, któremu mogłaby powierzyć wszystkie swoje tajemnice. I całe jestestwo.
Gdy uderzył w niego chłód zimnej pościeli, zakopał się pod kołdrą tak szczelnie, że nie docierało do niego świeże powietrze i tlen.
- Tom, wracaj proszę – wychrypiał do telefonu jak małe dziecko, po czym odrzucił urządzenie na materac, nie zwracając uwagi na krzyki i lamentowania Gitarzysty gdzieś po drugiej stronie. Jeszcze nigdy za nikim tak nie tęsknił. I jeszcze nigdy tak bardzo nie płakał z bezsilności. I jeszcze nigdy wcześniej nie potrzebował zobaczyć swojego brata tak, jak teraz.

Przecież każdy z nas ma uczucia, prawda?

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 2: Chłopak jak ze snu.

Rozdział 2

14 lutego 2014

Masz 1 nową wiadomość głosił napis na mobilnej wersji poczty elektronicznej, z którą nie rozstawał się od dwóch miesięcy. Uśmiechnął się pod nosem, widząc nieodczytaną jeszcze wiadomość od Oliwii.
W treści był tylko jeden załącznik. Zdjęcie, które natychmiast pobrał i otworzył. By po chwili przeżyć szok. Na zdjęciu widniała uśmiechnięta twarz blondynki, kurczowo trzymającej w dłoni kartkę z napisem: Happy Valentine’s Day, Ollie. Uśmiechnął się, dokładnie analizując otrzymaną fotografię. Widniała na niej ciemna blondynka z włosami do ramion. Owal twarzy był podobny do zarysu twarzy Georga, gdy miał piętnaście lat. Błękitne oczy uśmiechały się do niego zza oprawek okularów podobnych do tych, które nosił Basista.
Chłopak myślał przez dłuższą chwilę, szukając odpowiedniego pomysłu, by się odwdzięczyć. Wziął więc notatnik z szafki i długopis. Po chwili sfotografował życzenia, by czym prędzej odesłać je blondynce.
- Jest blondynką, ma niebieskie oczy – wyrecytował szybko, z rozmachem otwierając drzwi do sypialni zszokowanego Wokalisty. Bill spojrzał na przybysza spłoszonym wzrokiem, po czym uśmiechnął się szelmowsko. Poklepał energicznie materac łóżka, na którym po chwili wylądował starszy z bliźniaków hałasując przy tym niemiłosiernie. – Mógłbym się z nią spotkać,  tak szczerze mówiąc.
- To co takiego stoi ci na przeszkodzie? – Wokalista spojrzał na bruneta z uniesionymi brwiami. Czasem Tom zachowywał się niepoważnie. – Weź adres, samochód i jedź. Na pewno zdziwi ją twoje przybycie. Zrób dziewczynie niespodziankę! Przecież upierałeś się, że to twoja przyjaciółka. Chyba wypadałoby, byście się spotkali?
Na twarz Gitarzysty wpłynął grymas niezadowolenia w momencie, gdy uświadomił sobie, że nie wytłumaczył bratu kilku niedogodności, co do możliwości spotkania się z Oliwią. Podrapał skórę na głowie, wzdychając ciężko. Spojrzał na Wokalistę osowiałym wzrokiem.
- Sądzisz, że dałbym radę stąd dotrzeć do Polski?
Brązowooki chłopak siedzący obok niego zakrztusił się napojem, gdy tylko dotarł do niego sens słów bliźniaka. Wytrzeszczył oczy, nie próbując ukryć zdumienia. Przetarł twarz poplamioną już koszulką, a jego domagające się wyjaśnień spojrzenie wróciło znów na strapionego Toma. Widząc jednak, że wyjaśnień może się nie doczekać, zrezygnował z próby wyciągnięcia jakichkolwiek wiadomości od niego. Wiedział, czuł to każdą komórką swojego ciała, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, Tom sam wyjawi wszystkie szczegóły. Ufał mu.

***

15 lutego 2014

Poczuła dziwne ukłucie rozczarowania, gdy nie ujrzała jego twarzy, tylko kilka słów napisanych na pomiętej kartce. Mimo wszystko, liczyła na coś więcej. Z cichym westchnieniem ściszyła muzykę, przymykając oczy. Miała marzenie. By go zobaczyć. Albo by on zobaczył ją, choć przez chwilę. Tak naprawdę. Uzmysłowiła sobie, jak bardzo chciałaby usłyszeć jego głos. Że chciałaby, by sprawił, że zaczęłaby się śmiać.
Potrzebowała go. Od dawna nie dogadywała się z nikim tak dobrze. Jednak mimo wszystko, pojawiał się smutek. Mieszkał w Los Angeles, słynnym Mieście Aniołów. W miejscu, gdzie możesz znaleźć albo ludzi wpływowych, z morzem pieniędzy i depresją, wywołaną brakiem wsparcia… albo żebraków, wyjadających resztki ze śmietników najbliższych restauracji.
Mogła wykluczyć, że był bezdomnym. Udało mu się uchwycić na zdjęciu kawałek wieszaka, na którym luźno powieszone były ciuchy. Wyglądały na ekskluzywne i drogie egzemplarze, prosto od światowej sławy projektantów.
Gdy dotarło do niej, że chłopak byłby w stanie palić marihuanę owiniętą w studolarowe banknoty, bez zastanawiania się nad konsekwencjami, powątpienie zasiało ziarnko niepewności w jej umyśle.
Zastanawiała się, kim był. Co takiego robił, że miał pieniędzy jak lodu? Rozważała przeróżne możliwości. Dilera narkotykowego, hodowcę marihuany, płatnego zabójcę, a nawet bossa ruskiej mafii. W końcu… Rosjanie i tak już są wszędzie.
Mimo to, żyła z nieodpartą chęcią konfrontacji z nim, twarzą w twarz. Chciała spojrzeć mu w oczy i przekonać się, czy jest taki sam, jak w sieci.

19 lutego 2014

Jeśli chcesz, mógłbym odwiedzić Cię w Polsce.

Była dziewiąta rano, gdy przeglądała SPAM na swojej skrzynce mailowej. Pikanie uświadomiło jej o nadejściu nowej wiadomości. Tak oto przekonała się o jej treści, mechanicznie odsuwając się od biurka.
Poczuła gęsią skórkę na ciele, a najcieńsze włoski na karku zjeżyły się pod naporem emocji. Zaczęła nerwowo drygać nogami, usilnie starając się znaleźć wyjście z sytuacji. Dawno nie stała przed tak trudnym wyborem.
Z jednej strony bała się, nie znając tożsamości chłopaka. A wiedza, ograniczająca się do znajomości jego imienia nie była zadowalająca, nawet w najmniejszym stopniu. Nie chciała jednak wyjść przed nim na tchórza. Postanowiła więc, że podejmie wyzwanie, że podniesie rękawicę, którą jej rzucił. Usiadła więc wygodnie, by po chwili zacząć wystukiwać swój adres.
- Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje – uśmiechnęła się do siebie pod nosem. W tym momencie jednak, nie miała zielonego pojęcia, jak bardzo realne staną się jej słowa.

21 lutego 2014

Ilość wiadomości, jakie wymieniali była ogromna. Zdawałoby się, że Tom, tak samo jak i Oliwia, spędzał większość doby na czekaniu na nową wiadomość. Dziewczyna naprawdę obawiała się momentu, w którym dowie się, kiedy on zamierza stawić się w kraju.
Nie wiedziała, kim naprawdę jest. Jak wygląda, czy będzie w stanie się z nim dogadać… bała się, że ich wspólny, dokładnie wypracowany sposób rozmów, rozpadnie się. Czy Tom miał się okazać kimś, na kogo czekała? Chciała być pewna, że wszystko pójdzie gładko. Po jej myśli.
Odchylając się na skórzanym biurowym fotelu przypomniała sobie, jak wyglądało jej pierwsze spotkanie z chłopakiem poznanym przez Internet.
Był naprawdę gruby. W sumie dość odpychający, wzbudzał w niej pewną odrazę. Jego nachalność doprowadzała ją do obłędu. Wymagał od niej zbliżeń, o których nawet nie chciała myśleć. I dopuścił się czegoś, co sprawiało, że miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Nie myśl o tym – wysyczała, zaciskając palce na kolanach.
Zebrała w sobie ostatnie pokłady siły i postanowiła, że zajmie się rozmową z Tomem, zamiast grzebaniem w przeszłości.

***

22 lutego

Po całym domu rozchodziły się dźwięki kultowych piosenek Rihanny. MTV,  która huczała od dwóch godzin, emitowała jej koncert, wprawiając tym samym Wokalistę w szampański nastrój.
- Tom! Idziemy do klubu! – ogłosił, wpadając do sypialni brata jak burza. Zdecydowanym ruchem zrzucił z bliźniaka wielką kołdrę i wybuchł śmiechem, napotkawszy niecodzienny widok.
Gitarzysta siedział po turecku, jeszcze chwilę wcześniej zakryty pościelą. W jego dłoni hardo tkwił telefon, z którym Muzyk od dłuższego czasu ani myślał się rozstawać. Jego włosy, spięte lekko starym rzemykiem opadały luźno na zarośniętą twarz. Usadowiony w samej bieliźnie, drgnął lekko, czując niemiły powiew wiatru.
Bill, dość zdenerwowany faktem, że brat w ogóle nie jest skupiony na jego obecności w pokoju, wyrwał mu jedną ze słuchawek z ucha.
- Tom, mówię do ciebie, do cholery – młodszy z bliźniaków zaczął nerwowo podrygiwać rękami. Brunet, usadowiony nieopodal wzniósł na niego swoje rozkojarzone spojrzenie. Widząc gościa, stojącego przy łóżku, schował szybko telefon pod prawy pośladek, uśmiechając się głupawo do bliźniaka.
- To co mówiłeś? – zagadnął ponownie, ignorując wibracje urządzenia.
- Wstawaj wreszcie z tego barłogu, człowieku! Ile można siedzieć w jednym miejscu!? Jezu, tyle ważnych, fajnych rzeczy cię omija!
Wokalista miał rację. Gdy tylko wysiedli z samochodu nieopodal klubu Pod Upadłym Aniołem, uderzył w niego huk puszczanej w środku muzyki techno. Bill pociągnął go mocno w stronę bocznego, niestrzeżonego wejścia.
Bracia szli obok siebie wąskim, krętym korytarzem. Ich ramiona stykały się ze sobą, a na twarzach pojawił się identyczny grymas niezadowolenia. Podążając w stronę hałasu wywołanego przez podkręcone basy, ludzi i szybką muzykę, coraz bardziej przesiąkali odorem marihuany i papierosów.
Gdy dotarli do wybranej wcześniej loży, na miękkich skórzanych sofach czekali na nich pozostali członkowie zespołu. Gustav i Georg wylewnie przywitali Gitarzystę, wyraźnie osłupionego przybyciem przyjaciół do Los Angeles. Żałował, że nie wiedział o tym wcześniej, bo z pewnością przywitałby ich po ponad pół roku kontaktu  przez telefon i wideo czaty.
Jednakże, przyjaciele zostali już dokładnie wtajemniczeni w zajścia, mające miejsce na przełomie roku. Pobieżnie dowiedzieli się o niejakiej Oliwii z Polski, którą Tom poznał niedawno i żył tylko wyjazdem do niej.
Chłopak, siedząc między przyjaciółmi, zdawał się być wyłączony z prowadzonej rozmowy. Sącząc jedynie maksymalnie rozcieńczoną wódkę z colą zastanawiał się, jak wygląda prawdziwe życie Oliwii. W głowie mu się nie mieściło, że tak czuła, troskliwa i wyjątkowa dziewczyna została obdarowana tak parszywym życiem, o jakim mówiła.
Miał wrażenie, że został pociągnięty do obowiązku. W momencie, gdy chęć kontynuowania tej znajomości zagnieździła się w jego umyśle, poczuł się po części odpowiedzialny za nią. Za nią, za jej życie, przyszłość.
Bo… skoro się przyjaźnili, to chyba było oczywiste, że bez wahania będzie starał się pomóc jej w każdy znany mu sposób. Wiedział, jak  bardzo została już skrzywdzona przez los i ludzi, których spotkała na swojej drodze. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie chciała powiedzieć mu, jakie okrucieństwa zgotowali jej w przeszłości rówieśnicy. Jaki był powód nienawiści, jaką darzyła samą siebie. Czy te wszystkie blizny, o których mówiła… czy zostały stworzone pod przymusem, pod presją otoczenia… z bezradności, żalu, czy ochoty doprowadzenia się do autodestrukcji?
Wydała mu się taka… taka lekka. Taka idealna. Naprawdę krucha. Może nawet nie powinien robić jej nadziei. Nie był przecież do końca pewien, czy znajomość się nie wykruszy. Czy nie zrani jej swoim zachowaniem. Była ich fanką. Wiedział to. Widział swoje własne zdjęcia na jej profilu. Bał się jej reakcji. Obawiał  się wszystkiego, co mogło go spotkać po wyjściu z pokładu samolotu. A przecież tak bardzo chciał ją spotkać. Poznać. Dowiedzieć się, jak wygląda przeciętne życie. On sam, od ponad dekady nie był w stanie poczuć, co to znaczy wtopić się w tłum, w spokoju pójść po pieczywo, czy do taniego pubu na piwo. Jego świat stał się wielkomiejski, pełen przepychu. Ludzie małostkowi otaczali go, chcąc czerpać jak najwięcej korzyści ze znajomości. Wszędzie obracano pieniędzmi. Brudnymi, legalnymi. Pieniędzmi zdobytych przez kradzieże, napady. Miasto huczało od wytwórni narkotyków. Na każdym rogu można było spotkać dilera albo narkomana umierającego przez przedawkowanie, często świadome.
Chciał, by Oliwia była jego stałym punktem. Nie doświadczył nigdy czystej przyjaźni damsko-męskiej, zbudowanej na zaufaniu, wzajemnym zrozumieniu i pomocy. I nie obchodziło go, jak daleko była. Jak odmienne było jej życie. Musiał ją chronić. Jeszcze nie wiedział jak, dlaczego, i jak długo. Nie mógł pozwolić, by oszalała. A wiedział, czuł że dziewczyna zbyt długo nie będzie w stanie poradzić sobie w pojedynkę. Z każdym dniem jej wiadomości stawały się coraz bardziej rozpaczliwe. Jakby nieświadomie wołała o pomoc. A on? Umiał ją zrozumieć. Wiedział, że ona należała do ludzi, którzy nie powinni zostać skazani na samotność.
Z przemyśleń obudził go huk wydany przez broń palną. W klubie zapanował chaos wywołany krzykami przepychających się do wyjścia ludzi. Zauważył, że kilka dziewczyn stojących od niego może niecały metr, piszczy przeraźliwie. Jedna zaczęła płakać, krzycząc coś o jego ramieniu. Zwabiony jej słowami sam z ciekawości spojrzał na swój bark. Doznał szoku, widząc jak na białej koszulce z dziurami pojawia się coraz większa plama krwi. Gdy dotarło do niego, co tak naprawdę się wydarzyło poczuł, że drętwieją mu nogi z przerażenia. Przycisnął dłoń do rany, nerwowo rozglądając się za bratem czy przyjaciółmi. Po chwili obok pojawił się Perkusista. Jednym sprawnym ruchem zdjął z siebie koszulkę w kolorze khaki i starał się zacisnąć ją wokół barku przyjaciela. Przybiegł również Georg z zaaferowanym Billem, który przyciskał komórkę do ucha.
- Stary, karetka jedzie do ciebie.
Gdy bliźniaki udali się do pobliskiej kliniki na opatrzenie rany postrzałowej Toma, Basista wraz z niesłychanie opanowanym Perkusistą postarali się dowiedzieć, czy strzał oddany w stronę ich przyjaciela był słuszny.
Okazało się jednak, że Gitarzysta stał się przypadkową ofiarą potyczek między właścicielem dyskoteki, a dilerami z południowego krańca miasta. Strzelano na oślep, by nastraszyć przybyłych gości. To, co przydarzyło się Tomowi, to czysty zbieg okoliczności.
Ostry dyżur pękał w szwach i wrzał przez w większości niezrozumiałe krzyki Wokalisty. Starszego z braci zabrano do odosobnionej sali w celu opatrzenia obrażenia. Rana miała zaledwie kilka milimetrów, na szczęście nie uszkadzając żadnego z mięśni czy tkanek odpowiedzialnych za prawidłowe funkcjonowanie kończyny.
Wokalista przechwycił komórkę bliźniaka. Siedząc na jednym z niewygodnych plastikowych krzeseł umieszczonych w holu, zastanawiał się czy mógłby przeczytać choć kilka wiadomości od tajemniczej Oliwii.
Nie odważył się jednak na coś takiego. Wiedział, że może ufać Tomowi. I ufał mu bardziej niż sobie samemu. Jeśli dziewczyna była w porządku, a gra naprawdę mogła być warta świeczki, to z pewnością bliźniak miał rację. Nie znał przecież żadnego innego faceta poza Gitarzystą, który tak dobrze znałby się na kobietach.
Gdy po godzinie ujrzał brata na wózku inwalidzkim odetchnął z ulgą. Miał wrażenie, że brunet wygląda jak po zażyciu narkotyków, ale przecież był znieczulony na czas zabiegu. Przejął więc wózek od młodej pielęgniarki i za jej poleceniem skierowali się do lekarza dyżurnego, by odebrać recepty i usłyszeć ostatnie wskazówki przed powrotem do domu.
Gdy Tom, nadal na wpół śpiący wsiadał do samochodu, Bill analizował wszystkie zdarzenia. Brat zarobił piękną kulkę w bark, uniemożliwiając tym samym ukończenie albumu, którego wydanie planowali na koniec marca. Miał więc sporo roboty na głowie. Wiedział, że z pomocą Gitarzyście przyjdą przyjaciele, więc zdenerwowanie nieco opadło. Jednak wiedział, że ma do pogadania z Rothem, Jostem i Benzerem. Wiedział również, że musi się wywiązać z obietnic danych fanom. Zdawał sobie sprawę z tego, że przed nim jest wyzwanie roku.
Gdy Georg pomagał Gitarzyście zdjąć kurtkę, Bill przygotował dla niego kilka tabletek z witaminami, chcąc wzmocnić jego organizm.
Kiedy młodszy z braci stanął w drzwiach sypialni bruneta, ten nadal ślęczał przed komputerem. Nieudolnie trzymał wciąż laptopa w czasowo niesprawnej dłoni nie przejmując się bólem.
- Zostaw to cholerstwo – Wokalista przewrócił teatralnie oczami, wyrażając tym swoją dezaprobatę co do zachowania brata. – Muszę zmienić ci opatrunek. Zobacz, już przesiąka.
Tom wzdrygnął się, przerażony. Wiedział, że Bill chce dla niego jak najlepiej. Ale był świadomy tego, że jego zdolności manualne nie były nadzwyczajnie rozwinięte. Skrzywił się gdy poczuł, jak wielki plaster ochronny odrywa się od jego pulsującego bólem ciała. Zapiekło mocno, gdy woda utleniona zetknęła się ze świeżą raną. Wiedział, że wpadł jak śliwka w kompot. Zakodował sobie również, by już nigdy więcej nie iść do tego pubu. Mogli mu odstrzelić ucho! Albo palce, co grosza.

***


24 lutego 2014

Krew w żyłach wokalisty zaczęła dziwnie wrzeć, gdy Tom przeczytał najnowszą wiadomość od Oliwii. Zmieniła swoją konsystencję, gęstniejąc w rozgrzanym krwioobiegu. Co Gitarzysta miał zamiar jej napisać? Przecież wiedzieli, że ona nie wie, kim jest… on, jak i reszta zespołu. Wiedział, że nie może ich zdradzić. Spojrzał więc wyczekująco na twarze towarzyszy
- Tom, mógłbyś powtórzyć? – zapytał zaaferowany Perkusista, wpatrując się w przyjaciela, gdy ten z jękiem próbował ułożyć się w łóżku.
Spiorunował blondyna wzrokiem, szybko wyciągając komórkę z kieszeni spodni. Wiadomość była odczytana od ponad dwóch godzin, co jeszcze bardziej ustanawiało go w przekonaniu, że już dawno powinien jej odpowiedzieć. Bill jednak nie odważył się na doradzanie bratu, co powinien zawrzeć w wiadomości zwrotnej. W duchu był mu niezmiernie wdzięczny za pustkę w głowie, która nie chciała go opuszczać.
- Martwię się. Doszły do Polski plotki, że Gitarzysta Tokio Hotel został postrzelony. Cholera, nie wiem nic więcej. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Że będzie mógł grać… nie wyobrażam sobie zespołu bez niego. Tak, wiem. To dziwne, by martwić się o kogoś, kto nawet nie ma pojęcia, że istnieję. - wydukał, nadal nie mogąc uwierzyć w słowa dziewczyny.
 Chciał przysiąc, że może zaręczyć, że Kaulitz czuje się dobrze. Nie chciał zdradzać zbyt wiele, bo to  narodziłoby wiele trudnych pytań, na które nie mógłby teraz udzielić jej odpowiedzi. Miał cichą nadzieję, że swoimi zapewnieniami choć trochę ją uspokoił. Naprawdę nie chciał, by się o niego martwiła, choć niewątpliwie uważał to za uroczy gest.
- Bill, potrzebuję uzyskać wizę do Polski – stwierdził. Czuł, że tym samym mógłby odpowiedzieć na wiele pytań, jakie zadała mu blondynka. Liczył również na wsparcie zespołu i utwierdzenie go w przekonaniu, że dobrze robi. Chciał,  by pomogli mu, skoro sam na chwilę obecną nie był w stanie prowadzić. W pokoju Wokalisty zaszyli się również Georg i Gustav, pożerając niezliczone ilości niezdrowego jedzenia.
Trzej współpracownicy zgodnie skinęli głowami. Gustav zaś, z pełnymi ustami wydukał coś na kształt zajmiemy się tym już jutro, i bez zbędnych ceregieli na powrót wbił rozanielony wzrok w ekran, na którym pojawiła się słynna Jolie.


26 lutego

Ściskając w dłoni pozwolenie na opuszczenie kraju, miał wrażenie, że po raz kolejny parszywy jak dotąd los uśmiechnął się do niego. Do tej pory, by plan mógł wcielić w życie miał wszystko, z wyjątkiem małego druczku, zawierającego zezwolenie na wylot. Zapiszczał cicho, podekscytowany perspektywą odwiedzenia innego kraju.
Był już w jej mieście, cztery lata wcześniej. Jednak naprawdę zbyt mało pamiętał, by choć trochę móc wyobrazić sobie jej życie w równoległej rzeczywistości. Za tydzień miał wsiąść na pokład wielkiego żelaznego ptaka, by wzbić się na wysokość dwóch kilometrów. Udało mu się również zarezerwować lot pierwszą klasą. Prosto z Los Angeles miał lecieć do duńskiej Kopenhagi, by tam wsiąść do samolotu, który miał dolecieć aż do samej Łodzi.
- Locz – zaśmiał się, ucząc się wypowiadać nazwę miasta. Brzmiała dość dziwnie, a gdy powtarzał ją jak mantrę, czuł się coraz bardziej rozbawiony. – Warszawa brzmi łatwiej.
- Łódź – wyartykułował Basista, sięgając po napój izotoniczny  z małej lodóweczki na kuchennej wyspie. – Nie jest tak tragicznie to powiedzieć, jeśli naprawdę chcesz.
Zarwał kolejną noc, wymieniając setki wiadomości z Oliwią. Siedząc na podłodze, oparty o zimną ścianę zastanawiał się, czy ona, tak samo jak on, cieszy się z ich zbliżającego się spotkania. Bał się, że nie uwierzy mu, że on to on. Albo uzna go za idealnego sobowtóra siebie samego. Roześmiał się cicho na tę myśl. Zrozumiał, że do wyjazdu został mu tydzień. Postanowił więc poszukać hotelu w mieście. Udało mu się wynająć ekskluzywny apartament w hotelu o nazwie Andel’s. Przeglądając fotografie budynku i wnętrza doszedł do wniosku, że to tam spał, będąc kilka lat wcześniej w Łodzi. Wpłacił więc zaliczkę przelewem i mógł odetchnąć.

28 lutego 2014

Cichy, piskliwy szczek psa obudził Gitarzystę z popołudniowej drzemki. Wstając z wielkiego skórzanego narożnika w studyjnym salonie, zauważył biegającego Billa, który śmiał się jak małe dziecko na widok nowej zabawki. Poszedł więc w ślad za rozbawionym bratem. Gdy zobaczył szczeniaka buldoga angielskiego, spojrzał na Wokalistę z niemałym zdziwieniem. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, młodszy z bliźniaków wyznał z dumą.
- Poznaj Pumbę – po czym przechwycił małą, pulchną łapkę psa by przytknąć ją do pokrytego zarostem policzka Toma.
- Nie spodziewałem się, że weźmiesz po Księżniczce jeszcze jednego psa pod opiekę – wyznał brunet, głaszcząc biało-brązowe zwiniątko na rękach brata. Miał wrażenie, że osobiście poczuł ból, jaki zadał bliźniakowi przez to nieprzemyślane zdanie. Wiedział, jak bardzo tęsknił za sędziwą suczką jamnika długowłosego, która towarzyszyła im dzielnie każdego dnia, zanim jeszcze weszli na salony.
- Myślę, że dobrze byłoby pokazać jej, że nadal umiemy sobie radzić. Też nie sądziłem, że będę chciał jeszcze jednego czworonoga w domu. Ale jak zobaczyłem tablicę, że są do wydania szczenięta, pojechałem i … i oto Pumbi – uśmiechnął się delikatnie, wtulając twarz między fałdki skóry zwierzaka.
Tak jak podejrzewał Gitarzysta, cały świat fanów zespołu rozpływał się z zachwytu przed niedawno opublikowanym zdjęciem nowego pupila Billa. Wiadome było, że Wokalista oswaja się z rolą niezawodnego ojca, jakim chciał być dla szczeniaka. Czytając komentarze śmiał się do rozpuku.

6 marca 2014

Stojąc przed wielką dość przepakowaną walizką zastanawiał się, czy na pewno wszystko wziął. Miał wylecieć ze Stanów następnego dnia kilkanaście minut przed północą. Najróżniejsze emocje targały nim do tego stopnia, że drżącą dłonią odpalał papierosa. Cieszył się i bał jednocześnie. Był zdecydowany i nie. Czuł się jak kobieta w ciąży albo nastolatka na zakupach z dużą ilością pieniędzy.
Ale przecież obiecał jej. Miał wszystko, co pozwoliłoby mu dotrzymać danej obietnicy, więc dlaczego miałby nie wykorzystać okazji? Odniósł wrażenie, jakby zagiął czasoprzestrzeń, jakby czas się zatrzymał. Podobało mu się to uczucie. Takiej wolności wyboru… swobody, której nie mógł nikt zakłócić. Nawet Bill nie mógł. Nie pozwoliłby bratu zepsuć swoich idealnie ułożonych planów.
Chciał poczuć się wolny, beztroski… szczęśliwy. A co najważniejsze, chciał uszczęśliwić Oliwię. By nie musiała słyszeć o Tomie Kaulitz. Chciał, by go poznała. Prawdziwego, szczerego, niewyrwanego z plakatu czy zdjęcia.
A co najważniejsze, gotów był by zrobić ten decydujący krok.
Wiedział, że nie może jej zawieść. Nie chciał, by sądziła że jest dla niego zabawką. Nie była. Może to głupie, ale dziewczyna poznana w Internecie nauczyła go cieszyć się z rzeczy małych. Nie poddawać się, nawet jeśli ludzie patrzą na ręce i z niecierpliwością czekają na upadek, potknięcie, czy najmniejszy błąd. Doszedł też do wniosku, że nie sukcesy, a porażki stają się katalizatorem do walki o szczyt, o spełnienie marzeń…

***

8 marca 2014

Wybiło południe, kiedy wbiegła do lotniskowej hali przylotów. Wiedziała, że Tom już wylądował. Numer lotu, którym miał dotrzeć do miasta został określony jako zakończony, więc do spotkania było z pewnością bliżej niż dalej. Najprawdopodobniej czekała go jeszcze odprawa bagażowa i będzie mogła cieszyć się jego obecnością.
Ściskając dłonie w pięści, ukryte w wielkiej bluzie, czuła, jak bardzo pocą się ich wewnętrzne strony. Nerwowo rozglądała się wokół, szukając faceta wyglądającego na typowego Amerykanina. Zaniechała jednak ten pomysł kiedy doszła do wniosku, że nie ma bladego pojęcia jak chłopak wygląda. Z cichym westchnieniem skierowała się na wolne siedzenia i napisała szybką, zwięzłą wiadomość do przyjaciela.
Wcisnęła w uszy słuchawki, by zatopić się w dźwiękach piosenek. Podkręciła maksymalnie regulator głośności, odcinając się tym samym od otaczającej ją rzeczywistości i gwaru wywołanego niezliczoną ilością zdenerwowanych ludzi. Przybrała pozycję półleżącą. Stopy, okute w ciężkie czarne glany krzyżowały się ze sobą w okolicach kostek. Przymknęła powieki, ruszając rytmicznie nogami, naśladując dźwięki perkusji.
Nie dane było jej rozkoszować się spokojem i błogą nieświadomością zbyt długo. Zauważyła, mimo zamkniętych powiek, że blask jarzeniówek w hali przygasł, jakby zasłonięty przez wysoką postać. Po chwili poczuła, jak czyjaś chłodna a za razem miękka dłoń delikatnie gładzi skórę na jej podbródku. Wiedziała, że to on. Nie miała odwagi, ani ochoty otwierać oczu. Gdy do jej receptorów zapachu dotarła specyficzna woń perfum chłopaka uśmiechnęła się szeroko. Była to mocna, łatwo wyczuwalna esencja piżma, imbiru i cynamonu. Powoli wyjęła kolejno jedną, następnie drugą słuchawkę, oswajając się na powrót z wszechogarniającym hałasem.
- Cześć – usłyszała po chwili. Gdy doszła do wniosku, że z pewnością już gdzieś słyszała ten głos, uchyliła powieki i wbiła wzrok w chłopaka.

Zachłysnęła się powietrzem, taksując go całego. Od czubków butów aż po czoło. Zaparło jej dech w piersi. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Poczuła, jak bardzo kręci jej się w głowie. 

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 1: Alternatywne życie.

Na wstępie, chciałabym z całego serca podziękować każdej z Was za każdy komentarz :) to bardzo budujące. Cieszę się niezmiernie z każdego pokrzepiającego słowa, jednak mimo wszystko czekam również na słowa konstruktywnej (!) krytyki :)

13 grudnia 2013

Zapach Bourbona i dymu papierosowego unosił się w pokoju. Odór przedostawał się szparami drzwi do holu, wywołując niepokój w umyśle Wokalisty. Nie widział brata od dwóch dni. Tak samo, jak i jego dziewczyny. Dopiero co wrócił do domu po męczącej sesji w studiu. Bliźniak wykręcił się niestrawnością po zjedzeniu wegetariańskiego sushi na obiad. Rzucił więc torebkę i smycz psa na sofę, by móc swobodnie skierować się na piętro.
Otworzył drzwi i zamarł, zaskoczony ilością smrodu i dymu, który w niego uderzył. Gdy tylko ocknął się z szoku, zamaszystym ruchem rozchylił na oścież okno balkonowe. Westchnął, upajając się świeżym powietrzem.
Tom, zupełnie nieświadomy obecności bliźniaka w swojej sypialni, spał mocno. Jego skulone ciało owinięte było prześcieradłem. Miał na sobie nieświeże ubrania. Zdegustowany Bill rozejrzał się uważniej po pomieszczeniu. Dostrzegł butelki po koniaku i piwach, rozrzucone niedbale na podłodze. W popielniczce, zapełnionej do granic możliwości, dopalały się niedokończone papierosy sprawiając, że wciąż wydzielał się rażący odór dymu papierosowego.
Spojrzał na twarz Toma, zdumiony. Grymas Gitarzysty przeraził go. Mina, która zawładnęła śpiącą twarzą Muzyka wyrażała niesamowity ból. Mimo długiego zarostu, można było wyczytać, jak bardzo cierpi. Bill westchnął, przygaszony.
Stał i rytmicznie uderzał wskazującym palcem w wydęte przez niego usta. Zastanawiał się, jakie zdarzenie mogło mieć miejsce, skoro znalazł  go w tak opłakanym stanie. Łączył powoli wątki, starając się myśleć trzeźwo.
- Bill? – Jego rozważania zostały przerwane przez zachrypnięty głos wydobywający się spod warstw tkaniny na łóżku. Młodszy z braci odwrócił się więc, wbijając rozczarowany wzrok w osobę, będącą jego lustrzanym odbiciem.
Starszy bliźniak wydostał się z plątaniny utworzonej z prześcieradła i podciągnął się do pozycji półsiedzącej. Przetarł poczerwieniałe oczy i westchnął. Widział,  w jaki sposób brat patrzy na niego. Bez wątpienia oczekiwał wyjaśnień. Postanowił więc, że nie będzie owijał w bawełnę i wyznał od razu:
- Ria odeszła.
Billowi zahuczała krew w uszach i opadł na głęboki fotel, nie zważając na to, że było na nim mnóstwo brudnych ubrań. Uniósł brwi, zaskoczony tą całą sytuacją.
Gitarzysta, uznawszy milczenie swojego towarzysza za nieme dobrze ci tak, sięgnął po prawie pustą paczkę papierosów i odpalił jednego. W momencie, gdy poczuł gryzący w gardło dym, który rozchodził się w jego płucach, poczuł się jeszcze gorzej
Bill dał za wygraną. Widząc brata w takim stanie nie miał serca, by ciągać go do studia, czy na spotkania ze znajomymi. Wiedział, że zależało mu na Rii,  ale nigdy nie przyznał tego na głos. Tom się zmienił i było to widać, nie tylko pod względem wizualnym. Jedyne, co nie ugięło się pod naporem przekształceń, to jego duma. Nie pozwoliła, by okazał komuś słabość.

Gitarzysta, ocknąwszy się po samotnych libacjach alkoholowych, które trwały już czwartą noc z rzędu wreszcie odstawił butelkę na bok. Wstał po chwili, czując silne pulsowanie w skroniach połączone z suchością w ustach. Gdy udało mu się posprzątać sypialnię, wziąć prysznic i zjeść porządne śniadanie, zaczął zastanawiać się nad alternatywami, dzięki którym mógłby dać upust swoim emocjom.
I znalazł. Portal, na którym można być anonimowym. Gdzie miliony zdjęć, statusów i animacji umiały pokazać to,  co czuje. Unaocznić ból, pozwolić mu po części się od niego uwolnić. Zaczął działać, zafascynowany aktywnością obserwowanych przez niego użytkowników.


23 grudnia

Nie mogę znieść tych pełnych goryczy i bólu postów. Kobieta, która nałożyła Ci tą koronę z cierni, nie jest warta Twoich katuszy. Nie wiń się za nic.
Oliwia.
Ach. I pamiętaj, zawsze możesz ze mną porozmawiać.

Było kilka minut przed północą, kiedy po raz kolejny czytał pierwszą prywatną wiadomość, jaką otrzymał. Był zszokowany jej treścią. Nie sądził, by ktoś odważył się napisać do niego w tak otwarty i bezpośredni sposób. Oparł się o wezgłowie łóżka i zastanawiał się, co teraz zrobić. Postanowił więc najpierw przejrzeć jej profil.
To, co zobaczył przyprawiło go o gęsią skórkę. Żyletki, stryczki, blizny, narkotyki. Cytaty o śmierci, depresji, samobójstwie. Rzucił mu się w oczy tekst  na jednym z obrazków.
I scratch your sweet name, right into my skin, You left me bleeding, but I couldn't give in! I swallowed the poison to get infected, give back my heart that Your body rejected… 
Zaparło mu dech w piersi. Miał wrażenie, że mroczki latają mu przed oczami jak szalone. Wziął więc kilka oddechów dla uspokojenia i postanowił odpisać jej szybko.
Jego palce wystukiwały odpowiedź w zawrotnym tempie. Czuł nieprzyjemny chłód na dłoniach. Zaczął panikować. Wystraszył się, że zostanie zdemaskowany. Nie mógł sobie na to pozwolić. Chciał być anonimowy. Jak oni wszyscy. Odpocząć od rzeczywistości. Szczególnie teraz, gdy Bill nie wymagał od niego robienia czegoś na siłę.
Poczuł się dziwnie. Ciekawość narastała w nim z każdą minutą oczekiwania na wiadomość zwrotną. Odniósł dziwne wrażenie, że potrzebuje pogadać z kimś obcym. Od dnia, w którym został porzucony rozmawiał o tym jedynie z Billem. Choć i tak to była zdecydowanie zbyt krótka rozmowa. Potrzeba, by wyrzucić z siebie wszystkie złe myśli stawała się coraz bardziej nie do zniesienia.
Jednak nie odpisała tej nocy.

***

Wigilia 2013

Po małym mieszkaniu rozchodziła się woń podpiekanych pierogów i karpia. Po osiedlu rozchodziły się odgłosy kolęd. Również i rodzina, przybyła na kolację wigilijną rozmawiała w najlepsze. Szampański nastrój nie udzielił się tylko drobnej blondynce, siedzącej w rogu pokoju. Okupowała stary, poniszczony fotel.
Martwiła się o chłopaka, który zasiał ziarnko niepokoju i niepewności w jej umyśle. Odczuwała silną potrzebę świadomości,  że wszystko w porządku. Obawiała się, że tej wiadomości nie otrzyma. Ścisnęła komórkę, wystukując wiadomość na mobilnej wersji portalu.

Życzę Ci wesołych Świąt. Oby były lepsze niż moje. O.

Z cichym westchnieniem zasiadła za stołem, by ze znużeniem gmerać łyżką w zupie grzybowej. Nienawidziła tej sztuczności. Zawiści o upominki. Sama nie dostawała nic i bardzo ją to cieszyło. Tęskniła za swoim pokojem. Za ciszą. Rodzina uważała ją za powietrze. Ona, rodzinę jak niepotrzebny balast. Po co jej to było, skoro nie potrafili powiedzieć choćby idiotycznego wszystko się ułoży?  Nie potrafili na nią spojrzeć. Blizny były wszędzie. Brzydzili się tego.

27 grudnia 2013

Przemierzając puste ulice miasta zaciskała dłonie na kubku termicznym z gorącym kakao. Słuchała muzyki, nie myśląc o niczym innym, jak o tym, że nieznajomy odpowiedział na jej wiadomości.

Miło mi Cię poznać, Oliwio. Dziękuję, naprawdę. Nie sądziłem, że kiedykolwiek ktoś zareaguje na to wszystko, co tutaj próbuję powiedzieć. Święta były dziwne, mogłoby ich nie być wcale. Ach, jestem Tom.

Zdążyła nauczyć się tej wiadomości na pamięć w dwóch językach. Odniosła wrażenie, że znalazła kogoś, kto choć trochę może ją rozumieć. I nie obchodziła ją odległość. Ważne było, by umieli się porozumieć.
Chciała zawrzeć z nim stały kontakt. Miała szczerą nadzieję, że osiągnie ten cel. Zależało jej na tym, by mieć kogoś bliskiego, godnego zaufania. Tom, mimo tej jednej i zwięzłej wiadomości, roztaczał wokół siebie aurę spokoju i bezpieczeństwa, na których tak bardzo jej zależało.
Zanurzywszy się w gorącej wodzie, wyłączyła myślenie. Tęsknota nie doskwierała tak bardzo. Kompleksy nie dawały się we znaki. Nie musiała się martwić, że ktoś zobaczy blizny, była przecież zamknięta w łazience od wewnątrz.
Myślała o tym, jakby wszystko się potoczyło, gdyby nie idole.
Gdyby nie ich muzyka, która sprawiała, że znajdowała w sobie ostatki sił, by podnieść się z łóżka? Gdyby nie ich samozaparcie w dążeniu do celu, jakim była sława? Gdyby nie oni, nie miałaby już nikogo. Nie miała przyjaciół. Rodzina uważała ją za samobójczynię, która jest chora psychicznie, a jej ostatecznym przeznaczeniem jest okratowany pokój bez klamek w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze.
Była wściekła na najbliższych za brak chęci pomocy, choć z drugiej strony ich zachowanie wcale jej nie dziwiło. Gdyby zamieniła się z matką rolami, brzydziłaby się własnej córki. Nie chciałaby mieć z nią nic do czynienia. Z dziwadłem. Kimś, kim nie można się pochwalić. Kimś, kogo ukrywa się w tajemnicy przed światem, by nie zhańbić dobrego imienia rodziny. Gdyby chociaż była piękna. A nie była.
Miała wałeczki tłuszczu na brzuchu i szerokie uda. Małe piersi i była skazana na noszenie okularów. Nawet włosy, które zdecydowanie były jej atutem, spisała na straty.
Tak bardzo chciała zmienić swoje życie.

31 grudnia 2013

Siedząc w swoim pokoju, energicznie wymieniała  z nim setki maili. Niektóre odpowiedzi na pytania, które padły z jej strony napawały szokiem. Był wobec niej obrzydliwie szczery. Aż przyprawiało ją to o gęsią skórkę.
Gdy tylko opowiedział jej szczegółowo o swojej byłej, zazdrościła mu. Mimo, że nie przyznał się przez te wszystkie lata, że ją kocha. Też chciała być na jej miejscu, mimo wszystko. Potrzebowała czuć, że komuś na niej zależy. Miała nadzieję, że kiedyś poczuje jak to jest, gdy ktoś jej naprawdę chce.

Nikt nie pokocha dziewczyny z bliznami, Tom. Tacy ludzie jak ja są skazani na samotność.

***
3 stycznia 2014

Zdumiony Wokalista siedział na stołku przy kuchennej wyspie. Z zaciekawieniem przysłuchiwał się historii, nie odrywając wzroku od brata. Nie mógł wyjść z podziwu dla Gitarzysty, gdy zawzięcie opowiadał bliźniakowi o sposobie, w jaki poznał Oliwię.
- Czy widziałeś ją chociaż na zdjęciu? – Zapytał, oziębiając zapał Toma.
Starszy Kaulitz westchnął ciężko, podpierając zarośniętą twarz na dłoniach.
- Ufam jej, Bill – oznajmił z przekonaniem. – I naprawdę, nie sądzę by była brzydka.
- Nie mówię tutaj o jej brzydocie czy pięknie. Może spotkasz ją na ulicy? Może poprosi cię o autograf. Może zobaczysz ją w tłumie, podczas jednego z koncertów. Sam mówiłeś, że udostępniła tam gdzieś tekst naszej piosenki. Oboje wiemy, że gdybyś wiedział, że ona to ona, nie potraktowałbyś ją jak pierwszą lepszą fankę.
Tom zgarnął kubek z mocnym espresso spod dyszy ciśnieniowej jego ulubionego ekspresu do kawy. Nie posłodził cieczy a nawet nie zwrócił uwagi, że napój jest gorący. Upił łyk i wlepił rozdarte spojrzenie w widok za oknem.
Nawet nie zauważył, jak Bill bezszelestnie opuścił pomieszczenie na rzecz wyprowadzenia psa na dwór. Westchnął cicho, czując kłębiące wyrzuty sumienia. Nie pomagał Wokaliście już w niczym. Poczuł się jak wyrodny brat.
Za zamkniętymi drzwiami sypialni Gitarzysty sączyły się pierwsze takty rockowej ballady, której tak rzadko słuchał. Bon Jovi – Always zaliczała się do ckliwych piosenek,  które lata świetlne wstecz okupowały pierwsze miejsca na listach przebojów. Nie lubił takich utworów. Ale, jak zawsze mówią… istnieje wyjątek od ogółu.
Papieros dopalał się powoli, bezwładnie wystając żarzącą się stroną z blatu biurka przy którym siedział przygarbiony brunet. Gitara klasyczna spoczywała na jego kolanach, gdy on nieporadnie próbował ułożyć kilka zdań, by móc wysłać je Oliwii.
Zastanawiał się, dlaczego nie zdradził Billowi więcej szczegółów z jej życia, o których już zdążył się dowiedzieć. Że dzieli ich połowa świata, że jest od niego siedem lat młodsza. Że to zakompleksiona dziewczyna, wstydząca się samej siebie? Że tak bardzo chciałby, by jej nastawienie do siebie uległo zmianie. By uwierzyła, że każdy jest piękny na swój sposób. Fizycznie, jak i w aspekcie psychicznym, duchowym. Chciał wyciągnąć ją z dołka. Chciał, ale jeszcze nie miał pojęcia jak. Był jednak pewien, że uda mu się to. Choćby nie wiadomo co.