niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 5: Nowy początek.

Boże, wróciłam po tak długim czasie. Przed Wami rozdział piąty - rozdział, który stał się moim wampirem energetycznym, bardzo ciężko było mi go skończyć. Jednak pokonałam trudny czas i tak oto jest!

Kluczyła między blokami, oddalając się od domu. Na oko była może jedenasta, może dwunasta w nocy. W głowie nadal miała Billa i fakt, że odważył się do niej zadzwonić. Gdy Tom opowiedział jej, w jakich okolicznościach powinien wrócić z powrotem do Los Angeles, poczuła się dziwnie. Odniosła wówczas wrażenie, że Wokalista próbuje odciągnąć brata od niej na siłę, zwracając na siebie jego uwagę w dość komiczny i, nie oszukujmy się jednak, bardzo dziecinny sposób.
Trzask łamanych gałęzi drzew był tak głośny, że przebił się przez ostre dźwięki wydobywane z basowych słuchawek, które blondynka umiejętnie wcisnęła w uszy. Jednak nie udało jej się namierzyć źródła hałasu, gdyż mocne uderzenie w głowę w szybkim tempie zwaliło ją z nóg.
Obudziła się z przeszywającym bólem całego ciała. Była otoczona przez zimną biel, pomieszczenie było przesiąknięte duchotą i wilgocią. Leżała przykryta przez cienką płachtę wciśniętą pod jej pachy. Zauważyła kończącą się kroplówkę, przypiętą do jej ciała przez wenflon na zgięciu lewej ręki.
Krzyki rozchodzące się po korytarzu, do którego była przytwierdzona jej szpitalna sala, z pewnością podniosła na nogi cały oddział, jeśli nie piętro. Drzwi otworzyły się z zamachem, po czym  w progu stanęła matka blondynki. Miała rozzłoszczoną, a za razem przerażoną minę.
- Kto cię pobił? – wypaliła bez zastanowienia, przyglądając się spłoszonej dziewczynie. Oliwia dotknęła swojej twarzy, czując opuchniętą skórę pod palcami. Jej uwagę przykuły również siniaki i zadrapania na rękach.
- Na pewno nie ojciec – odszczeknęła, odwracając się od kobiety. Ta sarknęła, urażona zachowaniem dziewczyny, po czym z hukiem zamknęła pokój, po raz kolejny zostawiając ją samej sobie na pastwę losu.
Rozglądnąwszy się po pokoju doszła do wniosku, że nie ma komórki. Zapadła się ze złością w niewygodny materac, by po chwili móc w spokoju wybuchnąć płaczem. Telefon zostawiła w domu, odtwarzacza muzyki nie odzyskała po nocy. Przeklęła się w duchu, zastanawiając się, czy Tom choć trochę się o nią martwi. Ona, gdyby chodziło nawet o Billa, odchodziłaby od zmysłów.
Nie przejęła się tym, że ktoś znów wtargnął do sali, by znów przeszkadzać. Krzesło z łoskotem zostało przysunięte do jej łóżka, by po chwili mógł spocząć na nim młody lekarz.
- Oliwio, chciałbym z tobą porozmawiać – zaczął delikatnie, bacznie przyglądając się jej twarzy, by móc odczytać z niej jak najwięcej emocji. Zaczerpnął powietrza, by móc po chwili zacząć kontynuować. – Czy wiesz, co stało się w nocy?
- Wyszłam na papierosa, słuchałam muzyki. Oberwałam w głowę a później… to już chyba pan wie – mruknęła, wznosząc oczy do nieba. Po raz kolejny czuła się tak samo, jak trzy lata wcześniej. Było jej naprawdę wstyd, że po raz kolejny widziała tych samych lekarzy, którzy zajmowali się nią wcześniej.
Ustalili, że dziewczyna nie wie, z kim miała do czynienia, jak wyglądał napastnik. Nawet nie wiedziała, co tak na dobrą sprawę się wydarzyło. Jednego była pewna. Ból głowy był znakiem, że nieźle oberwała od swojego oprawcy, który wcale nie zwracał uwagi, że mimo wszystko dziewczyna jest człowiekiem, ma uczucia i żyje tak, jak inni.
Bała się już być w mieście. Bała się o siebie i naprawdę była tego świadoma, że może stać się coś gorszego, niż lekko potłuczona głowa. Kiedy tylko lekarz wyszedł z pokoiku, po raz kolejny pozostała sama, by toczyć w zaparte bój z nieokiełznanymi myślami. Jej przemyślenia, racje i przekonania umiejętnie gryzły się ze sobą, powodując jeden wielki misz-masz w jej głowie. Widziała oczami wyobraźni miliony przeróżnych scenariuszy. I nie wiedziała, który mógł się stać rzeczywisty w naprawdę nieodległej przyszłości.
Wiedziała, że nie może pozostać tam, gdzie jest. Wiedziała, że nie może po raz kolejny robić tego, czego życzą sobie inni. To było jej życie, chciała je oczyścić. Dotychczas było umiejętnie mącone przez ludzi trzecich, chcących zrobić jej pranie w mózgu. Otrząsnęła się i była gotowa do działania. Czy potrafiłaby zdobyć się na to, gdyby nie Tom? Przecież był jej jasnym dowodem na to, że ludzie potrafią sobie poradzić ze wszystkim, gdy tylko mają odrobinę samozaparcia. Skoro on dał radę, tym bardziej ona uwierzyła w swoje możliwości. No w końcu nie ma rzeczy niemożliwych.


22 marca 2014

                                                                                                 
Wychodząc ze szpitala walczyła z wielką chęcią skontaktowania się z Tomem lub Billem. Podczas pobytu w klinice zdecydowała się na radykalne zmiany w swoim życiu i żywiła płonną nadzieję na to, że wszystko dobrze się skończy. Potrzebowała tego zwrotu akcji, urozmaicenia, poczynienia kroków ku lepszemu. Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele ekscytacji i radości może przynieść podejmowanie własnych decyzji, wyrwanie się z klatki.
Tak, jakby ktoś tchnął w nią drugie, o wiele lepsze życie.
Wsiadając do taksówki na jej twarzy hulał uśmiech; szczery, szeroki i tak bardzo zapomniany przez ostatni czas. Dziewczyna wdała się w miłą pogawędkę ze starszym mężczyzną odwożącym ją do domu. Nie towarzyszyło jej uczucie, że ten chciałby jej zrobić krzywdę. Zerkał na nią szarymi oczami, osadzonymi pod już lekko zmarszczonymi powiekami. Śmiali się w głos, wymieniając żartami, naśmiewając się z ludzi na ulicach, po których toczył się samochód.
Dzięki temu zauważyła, jak szczęśliwe może być beztroskie życie. Życie, o którym zapomniała. Życie, którym bardzo bała się żyć. Dlaczego? Bo bała się ludzi. Że zniszczą to, co miała. To, o co tak długo walczyła. Ale chciała spróbować. Dowiedzieć się, co to znaczy czerpać z codzienności szczęście.

***


24 marca 2014


- Jeśli milczenie jest złotem, to mowa srebrem? – Gitarzysta spojrzał sceptycznie na pałaszującego drugie śniadanie bliźniaka. – Zamieniłbym to. Dlaczego Oliwia nie kontaktuje się z nami?
- Nie wiem – wybełkotał Wokalista, chwytając kubek kakao.
Rozumiał, że Tom martwi się o przyjaciółkę, ale z drugiej strony chciał też pojąć tok myślenia Oliwii. Wiedział przecież, że jego przygłupi brat nie mógł się powstrzymać i ją pocałował. Doszedł do wniosku, że dziewczyna najnormalniej w świecie potrzebowała chwili by wszystko „przetrawić”; przemyśleć. Gitarzysta bowiem postawił ją w bardzo trudnej sytuacji i z pewnością namącił jej w głowie. Tak, to bardzo dobrze mu wychodziło, nierzadko tworząc lawinę problemów.
W sumie, przez pryzmat czasu mógł śmiało stwierdzić, że Tom nadawał się do tej roboty. Uwielbiał być nieostrożny, postępować nielogicznie i nieodpowiednio. Młodszy bliźniak był prawie pewien, że jego brat swoim zachowaniem nie raz złamał serce niewinnej dziewczynie lub co najmniej pięciu tuzinom zafascynowanych nim nastolatek.
- Tom, w zasadzie dlaczego ją pocałowałeś? – zapytał, utkwiwszy w bracie pytające spojrzenie.
Gitarzysta zamilkł, zatrwożony pytaniem brata. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Pod wpływem impulsu? Chwili? Kto to może wiedzieć? On sam nie miał zielonego pojęcia. Nie znał wytłumaczenia, które byłoby właściwe i sensowne. Może podświadomie chciał, ale nie dopuszczał do siebie tej możliwości? Może po prostu coś w środku kazało mu to zrobić? Może Oliwia nie była mu obojętna na tej płaszczyźnie relacji między kobietą a mężczyzną?
Nie był Billem, nie umiał racjonalnie podchodzić do takich spraw. Nie chciał jej potraktować przedmiotowo – tego był naprawdę pewien. W końcu ufała mu. Nie oceniała, nie patrzyła na niego tak, jak inni. Cenił ją za to. Chciał jej podziękować za prostolinijność jej zachowania, mógł się przecież przy niej czuć całkowicie normalnie. Miał totalny mętlik w głowie.
Co miał powiedzieć bratu?
Doszedł do wniosku, że najlepiej prawdę.
- Zastanawiam się nad tym cały czas. Cholera, Bill. To trudne pytanie, nie wiem jak mam ci to wszystko wytłumaczyć. Ona jest inna niż wszystkie dziewczyny. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś docenia cię w inny sposób niż ludzie którzy cię obserwują? Spogląda na mnie przez pryzmat tej szarości. Normalnego życia, jakbym był taki jak inni kolesie, z którymi miała do czynienia na co dzień. Tylko Tom. Rozumiesz? Nic poza tym. Nie ma nazwiska, które do czegoś mnie zobowiązuje. Tak samo jak ciebie, mamę i wszystkich, którzy mają nazwisko ojca. Kaulitz. To nie robi na niej już wrażenia. A potem… speniałem, rozumiesz. Było mi tak głupio. Uciekłem, choć teraz widzę, jak wielki to był błąd. Wiem, że chciała innego zachowania z mojej strony. Jakiegoś bardziej zrozumiałego, dojrzałego posunięcia, bo skoro powiedziałem A, to mogłem powiedzieć i B. Ale oczywiście jak zwykle nie wiem co mam zrobić.
- Zależy ci na niej? – zapytał Wokalista, przerywając bratu rzewny monolog. Znał Toma, zawsze zachowywał się tak samo. Kiedy zależało mu na jakiejś dziewczynie, nie umiał tego właściwie okazać, motał się w tym, co ma myśleć i zamiast przyciągać ją do siebie, stawał się odpychający. Zachowywał się jak dzieciak, który nawet nie potrafi się całować, a co dopiero stworzyć z kimś trwały związek, oparty na zaufaniu, przyjaźni, wzajemnym zrozumieniu i pomocy drugiej osobie. – Tom, nie oszukasz mnie.
Gitarzysta spojrzał na Billa ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. Zapadł się w fotel, grymasząc jak małe dziecko. Zastanowił się nad tym. Wiele wycierpiała. On wiele wycierpiał. Rozumieli się. Chciał jej pomóc; czuł się co do tego bardzo zobowiązany. Był pewien, że nie podarowałby nikomu, kto chciałby ją skrzywdzić. Dałby jej wszystko, byleby była szczęśliwa. Potrzebował jej, ona jego. Widział, jak na niego patrzyła. Jak wiele bólu sprawiło jej to powracanie do Billa.
- Dlaczego właściwie kazałeś mi wrócić? – uniósł swoje cwaniackie spojrzenie na oniemiałego Wokalistę, który już chciał się odezwać. – Bez wykrętów, mów. Ja ci też powiem wszystko.
Młodszy z braci został podparty do muru. Pozostawiony na pastwę losu w trudnej sytuacji.
- Boże, dobrze wiesz. Przecież nie wiedziałem, gdzie jesteś. Nie mogę normalnie funkcjonować. Zająłeś się Oliwią, poczułem się bardzo odepchnięty. Czy nie miałem prawa prosić cię o to, byś jednak wrócił? To, że dostałem napadu płaczu było wynikiem bezsilności, sam ostatnio przechodziłeś taki okres. Trochę empatii – westchnął, lekko urażony.
- Bill, nie piernicz mi tutaj – warknął Gitarzysta, prostując się szybko. – Dobrze wiedziałeś, jak bardzo nie mogłem się doczekać tego wylotu. Jak bardzo potrzebowałem się z nią zobaczyć. Jak wiele szczęścia mi to dało. Dawno nie byłem tak beztroski, jak dziecko w piaskownicy, utytłane ziarnkami piasku od palców u stóp aż po samą skórę włosów. Zrobiłeś to pierwszy raz w życiu, tak jakbym nigdy nie miał do czynienia z kobietami, jak gdyby miały mnie pogryźć, zagryźć, zabić, poćwiartować i spalić. Nie martwiłeś się o mnie, bo nie dzwoniłeś maniakalnie, nie pisałeś setek esemesów, pytając co robię, gdzie jestem i czy wszystko w porządku. Jesteś po prostu chorobliwie zazdrosny!
- Dobrze, skończ. Czy odpowiesz mi na pytanie? – Wokalista taktycznie zmienił temat, chcąc wyciągnąć od brata najwięcej wiadomości.
- Zależy, przyznaję bez bicia. Jest naprawdę krucha. Udaje twardą, chce być samodzielna i niezależna. Ale ja wiem, jak bardzo brakuje jej miłości, bezpieczeństwa, możliwości zaufania drugiej osobie. Chciałaby mieć na kim polegać, chciałaby umieć nie bać się tego, co mogłoby ją spotkać. A ja… no cóż, skoro uważamy się za przyjaciół, chciałbym jej pomóc – wyznał po dłuższym zastanowieniu.
- Nie o to mi chodziło, idioto. Nie wiem, podoba ci  się, może jesteś zauroczony?
- Skąd ten wniosek?
- Bo przeleciałeś prawie pół świata tylko po to, by się z nią spotkać! Nawet nie miałeś pewności, czy to nie jest jakiś gwałciciel, psychopata, może z jakimś współpracowała i mogła ci się stać krzy…
- Dość, ja jej ufam. Ty nie musisz – po czym wyszedł, zostawiając osłupiałego Wokalistę na pastwę losu.
Miał całkowicie dość pierdolenia brata o głupotach. Ileż można, na litość boską! Załamał ręce, siadając w wielkim fotelu. Tęsknił za Oliwią i luźnymi rozmowami o wszystkim. Miał do niej zaufanie. Żył z nadzieją, że i ona wie, że zawsze może na nim polegać, a odległość i majątek nie są żadną przeszkodą, by umiejętnie pielęgnować tę znajomość.

***


31 marca 2014


Któż by pomyślał, że przy wyłożeniu kilku plików stuzłotowych banknotów na biurko jednego z urzędników w ambasadzie amerykańskiej można uzyskać wizę do Stanów w przeciągu tygodnia? Była zdumiona, że wszystko można załatwić w tak prosty sposób. Nie mniej jednak swoją niewiedzę zawdzięczała rodzicom, którzy tak dzielnie odseparowali ją od reszty społeczeństwa na tak długi czas. Wzruszyła ramionami krocząc przed siebie w dumnej, wyprostowanej pozycji.
Kopenhaga zaczarowała ją niczym iluzjonista na swoim pokazie. Mimo lekkiego chłodu, który przebijał się przez wiosenną kurtkę blondynki, była niezmiernie szczęśliwa ze świadomością, że wreszcie uwolniła się od zawiłej przeszłości.
Zerknąwszy na telefon, spochmurniała nieco. Milczał. Czuła się niezmiernie rozczarowana. Miała wrażenie, że została perfidnie oszukana.
Gdy wsiadała do samolotu, dotarł do niej dźwięk sygnalizujący nadchodzącą wiadomość. Wygrzebała więc z dna torebki aparat telefoniczny i skupiła się na treści. Szok sparaliżował jej kończyny. Była to oznaka życia ze strony Gitarzysty. Dziewczyna mimowolnie rozchyliła szeroko usta, nie spodziewając się jakiegokolwiek odzewu z jego strony. Zignorowała jednak przemożną chęć odpowiedzenia na słowną zaczepkę i wsiadła do wielkiej, żelaznej maszyny.

Gdy kilka godzin później stanęła na płycie lotniska w Mieście Aniołów, była ogromnie zdziwiona. Nigdy nie spodziewała się, że odważy się na tak wielki krok, jak ucieczka z własnego kraju. Czuła się winna, kochała Polskę całym sercem. Jednak wiedziała, że przyszła najlepsza pora na to, by zadbać wreszcie o samą siebie. Żyć swoim życiem, nie patrząc na innych. Miała przecież wreszcie odnaleźć własne szczęście.
Tylko nie była pewna dlaczego właśnie w tym miejscu. Dlaczego Los Angeles? Dlaczego miasto ludzi sławnych, pięknych i bogatych? Dlaczego miejsce pełne przepychu, Hollywoodu, aparatów, namolnych paparazzich, czerwonych dywanów, fleszy, zabójstw, samobójstw, gwałtów, narkomanów i bezdomnych?
Czy miała szansę na to, by stać się kimś? Miała zaledwie dwa tysiące dolarów w gotówce przy sobie. To cały jej majątek, włączając do tego jeszcze małą walizkę z ciuchami. Nie miała domu, jedzenia i nie wiedziała, co ze sobą robić.
Wiedziała jedynie, że przyszedł czas, w którym miała stanąć w obliczu zadania i zacząć żyć na własną rękę. Postanowiła przecież znaleźć szczęście i zdecydowała się na radykalne zmiany, które miały dać jej korzyści.
Wszystko leżało w jej rękach. Czuła się tym przytłoczona i radosna jednocześnie.
Nie czekając ani chwili, i nie przejmując się już kończącym się dniem postanowiła rozejrzeć się po mieście. Wychodząc z terminala przylotów, rozejrzała się za postojem taksówek. Poprosiła mężczyznę w średnim wieku by ten zawiózł ją do centrum miasta i uczynił to, uśmiechając się szeroko.
Przechadzając się po jednym z bulwarów, zauważyła wielką kartkę na szybie jednego z salonów piękności. „Poszukujemy kosmetyczki!” głosił napis. Fasada salonu wyglądała dość nietypowo. Była szaro złota, rzucała się w oczy bez dwóch zdań.
Oliwia weszła, przykuwając od razu uwagę młodej wiśniowowłosej dziewczyny, która skrobała coś w notatniku za kontuarem. Rozmawiała również przez telefon, najprawdopodobniej z jakąś klientką. Spojrzała na blondynkę zaciekawiona, po czym uprzejmie skończyła rozmowę telefoniczną.
- W czym mogę służyć? – zapytała wesoło, odkładając długopis. Obdarzyła dziewczynę lekkim uśmiechem i podała jej rękę. – Jestem Camilla.
- Oliwia – odrzekła zmieszana, ściskając dłoń zielonookiej. – Czy nadal byłaby możliwość zatrudnienia się w salonie?
Camilla popatrzyła na blondynkę z szerokim już uśmiechem po czym wyszła zza kontuaru. Otrzepała dłonie z niewidzialnego kurzu i poprawiła włosy, po czym stwierdziła:
- Idę porozmawiać z siostrą i dowiem się, co mogłabym dla ciebie zrobić. Masz jakieś papiery?
Oliw podała szybko kilka certyfikatów, uprawniających ją do bycia makijażystką i kosmetyczką.
Miała cichą nadzieję, że dostanie tą pracę. Pieniądze przecież zawsze się przydadzą.

***

Popołudniowa drzemka w wykonaniu starszego z Bliźniaków skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Chłopak zerwał się na równe nogi, obudzony koszmarem. Przetarł zroszone potem czoło o poduszkę po czym popędził do sypialni Billa, w której blondyn w zaparte ćwiczył od godziny wokal do akustycznej wersji Love Who Loves You Back. Podskoczył bezwiednie, przestraszony obecnością Toma bez wcześniejszego uprzedzenia.
- Puka się – westchnął, wywracając oczami.
- Oliwia jeszcze nie odpisała mi na esemesa – jęknął Tom, pochmurniejąc. – Myślę… że coś się zmieniło. Zmieniło w jej życiu, Bill. Czuję to.
- Przestań już bredzić. Zaczynasz świrować. Czy ty aby przypadkiem nie postradałeś zmysłów człowieku? – Wokalista odrzucił kartki z nutami w bok, wpatrując się w brata z niedowierzaniem.
- Nie bredzę! Martwię się o nią. Dobrze o tym wiesz! Ty o Katherine się nie martwiłeś, co? Do momentu, kiedy powiedziała ci, że jesteś do dupy przyjacielem, bo zaczęliśmy karierę, a jej nie mogliśmy wziąć w pierwszą trasę dziewięć lat temu! Nie chcę popełnić twoich błędów, nie mogę stracić Oliwii!
- Zrób coś wreszcie. Zrób, a nie marudź. Jesteś nieznośny.
Po czym Bill opuścił pokój, zostawiając starszego Kaulitza samego, wciąż bijącego się z myślami. Prowadził czystą batalię, wojnę, spór. Jakkolwiek nie byłoby to nazwane, męczyło go. Tak jak i brak Oliwii. I wielka tęsknota za nią.
Bill miał rację, musiał wreszcie coś zrobić. Gdyby jeszcze było wiadomo co.

Jest nowa bohaterka. Uosobienie kogoś, kto jest mi bardzo bliski. Jeśli czytasz moje opowiadanie, jesteś na bieżąco ze światem FFTH na Facebooku, z pewnością wiesz, kto to jest.

Ach, chciałabym również, byście wypowiedziały się na temat mojego pomysłu. Stworzenia przeze mnie pamiętnika, w formie opowiadania. Odrębny świat, odłączenie się od tematyki Tokio Hotel. Czy Waszym zdaniem przyjęłoby się to?
Sonda jest na dole, głosujcie :)