poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 4: Prosta kalkulacja.

Nic więcej nie powiem pod względem zapuszczenia się z blogiem. Feeling jest zakochana, ma kogoś. Więc musicie wybaczyć, bo naprawdę mam się o kogo starać :)

Cztery!

10 marca 2014

- Wracaj do domu – stwierdziła, widząc strapioną minę Muzyka. Od dobrej godziny naprzemiennie przyglądał się jej i swojej komórce, intensywnie o czymś myśląc. – Wracaj, słyszysz?
Kaulitz uniósł na nią rozkojarzone spojrzenie, po czym zacisnął usta w cienką linię. Nie wiedział, jak ma się zachować. Był naprawdę rozdarty między dwoma osobami, które bardzo go potrzebowały.
- Jedź. Wracaj. Odwiozę cię na samolot. Nie martw się o mnie – wyznała, wpatrując się w swoje własne dłonie. Znów siedziała w jego pokoju hotelowym wbrew poleceniu ojca. Wiedziała, że nie może go zatrzymać. Przecież to Bill go potrzebował. Najważniejsza osoba w jego życiu.
- Martwię! – wrzasnął z bezsilności, wstając z sofy naprzeciw dziewczyny. – Wyobraź sobie, że martwię! Boję się, że coś sobie zrobisz, coś ci się stanie.
- Przestań – westchnęła cicho, nie chcąc słuchać jego słów. – Dam sobie radę. Myślisz że nie umiem? Może nie jesteś świadomy, ale to po części przez ciebie, twojego brata i przyjaciół jeszcze tu jestem. Nie było cię blisko przez lata, kiedy marzyłam o tym, byś się zjawił i mnie zabrał od tego cholernego życia. A teraz jesteś i co? I nic, Tom. Nie zbawisz świata, nie uratujesz mnie. Nie chcę. Siedzę w tym gównie i jest mi dobrze. Powiedziałam ci, że nikt nie chce takiego stwora jak ja. Nie zasługuję na nic, co mogłoby być dobre. Wszystko ma swój początek i koniec. Więc pakuj się i wracaj do brata, który bardzo potrzebuje cię teraz. Umiem być sama. Samotna. Opuszczona. Masz Billa, nigdy nie poznasz sensu tych słów. Nigdy nie będziesz wiedział, jak to jest żyć tak jak ludzie mojego pokroju. Więc zamilcz. Nie chcę słuchać słów o tym, jak bardzo chciałbyś mi pomóc. Nie potrzebuję twojej litości. To ostatnie, czego oczekuję od ciebie, Kaulitz.
- Siedzisz w gównie, powiadasz? A sądzisz, że ja swojego gówna nie mam? Wiesz jak to jest, jak miliony ludzi patrzy ci na ręce i krytykuje każdy twój ruch? Nie. Chciałem przez te kilka dni, które miałem zamiar spędzić z tobą wrócić do normalnego, spokojnego i szarego życia. Należysz do Aliens. Na pewno wiesz, że Ria mnie zostawiła. Proszę, marzenia połowy z was się spełniły. Zostałem sam.
- I dobrze, nigdy jej nie lubiłam – przyznała bez krępacji, wzruszając ramionami.
- A czy moje uczucia do niej się nie liczą? Dobra, przyznaję. To był na początku chwyt reklamowy. A tu się z nią spotkam, zwrócę uwagę na zespół. Taki był plan. Kocham ją, rozumiesz? Odkąd dotarło to do mnie, myślę tylko o tym. A teraz co?! Gówno, tak samo popieprzone jak twoje. Chociaż przy tobie czuję się normalny na tyle, na ile się tylko da. Wiesz jakie to fajne? Jak jesteś gdzieś indziej, gdzie większość ludzi nie wie kim jesteś. Przy kimś, kto traktuje cię jak zwykłego człowieka i nie widzi tej drugiej strony medalu, jakim jest mój status na świecie i dane osobowe. 
- Zamknij się! Poza tym momentem na lotnisku, nigdy nie postrzegałam cię jak gwiazdę. Nie interesuje mnie to, nie widzisz? Tom, po prostu Tom. Nie Tom Kaulitz. Nawet o głupi autograf cię nie prosiłam, zdjęcie. Zawdzięczam ci więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
Gdy tylko umilkła, chwycił ją w ramiona. Przyciskał mocno jej tułowie do swojego ciała, uniemożliwiając dziewczynie jakiekolwiek ruchy. Pierwszy raz poczuł potrzebę poczucia jej bliskości. Chciał, by była blisko. Jeszcze krótką chwilę wcześniej wyznał, że nadal kocha swoją byłą dziewczynę, a i tak Oliwia sprawiała, że huczało mu w głowie. Naprawdę chciał wierzyć, że dziewczyna da sobie radę bez niego. Przecież wreszcie musiał wrócić. Miał przecież pracę. Wydanie płyty, fanów i producentów nad głową.
- Wracaj Tom – wydusiła, odpychając chłopaka od siebie. – Nie ma ale. Wracasz i już. Jeszcze się zobaczymy, obiecuję.
Patrzyła zrezygnowanym wzrokiem na niego, gdy się pakował. Chciała wierzyć, że jeszcze będą mogli być przy sobie, naprawdę blisko. By mogła widzieć naprawdę jego twarz, poczuć jego zapach. By mogła znów objąć go i przytulić tak, jak jeszcze kilka chwil wcześniej.
Jednak nie wiedziała, co może się wydarzyć gdyby jej marzenia stały się prawdą. Ich światy mimo wszystko nie mogły się zderzyć, choć od miesięcy umiejętnie się przenikały, koegzystując ze sobą na równi. Jakby ich dwa życia mimowolnie się połączyły przez więź, której ona nie umiała odczytać. Tom wtargnął w jej świat, dając tym samym powód do szukania szczęścia. On był jej szczęściem. Od kiedy tylko sięgała pamięcią. Nie wyobrażała sobie, by mogło go w jakiś sposób zabraknąć. Przecież był przy niej przez tyle lat. Stał się jedynym stałym punktem w jej życiu. Nie miałaby skrupułów, jeśli ktoś by go skrzywdził. Zrobiłaby dla niego wszystko. Dawał jej szczęście, poczucie akceptacji, bezpieczeństwa. Nie sądziła, że wszystko to, o czym marzyła mogło stać się prawdą.
- Oliwia? – głos Muzyka rozedrgał jej umysł. Uniosła rozkojarzone spojrzenie na schyloną sylwetkę chłopaka, posyłając mu pytające spojrzenie. – Dlaczego płaczesz?
Zdziwienie wykrzywiło jej twarz. Dotknęła policzka i faktycznie poczuła mokre smugi na twarzy. Uśmiechnęła się delikatnie, wzruszając ramionami.
- Nie przejmuj się, nic się nie stało – odrzekła wesoło, podchodząc do niego. Usiadła okrakiem przy walizce i zaczęła układać kolejno ubrania Kaulitza, szybko powrzucane do bagażu. Posłała mu szeroki uśmiech dla uspokojenia.
W głębi duszy nie chciała go puszczać. Gdy wyjedzie, nie będzie miała już do kogo uciekać. Nie będzie miała z kim spędzać czasu, którym dysponowała. Z nikim już nie będzie mogła i umiała swobodnie rozmawiać. Znów zostanie sama. Bała się tego. Było jej dobrze. Czuła się spokojna, gdy przebywała blisko niego. Czy chciała tak wiele? Sądziła że to bardzo mało, w porównaniu z tym, czego pragnęły dziewczyny w jej wieku.
Do szczęścia potrzebowała jedynie sto osiemdziesiąt dziewięć centymetrów czystej empatii. Nieskażonej zawiścią i kłótniami relacji z Gitarzystą. Niezmąconej przez ludzi, którzy chcieliby stanąć im na drodze. Jej rodzice? Czy naprawdę byliby w stanie ją zatrzymać, gdyby faktycznie chciałaby ich zostawić? Szczerze w to wątpiła. Z pewnością jeszcze by spakowali jej ubrania i znieśli przed blok, byleby tylko móc się jej pozbyć. Była świadoma tego, jak ją postrzegają. Wszyscy jej nienawidzili. Jednak stanął na jej drodze wyjątek od ogółu. I to tak wyjątkowy że za każdym razem, gdy na niego patrzyła, zapierało jej dech w piersi.

***

11 marca 2014

Zapadał zmierzch, gdy przekroczyli automatyczne drzwi terminalu odlotów. Za trzy godziny Muzyk miał zasiąść w samolocie powrotnym. Dania, a z Danii bezpośrednio na lotnisko w Los Angeles.
Gdy szli w ciszy, Gitarzysta wyciągnął komórkę z kieszeni spodni moro i przysunął się bliżej Oliwii. Wyciągnął dłoń z urządzeniem na długość całej ręki, by móc uwiecznić ich na pierwszym wspólnym zdjęciu. W ostatniej chwili blondynka objęła go w pasie i oparła głowę o jego klatkę piersiową, uśmiechając się szeroko.
- Pięknie – stwierdził, ustawiając zdjęcie jako tapetę.
- Tom, twoja odprawa zaraz się zacznie – wydusiła, rozglądając się wokół. – Idź już, proszę.
Muzyk skupił całą swoją uwagę na dygocącą ze zdenerwowania Oliwię, która za wszelką cenę starała się nie spoglądać na niego choćby kątem oka. Przygryzł wargę, utkwiwszy spojrzenie w jej twarzy.
Nim dotarło do Oliwii to, co tak naprawdę się dzieje, stała zamknięta w żelaznym uścisku starszego z bliźniaków, którego usta umiejętnie zaczęły pieścić jej wargi. Chciała się wyrwać, wiedząc że nie powinna mu na to pozwolić. Dłonie chłopaka zsunęły się więc z barków na lędźwie i częściowo pośladki, przysuwając ją jeszcze bliżej.
- Tom… - wyjęczała, nadal szarpiąc się z nim bezskutecznie.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – uspokoił ją zdecydowanym, a za razem miękkim głosem. Wiedziała już, że nie wygra z nim tej bitwy. Rozluźniła więc mięśnie, by móc objąć go jak najlepiej umiała. Usta Muzyka przywierały do niej mocno, nie dając nawet szansy na to, by mogła zaczerpnąć oddech. Jego język smakował jej w sprawny i wyćwiczony sposób. To był miękki, a za razem zdecydowany pocałunek, przesiąknięty niewypowiedzianymi przez niego wcześniej słowami. Nie chciał jej puszczać. Był pewien, że i tak niedługo znów ją odwiedzi. Była zupełnie inna niż Ria. Mała i bezbronna, potrzebująca wsparcia, opieki i zrozumienia. Była całkowitym przeciwieństwem Rii, co bardzo mu się podobało. Lubił w swojej byłej umiejętność rządzenia i zdecydowania. Jednak chciał czasem być kimś, kto mógłby uratować swoją kobietę z opresji, a Ria najzwyczajniej w świecie mu na to nie pozwalała. Doszedł do wniosku, że z Oliwią byłoby zupełnie inaczej. Byłoby tak, jak zawsze chciał, jak sobie wyobrażał. Potrzebowała go, tak bardzo to czuł. Widział, jak na niego patrzy, choć nie był pewien w jakim kontekście.
Możliwości było naprawdę wiele, to było wiadome. Chłopak nie chciał się jednak łudzić. Na chwilę obecną musiał się zadowolić tym, co już udało się im zbudować. Pytanie tylko, czy ich znajomość mogłaby się rozwinąć, skoro dzieliło ich tysiące kilometrów? Miał problem z pewnością siebie pod tym względem. Mógłby się o nią starać. Przecież była idealna. Pomógłby jej się wyleczyć z tego wszystkiego, co siedziało w jej zmęczonym i pokaleczonym umyśle.
Potrzebowali siebie nawzajem. Bardziej, niż byli tego świadomi.
Oderwał się od niej z wielką niechęcią. Oparł czoło o jej, czując jak bardzo mu gorąco. Pogładził jej policzek palcami z niebywałą delikatnością. Chwycił po chwili swój bagaż i odwrócił się bez słowa, krocząc ciężkimi uderzeniami stóp o podłogę w stronę odprawy. Zostawił ją bez słowa bo nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Co mógł, a co powinien. A co chciał jej powiedzieć? Jeszcze tego nie wiedział. Był jednak pewien, że to nie było ich ostatnie spotkanie. Nie mógł sobie na to pozwolić.

***

Stała jak wryta, obserwując oddalającą się sylwetkę Kaulitza. Poczuła się naprawdę dotknięta jego zachowaniem. Nie sądziła, że zostawi ją bez słowa od tak. Nadal czuła jego smak, usta… nadal miała wrażenie, że jej dotykał w dość intymny mimo wszystko, sposób. Po raz kolejny łzy zapiekły ją pod powiekami. Wcisnęła pięści w kieszenie, nadal nie mogąc przestać myśleć o tym, co się stało. Zagryzła wargi, widząc Toma ustawionego w kolejce. Szukał w bagażu swoich dokumentów, jednocześnie rozmawiając z kimś przez telefon. Ani na chwilę nie odwrócił głowę w jej stronę. Twarz była jak z kamienia, obdarta z wszelkich uczuć.
Wybuchła płaczem, zwracając na siebie uwagę przechodzących obok niej ludzi. Narzuciła kaptur na włosy i odwróciła się tyłem, by móc po chwili opuścić terminal. Podbiegła do odjeżdżającego już autobusu i wskoczyła doń w ostatniej chwili. Włączyła tryb samolotowy i próbowała się jak najbardziej uspokoić. Poczuła się jednak niepotrzebna, choć gdzieś w głębi chciała się nadal łudzić, że Tom po prostu wpadł na jeden głupi pomysł i odszedł w ciszy, nie wiedząc jak to dalej rozegrać. A może po prostu miała to w naturze? Że zawsze lubiła sobie tłumaczyć niecodzienne zachowania innych. A może to była jej wina? Może zrobiła coś źle? Czy powinna była coś powiedzieć? Zatrzymać go? Już było za późno, by cokolwiek zmienić. Jej magiczne pięć minut minęło, musiała się z tym pogodzić. I tyle.

***

Słyszał jej żałosny płacz. Zauważył, jak przypadkowi przechodnie skupili na niej swoją uwagę otaczając ją tak, że nie była w stanie spostrzec, że patrzył na nią. Wyrwała się z objęć starszego mężczyzny i odwróciła się zdecydowanym krokiem, by móc po chwili puścić się biegiem przed siebie. Lawirowała między obcymi ludźmi, oddalając się coraz szybciej. W momencie, gdy zniknęła za drzwiami, stracił ją z oczu.
Wyrzucał z siebie miliony przekleństw z szybkością karabinu maszynowego. Wiedział jednak, że nie może już nic zmienić. Pluł sobie w brodę przez cały czas żałując tego, jak potraktował Oliwię. Zachowałby się inaczej, gdyby wiedział jakie byłyby konsekwencje jego egoizmu.

***

12 marca 2014

Tupał nogą ze zdenerwowania. Dochodziło południe, więc Gitarzysta powinien lada moment pojawić się w domu. Zaciskał dłonie na grubym pasku do spodni, spoglądając wyczekująco na drzwi wejściowe.
- Gdzie jesteś, do cholery? – zaklął pod nosem, kiedy po raz kolejny poczuł się zrozpaczony.
Chwilę później szczęknęły zamki w drzwiach, a zza nich wyłonił się Muzyk, taszcząc za sobą wielką walizkę. Odstawił bagaż na bok, odwiesił kurtkę i zdjął buty. Uniósł brwi, widząc uradowaną twarz swojego bliźniaka. Gdy tylko zrobił kilka kroków w jego stronę, Bill rzucił się na niego i zaczął ściskać tak, jakby nie widział go przynajmniej przez dekadę.
- Następnym razem zabierasz mnie ze sobą – wyseplenił młodszy z braci, nadal wisząc na pełnosprawnym ramieniu Toma.
Siedzieli z butelką czerwonego wina w salonie, dzieląc się nowinkami z poprzednich kilku dni. Bill  umiejętnie streścił Gitarzyście kilka kłótni z wydawcami i managerem, wciąż naśmiewając się z min wszystkich wokół. Padły anegdoty o Natalie i jej nowym chłopaku, z którym zdecydowała się zamieszkać po niespełna miesiącu związku. Tom nadal rozpływał się nad Oliwią i ich pierwszymi wspólnymi wspomnieniami, przez które czuł się naprawdę potrzebny i akceptowany taki, jaki właśnie był.
- Nadal nie odbiera telefonu. Kurwa mać – westchnął starszy z braci, rzucając komórkę na sofę. Bill przechwycił szybko prostokątne urządzenie i odblokował ekran, by przyjrzeć się tapecie. – Tak, to ona. Zupełne przeciwieństwo, nie?
- Czyje?
- Rii, a czyje. Jest całkowicie inna. Diametralna zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Nie ma wymagań, nie oczekuje wystawania przed aparatami i kamerami, fundowania drogiej biżuterii czy wycieczek na Bahamy co dwa miesiące. Myślę, że nawet ty i chłopaki byście czuli się przy niej normalnie.
Bill z zapartym tchem wsłuchiwał się w słowa brata, pochłaniając każde wypowiedziane przez niego zdanie. Wokalista zastanawiał się nad tym, jakie mogą być konsekwencje przywiązania się brata do tej dziewczyny. Istniała szansa przecież, że się w niej zakocha. I to prawdopodobieństwo zwiększało się z każdym kolejnym dniem. Gitarzysta nie dopuszczał go do słowa ani na chwilę. Trajkotał niczym nakręcona katarynka, zasypując go wciąż nowymi wiadomościami.

***

18 marca 2014

Zastanawiała się, dlaczego nie chce z nim rozmawiać. Siedziała w fotelu, myśląc o tym, co zrobiła źle. Może nie powinna była pozwolić mu się całować? Może powinna była się oprzeć, odchylając się dość znacząco? Chociaż to jego wina. Przecież gdyby nie chciał, toby jej nie pocałował! W końcu to on ją, a nie ona jego pocałowała.
- Co za chora niedorzeczność – warknęła sama do siebie, łapiąc w locie wibrujący na biurku telefon.
Gdy odebrała, zamarła. Męski głos rozległ się w słuchawce, próbując skupić na sobie jej uwagę. Facet mówił szybko po angielsku, umiejętnie przeplatając niemieckie zwroty, podczas rozmowy z osobą w tle. Po chwili oboje zamilkli, wyczekując odpowiedzi ze strony blondynki.
- Oliwia, to ty? Mówi Bill. Tom cholernie się o ciebie martwi. Wszystko w porządku? – głos Wokalisty brzęczał jej w uszach niczym echo odbijanego od siebie kryształu. Chłopak nadal mówił do niej, melodyjnym i spokojnym tonem, starając się jak najbardziej ją uspokoić. Nie była w stanie skupić się na tym, co Muzyk ma jej do przekazania, wlepiając zszokowane spojrzenie w jego sylwetkę malującą się na plakacie.
- Wszystko w porządku, nie musicie się martwić – wydukała, rozłączając się szybko. Porzuciła telefon między warstwami kołdry, uprzednio go starannie wyciszając. Usiadła na małym okrągłym stoliku, analizując wydarzenie sprzed chwili.
Dzwonił Bill, to raz. Ze swojego prywatnego numeru. To dwa. Zapewne dostał go od Toma, więc trzy jest jasne, z prostej kalkulacji, gdzie dwa plus jeden równa się trzema. Wiedziała, że to nie jest normalne, bo przez cały czas umiejętnie separował ją od swojej odległej, przeciwstawnej rzeczywistości. Przeczuwała pod skórą, że to nie wróży nic dobrego. Jakby zły omen, kiedy między nich wkracza ktoś z zewnątrz, nieświadomy tego, co udało im się zbudować.

Wyszła na papierosa, coraz bardziej oddalając się od swojego bloku. To z pewnością nie był dobry pomysł…