poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 7: Nie mogę pozwolić ci odejść!

Nim zaczniecie czytać siódmy rozdział chciałabym, byście wiedziały, że treść przedstawiona tutaj (mówię oczywiście o wypowiedziach Oliwii!) ma charakter autentyczny. Powodów, by umieścić tutaj trochę mojego życia jest kilka. Najważniejsze było dla mnie to, by pokazać Wam, jak jeden błąd może krytycznie zmienić czyjeś życie. Oczywiście ukazuję tutaj również siłę muzyki, i to, jak bardzo umie podnieść człowieka na nogi. Liczę na wyrozumiałość, gdyż na potrzeby opowiadania moja psychika bardzo ucierpiała. Nie chciałam już nigdy rozdrapywać starych ran, ale wychodzę z założenia, że najlepiej jest uczyć się na cudzych błędach, niźli swoich.

Rozdział ten w pierwszej kolejności dedykuję mojej przyjaciółce, Ka., która dzielnie znosi mnie od lat i jako pierwsza (jak i o wielu moich pomysłach) dowiedziała się o tej historii. i która wspierała mnie od samego początku. Która wiele mnie nauczyła dzięki swojej twórczości. I dzięki której w dość krytycznych momentach nie rzuciłam tego w cholerę. Mam wobec Ciebie dług wdzięczności.

Dedykuję go również wszystkim, dzięki którym również zyskałam siłę, by pisać dalej. Wszystkim, którzy dali mi motywację i odwagę, by pisać. To dla mnie naprawdę ważne.

Koniec końców, zostawiam dedykację dla najważniejszej osoby w moim życiu (tak, jest ważniejsza, niż sam Tom. Ten czas wreszcie nadszedł). W podziękowaniu za miłość i wsparcie. To najważniejsze, co jest mi niezbędne do życia. 


6 kwietnia 2014

Obudził ją szum deszczu, który monotonnie uderzał o parapet i okoliczne dachy. Była godzina późno poranna, kilka minut przed dziesiątą. Chwyciła za telefon i napisała esemesa do Wokalisty z adresem swojego hotelu. Mieli spotkać się w południe.
Nie miała wyboru, wiedziała o tym od samego początku. Wiele wątpliwości zanieczyściło jej umysł, wprowadzając chaos w myślach dziewczyny i sposobie w jaki poruszała się po swoim prowizorycznym mieszkaniu. Nie mogła się na niczym skupić – nadal miała w głowie obraz zrozpaczonego Toma, który prześladował ją od czwartkowego popołudnia.
Poczuła, że jej samej brakuje Gitarzysty. Jego marudzenia, użalania się nad sobą… ale również jego żartów, różnych opowieści i po prostu tego, że miała go przy sobie. W taki, a nie inny sposób. Przecież trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Niektórzy nadal nie mają w życiu nic. Zatrzymawszy się w półkroku przy drzwiach wyjściowych splunęła sobie w brodę. Nienawiść do samej siebie ogarnęła ją w niesłychanie niespodziewanym momencie. Zostawiła na pastwę losu osobę, której obiecała, że zawsze będzie obok i pomoże. Osobie, która zadała sobie wiele trudu, by choć na chwilę ona mogła poczuć się szczęśliwa, spokojna i zrozumiana. Osobie, której zawdzięczała o wiele więcej, niż komukolwiek innemu. Zostawiła swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela tak wiernego, jak pies swemu właścicielowi, który boi się porzucenia i samotności.
Ona zafundowała cierpienie Tomowi. Nie patrzyła nigdy na to z tej strony. Cierpiał przez nią, niesłychanie mocno. Gdy zbiegała po schodach do samochodu Wokalisty sama poczuła ten ból, tak bardzo fizyczny i unaoczniony, jak nigdy. Była szczerze na siebie wściekła. Miliony myśli przebiegały przez jej przez głowę. Z rozkojarzeniem wpadła do wnętrza słynnego Audi Q7 quattro. Za kierownicą siedział skonsternowany Wokalista, patrząc w przestrzeń przed sobą. Z samochodowego systemu surround wydobywały się dźwięki akustycznej wersji Humanoid. Muzyka płynęła cicho w tle, jakby wyłączając Billa z całego życia. Wydawał się nieobecny, jakiś zbyt cichy i przygaszony.
- Bill, jedźmy – poprosiła, nerwowo zerkając na zegarek widoczny na stacji dokującej z prawej strony kierownicy. Muzyk skinął głową i delikatnie ruszył, by po chwili w dość chaotyczny sposób włączyć się do ruchu.
- Jak Tom?
Blondyn posłał w jej stronę jedynie zawiedzione, krótkie spojrzenie. Nie musiała nic więcej wiedzieć. Znała Toma, a co za tym szło – również jego brata. W końcu byli jak jedna dusza w dwóch ciałach. Znów poczuła się tak, jakby sama poczuła tą pustkę i rozczarowanie, które wyczytała ze zmęczonych źrenic chłopaka siedzącego po jej lewej stronie. Wjeżdżając na osiedle na którym mieszkali, Oliwia zaczęła panikować. Wszystkie zdania, które składało się na jedno przemówienie skierowane do Toma, uleciało jej z głowy. Nie miała bladego pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć.
- Nie panikuj – usłyszała delikatny głos Wokalisty. – Wysiadamy.
Opuściła bezpiecznie ciepłe siedzenie samochodu, by stanąć przed ogromnym, typowo amerykańskim domem. Fasada domu była kolista, obłożona piaskowcem. Długi podjazd, na którym stały pozostałe samochody, w tym jej ukochany czarny Cadillac Escalade i Audi R8 V8, należące do Toma. Dwuskrzydłowe, na oko mahoniowe drzwi wydawały się zapraszać przybyszów do środka.
Kiedy dotarło do niej, że zaledwie mur i być może piętro dzieli ją od Toma, poczuła się dziwnie spokojna, nie mogąc się już doczekać spotkania z nim. Potrzebowali tego. Potrzebowali konfrontacji, długiej rozmowy i wyjaśnień. Tego była najbardziej pewna, przekraczając próg domu braci Kaulitz. Usiedli w salonie, by jeszcze dać chwilę Oliwii na zastanowienie się.
- Jestem gotowa – stwierdziła, wstając ze skórzanej sofy. Bill poszedł przed nią, prowadząc pod drzwi sypialni należącej do Toma.
Stanąwszy przed wejściem do pokoju, z którego było słychać odgłosy piosenki Together, zrozumiała że nie ma już odwrotu. Wokalista odsunął ją lekko na bok, po czym bezszelestnie nacisnął klamkę by chwilę później równie cicho dostać się do środka. Dochodziły do niej stłumione głosy braci i po raz kolejny tego samego dnia ujrzała sylwetkę młodszego z bliźniaków. Drzwi zostawił delikatnie uchylone, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. Wiedziała, że chce jej tym samym dodać otuchy przed tak ważnym spotkaniem.
Miała za zadanie stanąć twarzą w twarz z osobą, której była winna wyjaśnienia, przeprosiny i błaganie o to, by nie odwracała się od niej. Gdy cicho pukała w drzwi sypialni, aby po chwili przekroczyć jej próg, poczuła jak wielki ciężar spada na jej barki. Łzy mimowolnie zaczęły spływać po pucołowatych policzkach Oliwii, zaczerwieniając je w dość zaskakująco szybkim tempie.
Atmosfera w pomieszczeniu nie była gęsta. Blondynka czuła się tak, jakby stąpała po świeżo wylanym cemencie, grzęznąc w nim z każdym kolejnym krokiem. Ogarnął ją strach. Bała się tego, co może usłyszeć z ust Muzyka.
Rozglądnąwszy się po pokoju, ujrzała Toma stojącego przodem do otwartego na oścież skrzydła balkonowego. Palił papierosa, otulony szarym gryzącym w gardło dymem tytoniowym. Oparty o stojące nieopodal krzesło, najprawdopodobniej przyniesione z jadalni mieszczącej się na parterze, stał z opuszczoną głową bez słowa.
Odwrócił się niespodziewanie z złowrogą miną namalowaną na twarzy. Sądziła, że zacznie na nią krzyczeć, co najmniej wpadnie w szał. Oczy i mimika złagodniały w ułamku sekundy. Miała wrażenie, że zarośnięty podbródek Muzyka zaczął nerwowo drgać, kiedy przypatrywał się jej bez mrugnięcia okiem. A ona? Płakała, oglądając dokładnie każdy zakamarek jego twarzy. Silne dłonie poluźniły uścisk, nogi przeniosły korpus Toma w zasięg rąk Oliwii. Zaniosła się dławiącym w gardle oddech szlochem w momencie, gdy poczuła zapach jego perfum. Tęskniła za tym męskim aromatem świeżości, który zdążyła tak dobrze poznać i zapamiętać. Woń roznosząca się wokół jej rozdygotanego ciała sprawiła, że poczuła silne zawroty głowy. Kaulitz chwycił ją w swoje ramiona, przyciskając do siebie jej ciało.
- Oliwia – wyszeptał ledwie słyszalnie, zanurzając nos we włosach dziewczyny. Pod powiekami cisnęły mu się łzy, z którymi zaciekle walczył, nie chcąc pozwolić uciec im z kana-lików łzowych. Jego dłonie spoczęły na żebrach nastolatki, ściskając materiał jej koszuli. Blondynka zaś wtuliła policzek w zagłębienie na klatce piersiowej Gitarzysty, wciąż bez opamiętania upajając się jego zapachem. – Dlaczego? Co się stało?
Dziewczyna odsunęła się od Muzyka nieznacznie, spoglądając nieśmiało na jego twarz. Przypomniał jej się widok Toma, za którym tak bardzo tęskniła. Toma, który tak wiele zmienił w jej życiu, stawiając je na głowie samym sobą. Nie widziała świata poza tym jednym chłopakiem, a właściwie już mężczyzną. Miała mu wiele do powiedzenia, wiele do zawdzięczenia.
Myśli z hukiem odbijały się od jej czaszki, gniotąc i miażdżąc się wzajemnie w zaskakująco szybkim tempie. Rozważała na szybko wszystkie możliwe fakty, którymi mogła się z nim podzielić. Sama nie do końca była pewna, co wyznać, co zachować dla siebie. Chciała być z nim w stu procentach szczera, bo prędzej czy później o wszystkim by się dowiedział. Stała przed trudnym wyborem, który utrudniony był faktem, że to sam Tom Kaulitz.
- Nie powiem, że to tylko i wyłącznie twoja wina – zaczęła cicho, nie wiedząc do końca jak ma ubrać słowa. – Bo wszystko zaczęło się od tego cholernego pocałunku w hali. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś, komu zawdzięczasz od dziecka najbardziej barwne marzenia i wiarę w to, że się spełnią po latach staje twarzą w twarz z tobą i wiesz, że jest dla ciebie od tak? Nie chce zapłaty, nie chce by go uwielbiano, nie chce pokrzyku, oklasków i skandowania jego imienia. Stoi obok ciebie i jesteś pewien, że nic złego cię nie spotka. Wiesz jakie to uczucie patrzeć w te ukochane oczy, tak bardzo hipnotyzujące i magiczne, że nie umiesz się aż opamiętać? Nie wiesz. Ja tak właśnie mam patrząc w twoje oczy. Nie są piwne, nie są brązowe. Mają kolor mlecznej czekolady. Uwielbiam je, dają mi więcej, niż jakiekolwiek pieniądze. Nawet nie masz pojęcia, kim dla mnie jesteś, Kaulitz.
- Wytłumacz mi więc – zdecydował, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.
Blondynka wzięła głęboki wdech, ostatecznie decydując się na wyjawienie wszelkich tajemnic.
- I tak byś się dowiedział – stwierdziła, starając się zachować spokojny ton głosu. – Ćpałeś, piłeś i wdawałeś się w liczne bójki, gdy byłeś młodszy. Jednak to, przy tym, co przeżyłam, to pikuś; małe piwo. Kiedy miałam 13 lat, poznałam chłopaka, który był łudząco do ciebie podobny. Szerokie ciuchy, czapki, gitara. Tak bardzo mi się podobał, wiesz? Dostał moje nagie zdjęcia, to był mój błąd życia. Wypłynęły do sieci, moi znajomi je dostali. Zostałam pośmiewiskiem całej szkoły… próbowano mnie zabić. Szykanowano, zastraszano, nękano i wyśmiewano. Byłam, jestem i najprawdopodobniej będę gruba. To też jest powód do drwin. Ciebie to nigdy nie dotknęło, zawsze byłeś idealny. Więc nie wiem czy mnie zrozumiesz. Samookaleczenie i myśli samobójcze były na porządku dziennym. Dzięki tobie, dzięki Tokio Hotel nadal jestem tutaj, stoję przed tobą. Uratowaliście mnie, nigdy nikt nie zrobił dla mnie tak wiele, jak wy. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Stoję tutaj przed tobą, jestem trzeźwa i świadoma. I wiesz co? Kocham cię. Kocham nie jak idola, już nie. Kocham cię jak idealnego mężczyznę, dzięki któremu czuję się dobrze w moim ciele. Wiesz czemu uciekłam? Czemu milczałam? Bo się bałam! Bałam, że będę zbyt nachalna, że zrobiłeś to, co chciałeś. Omotałeś mnie swoim wrodzonym urokiem i porzuciłeś. Że już nie jestem potrzebna. Że nie będę mogła czuć się wyjątkowo. A jednak miałam gdzieś złudną nadzieję, że coś dla ciebie znaczę. Że choć odrobinę jestem ważna, że ci na mnie w jakiś sposób zależy. Zależy, prawda? Wierzę, że mimo wszystko nie jesteś aż tak bezduszny i nieczuły. Przecież umiesz się troszczyć. Dajesz mi niebywałą siłę, Tom. Wiesz o tym? Jesteś tego świadomy? To dzięki tobie jestem tutaj teraz. Dzięki tobie jestem odważna, nie boję się ryzyka. Dałeś mi świadomość że nie upadnę, że wiele mogę. Dałeś mi te wszystkie emocje, które ludzie tłamsili we mnie latami, wpajając mi moją niemoc i nieumiejętność w rządzeniu własnym światem. Dziękuję. Naprawdę. Nie mam domu, nie wiem co będzie jutro. Nie przejmuję się tym. Nauczyłam się tego od ciebie. To najlepszy prezent, jaki dane było mi otrzymać. I za to właśnie cię kocham, Kaulitz. Za to, że ponownie nauczyłeś mnie żyć. Nigdy Ci tego nie zapomnę. Mam u ciebie dług, muszę go spłacić. I właśnie teraz…
- Kochasz mnie?
Zapadła niezręczna cisza. Blondynka oparła się o ścianę, nie wierząc w to, co słyszy. Oczy Gitarzysty były przeogromne; źrenice zlały się z tęczówkami, tworząc dwa wielkie czarne spodki. Zdołała się na krótką chwilę uspokoić, by po chwili znów zacząć płakać.
- Tak, kocham. Kocham, mimo tego że wiele przez ciebie cierpiałam. Ale mimo wszystko nigdy nie dostałam takiej ilości miłości od nikogo, jak od ciebie. Wiem, że mnie nie kochasz, potrafię z tym żyć. Ale dawałeś mi tyle ciepła, zrozumienia, troski i uwagi, że nie trudno było się w tobie zakochać bez pamięci. Żyję ze świadomością, że takiego monstrum jak ja nie da się kochać. Ale nauczyłam się, że kocha się bez względu na to, czy ta druga osoba tego chce. Taka jest właśnie ta prawdziwa miłość. Ta, którą czuje się do końca życia. Bo taką miłością właśnie darzę ciebie. I mało mnie to interesuje, czy ci się to podoba, czy nie.
- Chcę, byś mnie kochała – wyznał cicho, podchodząc do roztrzęsionej Oliwii. Jej niebieskie oczy były wielkie i poczerwieniałe. – Bo bardzo mi na tobie zależy. I… kocham cię.*
Dziewczyna osunęła się po ścianie, zanosząc się krzykliwym płaczem. Echo słów Muzyka odbijało się od jej głowy z głośnością wystrzeliwanej w kosmos sondy przez NASA. Miała wrażenie, że jest naćpana, albo śpi.
- Nie mów tego, błagam. Nie – wyczkała, nie mogąc oddychać.
Kaulitz upadł obok niej na kolana i przycisnął do klatki jej głowę. Policzki dziewczyny były mokre i gorące od łez, których tak bardzo chciał uniknąć. Sam miał przemożną ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Identycznie jak kilka dni wcześniej. Ale musiał być silny. Dla niej.
- Kocham cię. Przyznałem się do tego przed Billem, a przed samym sobą nie umiałem. Dopóki ty sama się do tego nie przyznałaś. To dla mnie coś niesłychanie ważnego, by mieć cię blisko. Nie umiem funkcjonować bez twojej obecności. Odchodziłem od zmysłów, gdy milczałaś. Byłem bezsilny. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Nie mogę pozwolić ci odejść, rozumiesz? Jesteś moim wszystkim. Nie umiałem kochać do tej pory. Moja pokaleczona dusza nie miała racji bytu dopóki nie spotkałem ciebie. Uwielbiam cię, za to jaka jesteś. Mimo to, uważam że jesteś śliczną dziewczyną. Wiem, wyprzesz się wszystkiego, ale nie oszalałem. Jesteś idealna. I wybacz, ale już nie pozbędziesz się mnie. Jesteś na mnie skazana do końca życia. Jesteśmy skuci łańcuchami, a ja wyrzuciłem kluczyk. Przepraszam, ale czekają cię lata męczarni, skarbie.**
- Nienawidzę cię, Kaulitz – wystękała, wycierając podpuchnięte policzki. Chwycił szybko i zdecydowanie jej twarz i pocałował dziarsko. Uwolniła się od niego, patrząc zdecydowanym wzrokiem. – Nie jesteśmy razem, zapomnij. O mnie trzeba się starać.
Bill wtargnął do pokoju niczym tornado. W wielkich platformach przyklejonych do adidasów zachwiał się lekko. Stał z zadziorną miną, mierząc prawie dwa i pół metra. Spoglądał kolejno na Oliwię i Toma.
- No, kto jest najlepszy na świecie? – zaszczebiotał, śmiejąc się w głos.

Żadne z nich nie odpowiedziało. Ich spojrzenia mówiło jedno – mieli u Wokalisty ogromny dług wdzięczności.


* - te słowa usłyszałam od mojego chłopaka, kiedy po raz pierwszy przyznał, że mnie kocha...
** - a te słowa słyszę średnio kilka razy dziennie. 

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 6: Na ratunek.

1 kwietnia 2014

Z błogiego snu zbudził ją dźwięk nadchodzącej wiadomości. Ospale przetarła zaspane powieki i sięgnęła komórkę spod ciepłej poduszki. Zegarek na wyświetlaczu wskazywał godzinę 8.47 a nadawcą esemesa była Camilla, którą blondynka zdążyła poznać dzień wcześniej. Anne chce Cię widzieć o 11 w salonie. Okazało się, że jeszcze jedna kosmetyczka się przyda. PS weź ze sobą jakieś buty na zmianę.
Dziewczyna opadła z powrotem na łóżko, zatapiając się w pościeli. Udało się jej, nadal nie mogła w to uwierzyć. Kolejny postęp, coś niesamowitego. Czy naprawdę na to zasługiwała? Zastanawiała się nad tym, co mogło sprawić, że miała tyle szczęścia w tak krótkim czasie. Wiedziała jakim cudem wszystko idzie po jej myśli, ale nie chciała się sama przed sobą do tego przyznawać.
Czekoladowe oczy, barczyste ramiona, postawna sylwetka mężczyzny o czarnych włosach z brodą i piercingiem w wardze. Uruchomił w niej pogrzebane wcześniej pokłady wiary w siebie i samozaparcia, których jej tak bardzo brakowało. Dzięki niemu uwierzyła, że naprawdę może coś osiągnąć. Że ma tak samo wielkie możliwości jak inni i że wszyscy są równi.
A sądziła zawsze, że to wszystko, co może ją spotkać jest złe. Że nie zasługuje na to, by zaznać szczęścia, radości i uczucia ulgi, których tak bardzo potrzebowała. Jednak przewrotny los uśmiechnął się do niej i pomógł, kiedy tego naprawdę potrzebowała.
Po drodze na bulwar wstąpiła do Starbucks’a po gorącą kawę z czekoladą. Kroczyła dzielnie, słuchając muzyki. Jakimś cudem w radiu puszczono Not Afraid, która dodała jej niebywałej siły wewnętrznej.
Była gotowa stawić czoło wyzwaniom w jej nowym życiu.

***

Odważył się otworzyć tę część szafy, w której były ubrania jego byłej dziewczyny. Zwiewne sukienki, buty na koturnie, topy, tuniki, spodnie i spódniczki, które w większości sam wybierał i za nie płacił. Zauważył, że większość miała metki, nawet nie była ruszona. Westchnął z rozczarowaniem, po czym postanowił pozbyć się wszystkich zbędnych ciuchów. Wrzucał wszystkie szmaty do wielkiego kartonu po zmywarce do naczyń, który znalazł w rogu garażu z uporem maniaka tak zaangażowanego w pracę, że nawet nie wyczuł obecności brata.
- Tom, co z Oliwią? – zapytał Wokalista, przycupnąwszy na skraju wielkiego łóżka, starając się zwrócić na siebie uwagę brata.
 Brunet zatrzymał ciało wpół ruchu, wciągając ciężko powietrze w płuca. Obrócił się w stronę brata, gardząc pustką, jaka utworzyła się w jego głowie. Po raz kolejny zastanawiał się, czy wymyślać na poczekaniu historyjkę na odczepne, czy wyżalić się Wokaliście, by ten mógł zacząć działać. W końcu to Bill zawsze ratował go z takich sytuacji. Bill zawsze umiał znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, by w odpowiednim momencie rozejrzeć się po okolicy i dać znać bratu, jakie kroki ma poczynić.
- Wydaje mi się, że to przez to wydarzenie, które miało miejsce na lotnisku w Polsce, kiedy już mieliśmy się pożegnać. Od tamtej pory milczy. Nie wiem, co mogło tak na nią wpłynąć. Nie rozumiem, dlaczego tak zareagowała. Również nie rozumiem sam siebie, bo wcale nie przemyślałem tego, co robię. To był impuls, którego naprawdę potrzebowałem. Moje czyny nie były przez nikogo obserwowane. Poczułem się wtedy niezwykle zwykły. Przeciętny, szary i nie rzucający się w oczy w tłumie. Czy tak nie robi chłopak, któremu zależy na dziewczynie? Nie ryzykuje? – starszy z bliźniaków wbił w brata rozczarowane spojrzenie, po czym oparł lędźwie o stojącą obok komodę. Był bezsilny.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że prosto w oczy przyznał się, że coś czuje do tej młodej blondynki, która nieźle namieszała w jego i tak już mocno chaotycznym życiu. Nie miał odwrotu. Kogo chciał okłamać? Bill, jak to Bill – domyślał się wszystkiego od samego początku i wreszcie dostał konkretną i satysfakcjonującą odpowiedź.
Wokalista wiedział, że ma obowiązek wziąć sprawę w swoje ręce. Widział, jak Tom męczy się przez nieobecność Oliwii. Nie wiedział jeszcze, jak rozwiązać tą zagadkę. Nie mniej jednak miął dziwne przeczucie, że wszystko pójdzie dobrze i brat odzyska blask w swoich oczach.
Jestem Bill Kaulitz. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.

***

Obsypana pyłem z piłowanych paznokci wstała od szklanego stołu, który od kilku godzin był jej nowym stanowiskiem pracy. Przez opary nakładanego na polecenie klientek akrylu, poczuła silne zawroty głowy. Podeszła do małego stolika w rogu salonu i chwyciła za pierwszy lepszy kubek z herbatą. Ciecz jeszcze parowała, gdy blondynka przystawiła ją sobie do ust, skupiając całą uwagę na sprawnie pracującej Camilli. Dziewczyna stojąca w małej odległości od Oliwii spojrzała na nią przelotnie, po czym się uśmiechnęła.
- Za chwilę kończę, nie ma Ann. Chciałabym z tobą chwilę porozmawiać – poprosiła uprzejmie, spryskując klientce włosy żelem w sprayu.
Oliwia skinęła lekko głową i udała się na zaplecze w oczekiwaniu na koleżankę. Gdy ta pojawiła się w pomieszczeniu, obie zdecydowanie spojrzały sobie w oczy. Camilla usiadła na małym barowym stołku pod ścianą, po czym spojrzała na przeciwlegle wiszący zegar ścienny.
- Dosłownie za kilka minut pojawi się tutaj ktoś, kogo chciałabym, byś traktowała jak przeciętnego klienta. Oczywiście, rozpoznasz go. To Bill Kaulitz, więc błagam Cię… zachowuj się normalnie, w porządku? To ważne, byś mogła pozostać tutaj na dłużej – zakomunikowała z uśmiechem, po czym pobiegła w stronę stanowiska, nie słuchając już skamlenia Oliwii, że to stanowi spory problem.
Nie mniej jednak, poprawiła swoją dżinsową kurtkę, otrzepała resztki akrylowego pyłu i nabrała kilka uspokajających oddechów. Gdy wróciła do pomieszczenia, gdzie Cam krzątała się od kilku minut, Billa jeszcze nie było. Nie musiała długo na niego czekać. Czarny Range Rover zatrzymał się z piskiem opon przed salonem, po czym wyskoczył z niego chudy blondyn, by za chwilę wpaść do salonu jak burza.
- Witaj Camillo – uśmiechnął się do wiśniowowłosej, zasiadając na jednym z czarnych krzeseł. Rozejrzał się po pomieszczeniu i utkwił wzrok w szokowanej Oliwii. Posłał jej swój szeroki uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła gromkim śmiechem.
Miała wrażenie, że widzi przed sobą Toma, poczuła się niesłychanie swobodnie. Wyprzedziła Wokalistę, który pospieszał z pytaniem o to, kim jest rozbawiona blondynka. Przełknęła ślinę by jej głos był jak najbardziej codzienny i normalny, by chwilę później przywitać się z jednym z bliźniaków.
- Cześć, to ja. Oliwia – uśmiechnęła się delikatnie, stojąc naprzeciw Muzyka.
Ten wybałuszył na nią oczy, nie wierząc temu, co widzi. Chłopak wstał, nie zwracając uwagi na protesty ze strony fryzjerki. Podszedł do zdziwionej blondynki i chwycił ją za ramiona. Zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów, nawet nie próbując patrzeć inaczej, niż swoimi wielkimi oczyma. Chłopak nadal nie mógł uwierzyć w to, że to właśnie ona. Słodka, bezbronna blondyneczka, za którą jego starszy brat usychał z tęsknoty. Dziewczyna, o której nasłuchał się wielu zadziwiających historii.
- Nie wierzę, naprawdę – wydukał, po czym wciągnął ze świstem powietrze. Oklapł na fotel, poddając się sprawnym dłoniom Camilli. – Mam rozumieć, bym nie mówił mu nic?
Blondynka skinęła głową, po czym złapała za telefon. Wyświetlił jej się numer Billa, przez co spiorunowała go wzrokiem. Posłał jej niewinny uśmiech, który tak bardzo lubiła oglądać jeszcze kilka lat wcześniej. A była święcie przekonana, że tamten Bill zniknął, przytłoczony przez presję mediów i ludzi, na których utrzymanie po części pracował. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czuła się samotna. Ktoś znał jej historię. Wiedział, kim jest i nie osądzał jej o całe zło świata. Miała wrażenie, że ogarnia ją poczucie szczęścia i ulgi. Po raz kolejny w Los Angeles.
Pożegnała się z Billem szerokim uśmiechem i lekkim uściskiem. Spanikowana, gdy po raz kolejny tego dnia ujrzała Range Rovera, uciekła na zaplecze. Po chwili dołączyła do niej Camilla, która mimiką swojej twarzy oczekiwała wyjaśnień co do zaistniałej sytuacji.
- Wszystko ci wytłumaczę, ale nie tutaj, dobrze? Możemy iść po pracy do jakiejś knajpki albo baru na drinka – zaproponowała Oliwia, patrząc ze strachem na koleżankę. Musiała mieć czas by wszystko przemyśleć. Zastanawiała się intensywnie, czy opowiedzieć wszystko od deski do deski czy darować sobie poszczególne wątki.

***

3 kwietnia

Wokalista obudził się rano z nieziemsko mocnym bólem głowy. Przez ostatnie dwa dni nie robił nic, poza zapijaniem etycznego problemu, jaki narodził się w jego umyśle zaraz po tym, gdy spotkał przyjaciółkę brata. Był bardzo rozdarty pomiędzy złożoną Oliwii obietnicą a uczciwością względem Toma.
Musiał coś wymyślić, tego był najbardziej pewny. Coś, co mogłoby uszczęśliwić ich oboje. Mógł zrobić coś spektakularnego i niespodziewanego, jak zorganizowanie koncertu i zaproszenie ją na niego, by pojawiła się w trakcie show. Jednak, ten pomysł odpadał – ostatnie opublikowane piosenki Tokio Hotel sięgały roku 2009, to nie byłby dobry chwyt reklamowy. Zrobiłby się zły szum wokół zespołu, a na to na pewno nie mógł sobie pozwolić.
Zostało tylko jedno. Po cichu, na spokojnie i najlepiej, pozbywając się ludzi, osób trzecich, wścibskich paparazzi i  zagorzałych fanów czyhających za rogiem. Spojrzał na zegarek. 10:47, czwartek. Wiedział, że Oliwia, z którą musiał się skontaktować właśnie pracuje, więc zadecydował, że po prostu poczeka z telefonem dopóki dziewczyna nie opuści salonu piękności.
Zszedłwszy na dół, natknął się na Toma, który gorączkowo przeszukiwał górne szafki w kuchni. Robił przy tym wiele hałasu i bałaganu.
- Co ci się dzieje, stary? – Bill usiadł na stołku przy wysokim barku po czym oparł brodę na dłoniach. Przypatrywał się bratu z niemałym zaciekawieniem, obserwując każdy jego ruch. Gitarzysta bez ustanku przekopywał każdą szafkę i półkę, jakby szukał diamentów w ścianie.
- Nie ma papierosów w domu, nie ma papierosów, tak bardzo muszę zapalić. Bill, nie wytrzymam. Muszę fajki. Masz chociaż jednego? – odwrócił się w stronę zdezorientowanego blondyna, czując jak napada go fala strachu i paniki. Starszy z bliźniaków jeszcze nigdy nie był tak zdesperowany z powodu braku papierosów w zasięgu ręki. Czuł pilną potrzebę zapalenia papierosa. Choćby po to, by uspokoić się i móc logicznie pomyśleć. Spojrzał na Wokalistę z błagalną miną. Bill czym prędzej popędził do swojej sypialni, by po chwili wrócić z nieodpakowaną paczką żółtych Cameli. Wcisnął je w trzęsące się dłonie brata a moment później poczuł gryzący i znajomy zapach dymu tytoniowego.
- Oliwia. Śniła mi się. Pierwszy raz w życiu. Bill, nie mogę, muszę ją odnaleźć.
Rozpłakał się. Tom płakał, całkowicie zrozpaczony i bezsilny. Nie wiedział co ma począć. FBI? CIA? Może powinien jeszcze zawiadomić Interpol i wszelkie agencje pozarządowe, które trudniły się  poszukiwaniem zaginionych ludzi? Tęsknił za nią. Brakowało mu jej doradzania, pomocy, bezinteresowności i swobody, z jaką umieli się porozumiewać. Samej obecności w świadomości, gdzieś obok.
Brat nie mógł patrzeć już na niego. Czuł ten ból, tak silnie emanujący ze strony Toma.
- Wszystko będzie dobrze, znajdziemy ją – uśmiechnął się pokrzepiająco do Gitarzysty, wyciągając komórkę.

***

Musimy się spotkać, Tom niedługo się wykończy psychicznie.

Poczuła piekące pod powiekami łzy.

Nadeszła więc pora na tony wyjaśnień.

- Boję się…





Życzę wszystkim wesołych i spokojnych, pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia!

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 5: Nowy początek.

Boże, wróciłam po tak długim czasie. Przed Wami rozdział piąty - rozdział, który stał się moim wampirem energetycznym, bardzo ciężko było mi go skończyć. Jednak pokonałam trudny czas i tak oto jest!

Kluczyła między blokami, oddalając się od domu. Na oko była może jedenasta, może dwunasta w nocy. W głowie nadal miała Billa i fakt, że odważył się do niej zadzwonić. Gdy Tom opowiedział jej, w jakich okolicznościach powinien wrócić z powrotem do Los Angeles, poczuła się dziwnie. Odniosła wówczas wrażenie, że Wokalista próbuje odciągnąć brata od niej na siłę, zwracając na siebie jego uwagę w dość komiczny i, nie oszukujmy się jednak, bardzo dziecinny sposób.
Trzask łamanych gałęzi drzew był tak głośny, że przebił się przez ostre dźwięki wydobywane z basowych słuchawek, które blondynka umiejętnie wcisnęła w uszy. Jednak nie udało jej się namierzyć źródła hałasu, gdyż mocne uderzenie w głowę w szybkim tempie zwaliło ją z nóg.
Obudziła się z przeszywającym bólem całego ciała. Była otoczona przez zimną biel, pomieszczenie było przesiąknięte duchotą i wilgocią. Leżała przykryta przez cienką płachtę wciśniętą pod jej pachy. Zauważyła kończącą się kroplówkę, przypiętą do jej ciała przez wenflon na zgięciu lewej ręki.
Krzyki rozchodzące się po korytarzu, do którego była przytwierdzona jej szpitalna sala, z pewnością podniosła na nogi cały oddział, jeśli nie piętro. Drzwi otworzyły się z zamachem, po czym  w progu stanęła matka blondynki. Miała rozzłoszczoną, a za razem przerażoną minę.
- Kto cię pobił? – wypaliła bez zastanowienia, przyglądając się spłoszonej dziewczynie. Oliwia dotknęła swojej twarzy, czując opuchniętą skórę pod palcami. Jej uwagę przykuły również siniaki i zadrapania na rękach.
- Na pewno nie ojciec – odszczeknęła, odwracając się od kobiety. Ta sarknęła, urażona zachowaniem dziewczyny, po czym z hukiem zamknęła pokój, po raz kolejny zostawiając ją samej sobie na pastwę losu.
Rozglądnąwszy się po pokoju doszła do wniosku, że nie ma komórki. Zapadła się ze złością w niewygodny materac, by po chwili móc w spokoju wybuchnąć płaczem. Telefon zostawiła w domu, odtwarzacza muzyki nie odzyskała po nocy. Przeklęła się w duchu, zastanawiając się, czy Tom choć trochę się o nią martwi. Ona, gdyby chodziło nawet o Billa, odchodziłaby od zmysłów.
Nie przejęła się tym, że ktoś znów wtargnął do sali, by znów przeszkadzać. Krzesło z łoskotem zostało przysunięte do jej łóżka, by po chwili mógł spocząć na nim młody lekarz.
- Oliwio, chciałbym z tobą porozmawiać – zaczął delikatnie, bacznie przyglądając się jej twarzy, by móc odczytać z niej jak najwięcej emocji. Zaczerpnął powietrza, by móc po chwili zacząć kontynuować. – Czy wiesz, co stało się w nocy?
- Wyszłam na papierosa, słuchałam muzyki. Oberwałam w głowę a później… to już chyba pan wie – mruknęła, wznosząc oczy do nieba. Po raz kolejny czuła się tak samo, jak trzy lata wcześniej. Było jej naprawdę wstyd, że po raz kolejny widziała tych samych lekarzy, którzy zajmowali się nią wcześniej.
Ustalili, że dziewczyna nie wie, z kim miała do czynienia, jak wyglądał napastnik. Nawet nie wiedziała, co tak na dobrą sprawę się wydarzyło. Jednego była pewna. Ból głowy był znakiem, że nieźle oberwała od swojego oprawcy, który wcale nie zwracał uwagi, że mimo wszystko dziewczyna jest człowiekiem, ma uczucia i żyje tak, jak inni.
Bała się już być w mieście. Bała się o siebie i naprawdę była tego świadoma, że może stać się coś gorszego, niż lekko potłuczona głowa. Kiedy tylko lekarz wyszedł z pokoiku, po raz kolejny pozostała sama, by toczyć w zaparte bój z nieokiełznanymi myślami. Jej przemyślenia, racje i przekonania umiejętnie gryzły się ze sobą, powodując jeden wielki misz-masz w jej głowie. Widziała oczami wyobraźni miliony przeróżnych scenariuszy. I nie wiedziała, który mógł się stać rzeczywisty w naprawdę nieodległej przyszłości.
Wiedziała, że nie może pozostać tam, gdzie jest. Wiedziała, że nie może po raz kolejny robić tego, czego życzą sobie inni. To było jej życie, chciała je oczyścić. Dotychczas było umiejętnie mącone przez ludzi trzecich, chcących zrobić jej pranie w mózgu. Otrząsnęła się i była gotowa do działania. Czy potrafiłaby zdobyć się na to, gdyby nie Tom? Przecież był jej jasnym dowodem na to, że ludzie potrafią sobie poradzić ze wszystkim, gdy tylko mają odrobinę samozaparcia. Skoro on dał radę, tym bardziej ona uwierzyła w swoje możliwości. No w końcu nie ma rzeczy niemożliwych.


22 marca 2014

                                                                                                 
Wychodząc ze szpitala walczyła z wielką chęcią skontaktowania się z Tomem lub Billem. Podczas pobytu w klinice zdecydowała się na radykalne zmiany w swoim życiu i żywiła płonną nadzieję na to, że wszystko dobrze się skończy. Potrzebowała tego zwrotu akcji, urozmaicenia, poczynienia kroków ku lepszemu. Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele ekscytacji i radości może przynieść podejmowanie własnych decyzji, wyrwanie się z klatki.
Tak, jakby ktoś tchnął w nią drugie, o wiele lepsze życie.
Wsiadając do taksówki na jej twarzy hulał uśmiech; szczery, szeroki i tak bardzo zapomniany przez ostatni czas. Dziewczyna wdała się w miłą pogawędkę ze starszym mężczyzną odwożącym ją do domu. Nie towarzyszyło jej uczucie, że ten chciałby jej zrobić krzywdę. Zerkał na nią szarymi oczami, osadzonymi pod już lekko zmarszczonymi powiekami. Śmiali się w głos, wymieniając żartami, naśmiewając się z ludzi na ulicach, po których toczył się samochód.
Dzięki temu zauważyła, jak szczęśliwe może być beztroskie życie. Życie, o którym zapomniała. Życie, którym bardzo bała się żyć. Dlaczego? Bo bała się ludzi. Że zniszczą to, co miała. To, o co tak długo walczyła. Ale chciała spróbować. Dowiedzieć się, co to znaczy czerpać z codzienności szczęście.

***


24 marca 2014


- Jeśli milczenie jest złotem, to mowa srebrem? – Gitarzysta spojrzał sceptycznie na pałaszującego drugie śniadanie bliźniaka. – Zamieniłbym to. Dlaczego Oliwia nie kontaktuje się z nami?
- Nie wiem – wybełkotał Wokalista, chwytając kubek kakao.
Rozumiał, że Tom martwi się o przyjaciółkę, ale z drugiej strony chciał też pojąć tok myślenia Oliwii. Wiedział przecież, że jego przygłupi brat nie mógł się powstrzymać i ją pocałował. Doszedł do wniosku, że dziewczyna najnormalniej w świecie potrzebowała chwili by wszystko „przetrawić”; przemyśleć. Gitarzysta bowiem postawił ją w bardzo trudnej sytuacji i z pewnością namącił jej w głowie. Tak, to bardzo dobrze mu wychodziło, nierzadko tworząc lawinę problemów.
W sumie, przez pryzmat czasu mógł śmiało stwierdzić, że Tom nadawał się do tej roboty. Uwielbiał być nieostrożny, postępować nielogicznie i nieodpowiednio. Młodszy bliźniak był prawie pewien, że jego brat swoim zachowaniem nie raz złamał serce niewinnej dziewczynie lub co najmniej pięciu tuzinom zafascynowanych nim nastolatek.
- Tom, w zasadzie dlaczego ją pocałowałeś? – zapytał, utkwiwszy w bracie pytające spojrzenie.
Gitarzysta zamilkł, zatrwożony pytaniem brata. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Pod wpływem impulsu? Chwili? Kto to może wiedzieć? On sam nie miał zielonego pojęcia. Nie znał wytłumaczenia, które byłoby właściwe i sensowne. Może podświadomie chciał, ale nie dopuszczał do siebie tej możliwości? Może po prostu coś w środku kazało mu to zrobić? Może Oliwia nie była mu obojętna na tej płaszczyźnie relacji między kobietą a mężczyzną?
Nie był Billem, nie umiał racjonalnie podchodzić do takich spraw. Nie chciał jej potraktować przedmiotowo – tego był naprawdę pewien. W końcu ufała mu. Nie oceniała, nie patrzyła na niego tak, jak inni. Cenił ją za to. Chciał jej podziękować za prostolinijność jej zachowania, mógł się przecież przy niej czuć całkowicie normalnie. Miał totalny mętlik w głowie.
Co miał powiedzieć bratu?
Doszedł do wniosku, że najlepiej prawdę.
- Zastanawiam się nad tym cały czas. Cholera, Bill. To trudne pytanie, nie wiem jak mam ci to wszystko wytłumaczyć. Ona jest inna niż wszystkie dziewczyny. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś docenia cię w inny sposób niż ludzie którzy cię obserwują? Spogląda na mnie przez pryzmat tej szarości. Normalnego życia, jakbym był taki jak inni kolesie, z którymi miała do czynienia na co dzień. Tylko Tom. Rozumiesz? Nic poza tym. Nie ma nazwiska, które do czegoś mnie zobowiązuje. Tak samo jak ciebie, mamę i wszystkich, którzy mają nazwisko ojca. Kaulitz. To nie robi na niej już wrażenia. A potem… speniałem, rozumiesz. Było mi tak głupio. Uciekłem, choć teraz widzę, jak wielki to był błąd. Wiem, że chciała innego zachowania z mojej strony. Jakiegoś bardziej zrozumiałego, dojrzałego posunięcia, bo skoro powiedziałem A, to mogłem powiedzieć i B. Ale oczywiście jak zwykle nie wiem co mam zrobić.
- Zależy ci na niej? – zapytał Wokalista, przerywając bratu rzewny monolog. Znał Toma, zawsze zachowywał się tak samo. Kiedy zależało mu na jakiejś dziewczynie, nie umiał tego właściwie okazać, motał się w tym, co ma myśleć i zamiast przyciągać ją do siebie, stawał się odpychający. Zachowywał się jak dzieciak, który nawet nie potrafi się całować, a co dopiero stworzyć z kimś trwały związek, oparty na zaufaniu, przyjaźni, wzajemnym zrozumieniu i pomocy drugiej osobie. – Tom, nie oszukasz mnie.
Gitarzysta spojrzał na Billa ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. Zapadł się w fotel, grymasząc jak małe dziecko. Zastanowił się nad tym. Wiele wycierpiała. On wiele wycierpiał. Rozumieli się. Chciał jej pomóc; czuł się co do tego bardzo zobowiązany. Był pewien, że nie podarowałby nikomu, kto chciałby ją skrzywdzić. Dałby jej wszystko, byleby była szczęśliwa. Potrzebował jej, ona jego. Widział, jak na niego patrzyła. Jak wiele bólu sprawiło jej to powracanie do Billa.
- Dlaczego właściwie kazałeś mi wrócić? – uniósł swoje cwaniackie spojrzenie na oniemiałego Wokalistę, który już chciał się odezwać. – Bez wykrętów, mów. Ja ci też powiem wszystko.
Młodszy z braci został podparty do muru. Pozostawiony na pastwę losu w trudnej sytuacji.
- Boże, dobrze wiesz. Przecież nie wiedziałem, gdzie jesteś. Nie mogę normalnie funkcjonować. Zająłeś się Oliwią, poczułem się bardzo odepchnięty. Czy nie miałem prawa prosić cię o to, byś jednak wrócił? To, że dostałem napadu płaczu było wynikiem bezsilności, sam ostatnio przechodziłeś taki okres. Trochę empatii – westchnął, lekko urażony.
- Bill, nie piernicz mi tutaj – warknął Gitarzysta, prostując się szybko. – Dobrze wiedziałeś, jak bardzo nie mogłem się doczekać tego wylotu. Jak bardzo potrzebowałem się z nią zobaczyć. Jak wiele szczęścia mi to dało. Dawno nie byłem tak beztroski, jak dziecko w piaskownicy, utytłane ziarnkami piasku od palców u stóp aż po samą skórę włosów. Zrobiłeś to pierwszy raz w życiu, tak jakbym nigdy nie miał do czynienia z kobietami, jak gdyby miały mnie pogryźć, zagryźć, zabić, poćwiartować i spalić. Nie martwiłeś się o mnie, bo nie dzwoniłeś maniakalnie, nie pisałeś setek esemesów, pytając co robię, gdzie jestem i czy wszystko w porządku. Jesteś po prostu chorobliwie zazdrosny!
- Dobrze, skończ. Czy odpowiesz mi na pytanie? – Wokalista taktycznie zmienił temat, chcąc wyciągnąć od brata najwięcej wiadomości.
- Zależy, przyznaję bez bicia. Jest naprawdę krucha. Udaje twardą, chce być samodzielna i niezależna. Ale ja wiem, jak bardzo brakuje jej miłości, bezpieczeństwa, możliwości zaufania drugiej osobie. Chciałaby mieć na kim polegać, chciałaby umieć nie bać się tego, co mogłoby ją spotkać. A ja… no cóż, skoro uważamy się za przyjaciół, chciałbym jej pomóc – wyznał po dłuższym zastanowieniu.
- Nie o to mi chodziło, idioto. Nie wiem, podoba ci  się, może jesteś zauroczony?
- Skąd ten wniosek?
- Bo przeleciałeś prawie pół świata tylko po to, by się z nią spotkać! Nawet nie miałeś pewności, czy to nie jest jakiś gwałciciel, psychopata, może z jakimś współpracowała i mogła ci się stać krzy…
- Dość, ja jej ufam. Ty nie musisz – po czym wyszedł, zostawiając osłupiałego Wokalistę na pastwę losu.
Miał całkowicie dość pierdolenia brata o głupotach. Ileż można, na litość boską! Załamał ręce, siadając w wielkim fotelu. Tęsknił za Oliwią i luźnymi rozmowami o wszystkim. Miał do niej zaufanie. Żył z nadzieją, że i ona wie, że zawsze może na nim polegać, a odległość i majątek nie są żadną przeszkodą, by umiejętnie pielęgnować tę znajomość.

***


31 marca 2014


Któż by pomyślał, że przy wyłożeniu kilku plików stuzłotowych banknotów na biurko jednego z urzędników w ambasadzie amerykańskiej można uzyskać wizę do Stanów w przeciągu tygodnia? Była zdumiona, że wszystko można załatwić w tak prosty sposób. Nie mniej jednak swoją niewiedzę zawdzięczała rodzicom, którzy tak dzielnie odseparowali ją od reszty społeczeństwa na tak długi czas. Wzruszyła ramionami krocząc przed siebie w dumnej, wyprostowanej pozycji.
Kopenhaga zaczarowała ją niczym iluzjonista na swoim pokazie. Mimo lekkiego chłodu, który przebijał się przez wiosenną kurtkę blondynki, była niezmiernie szczęśliwa ze świadomością, że wreszcie uwolniła się od zawiłej przeszłości.
Zerknąwszy na telefon, spochmurniała nieco. Milczał. Czuła się niezmiernie rozczarowana. Miała wrażenie, że została perfidnie oszukana.
Gdy wsiadała do samolotu, dotarł do niej dźwięk sygnalizujący nadchodzącą wiadomość. Wygrzebała więc z dna torebki aparat telefoniczny i skupiła się na treści. Szok sparaliżował jej kończyny. Była to oznaka życia ze strony Gitarzysty. Dziewczyna mimowolnie rozchyliła szeroko usta, nie spodziewając się jakiegokolwiek odzewu z jego strony. Zignorowała jednak przemożną chęć odpowiedzenia na słowną zaczepkę i wsiadła do wielkiej, żelaznej maszyny.

Gdy kilka godzin później stanęła na płycie lotniska w Mieście Aniołów, była ogromnie zdziwiona. Nigdy nie spodziewała się, że odważy się na tak wielki krok, jak ucieczka z własnego kraju. Czuła się winna, kochała Polskę całym sercem. Jednak wiedziała, że przyszła najlepsza pora na to, by zadbać wreszcie o samą siebie. Żyć swoim życiem, nie patrząc na innych. Miała przecież wreszcie odnaleźć własne szczęście.
Tylko nie była pewna dlaczego właśnie w tym miejscu. Dlaczego Los Angeles? Dlaczego miasto ludzi sławnych, pięknych i bogatych? Dlaczego miejsce pełne przepychu, Hollywoodu, aparatów, namolnych paparazzich, czerwonych dywanów, fleszy, zabójstw, samobójstw, gwałtów, narkomanów i bezdomnych?
Czy miała szansę na to, by stać się kimś? Miała zaledwie dwa tysiące dolarów w gotówce przy sobie. To cały jej majątek, włączając do tego jeszcze małą walizkę z ciuchami. Nie miała domu, jedzenia i nie wiedziała, co ze sobą robić.
Wiedziała jedynie, że przyszedł czas, w którym miała stanąć w obliczu zadania i zacząć żyć na własną rękę. Postanowiła przecież znaleźć szczęście i zdecydowała się na radykalne zmiany, które miały dać jej korzyści.
Wszystko leżało w jej rękach. Czuła się tym przytłoczona i radosna jednocześnie.
Nie czekając ani chwili, i nie przejmując się już kończącym się dniem postanowiła rozejrzeć się po mieście. Wychodząc z terminala przylotów, rozejrzała się za postojem taksówek. Poprosiła mężczyznę w średnim wieku by ten zawiózł ją do centrum miasta i uczynił to, uśmiechając się szeroko.
Przechadzając się po jednym z bulwarów, zauważyła wielką kartkę na szybie jednego z salonów piękności. „Poszukujemy kosmetyczki!” głosił napis. Fasada salonu wyglądała dość nietypowo. Była szaro złota, rzucała się w oczy bez dwóch zdań.
Oliwia weszła, przykuwając od razu uwagę młodej wiśniowowłosej dziewczyny, która skrobała coś w notatniku za kontuarem. Rozmawiała również przez telefon, najprawdopodobniej z jakąś klientką. Spojrzała na blondynkę zaciekawiona, po czym uprzejmie skończyła rozmowę telefoniczną.
- W czym mogę służyć? – zapytała wesoło, odkładając długopis. Obdarzyła dziewczynę lekkim uśmiechem i podała jej rękę. – Jestem Camilla.
- Oliwia – odrzekła zmieszana, ściskając dłoń zielonookiej. – Czy nadal byłaby możliwość zatrudnienia się w salonie?
Camilla popatrzyła na blondynkę z szerokim już uśmiechem po czym wyszła zza kontuaru. Otrzepała dłonie z niewidzialnego kurzu i poprawiła włosy, po czym stwierdziła:
- Idę porozmawiać z siostrą i dowiem się, co mogłabym dla ciebie zrobić. Masz jakieś papiery?
Oliw podała szybko kilka certyfikatów, uprawniających ją do bycia makijażystką i kosmetyczką.
Miała cichą nadzieję, że dostanie tą pracę. Pieniądze przecież zawsze się przydadzą.

***

Popołudniowa drzemka w wykonaniu starszego z Bliźniaków skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Chłopak zerwał się na równe nogi, obudzony koszmarem. Przetarł zroszone potem czoło o poduszkę po czym popędził do sypialni Billa, w której blondyn w zaparte ćwiczył od godziny wokal do akustycznej wersji Love Who Loves You Back. Podskoczył bezwiednie, przestraszony obecnością Toma bez wcześniejszego uprzedzenia.
- Puka się – westchnął, wywracając oczami.
- Oliwia jeszcze nie odpisała mi na esemesa – jęknął Tom, pochmurniejąc. – Myślę… że coś się zmieniło. Zmieniło w jej życiu, Bill. Czuję to.
- Przestań już bredzić. Zaczynasz świrować. Czy ty aby przypadkiem nie postradałeś zmysłów człowieku? – Wokalista odrzucił kartki z nutami w bok, wpatrując się w brata z niedowierzaniem.
- Nie bredzę! Martwię się o nią. Dobrze o tym wiesz! Ty o Katherine się nie martwiłeś, co? Do momentu, kiedy powiedziała ci, że jesteś do dupy przyjacielem, bo zaczęliśmy karierę, a jej nie mogliśmy wziąć w pierwszą trasę dziewięć lat temu! Nie chcę popełnić twoich błędów, nie mogę stracić Oliwii!
- Zrób coś wreszcie. Zrób, a nie marudź. Jesteś nieznośny.
Po czym Bill opuścił pokój, zostawiając starszego Kaulitza samego, wciąż bijącego się z myślami. Prowadził czystą batalię, wojnę, spór. Jakkolwiek nie byłoby to nazwane, męczyło go. Tak jak i brak Oliwii. I wielka tęsknota za nią.
Bill miał rację, musiał wreszcie coś zrobić. Gdyby jeszcze było wiadomo co.

Jest nowa bohaterka. Uosobienie kogoś, kto jest mi bardzo bliski. Jeśli czytasz moje opowiadanie, jesteś na bieżąco ze światem FFTH na Facebooku, z pewnością wiesz, kto to jest.

Ach, chciałabym również, byście wypowiedziały się na temat mojego pomysłu. Stworzenia przeze mnie pamiętnika, w formie opowiadania. Odrębny świat, odłączenie się od tematyki Tokio Hotel. Czy Waszym zdaniem przyjęłoby się to?
Sonda jest na dole, głosujcie :)

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 4: Prosta kalkulacja.

Nic więcej nie powiem pod względem zapuszczenia się z blogiem. Feeling jest zakochana, ma kogoś. Więc musicie wybaczyć, bo naprawdę mam się o kogo starać :)

Cztery!

10 marca 2014

- Wracaj do domu – stwierdziła, widząc strapioną minę Muzyka. Od dobrej godziny naprzemiennie przyglądał się jej i swojej komórce, intensywnie o czymś myśląc. – Wracaj, słyszysz?
Kaulitz uniósł na nią rozkojarzone spojrzenie, po czym zacisnął usta w cienką linię. Nie wiedział, jak ma się zachować. Był naprawdę rozdarty między dwoma osobami, które bardzo go potrzebowały.
- Jedź. Wracaj. Odwiozę cię na samolot. Nie martw się o mnie – wyznała, wpatrując się w swoje własne dłonie. Znów siedziała w jego pokoju hotelowym wbrew poleceniu ojca. Wiedziała, że nie może go zatrzymać. Przecież to Bill go potrzebował. Najważniejsza osoba w jego życiu.
- Martwię! – wrzasnął z bezsilności, wstając z sofy naprzeciw dziewczyny. – Wyobraź sobie, że martwię! Boję się, że coś sobie zrobisz, coś ci się stanie.
- Przestań – westchnęła cicho, nie chcąc słuchać jego słów. – Dam sobie radę. Myślisz że nie umiem? Może nie jesteś świadomy, ale to po części przez ciebie, twojego brata i przyjaciół jeszcze tu jestem. Nie było cię blisko przez lata, kiedy marzyłam o tym, byś się zjawił i mnie zabrał od tego cholernego życia. A teraz jesteś i co? I nic, Tom. Nie zbawisz świata, nie uratujesz mnie. Nie chcę. Siedzę w tym gównie i jest mi dobrze. Powiedziałam ci, że nikt nie chce takiego stwora jak ja. Nie zasługuję na nic, co mogłoby być dobre. Wszystko ma swój początek i koniec. Więc pakuj się i wracaj do brata, który bardzo potrzebuje cię teraz. Umiem być sama. Samotna. Opuszczona. Masz Billa, nigdy nie poznasz sensu tych słów. Nigdy nie będziesz wiedział, jak to jest żyć tak jak ludzie mojego pokroju. Więc zamilcz. Nie chcę słuchać słów o tym, jak bardzo chciałbyś mi pomóc. Nie potrzebuję twojej litości. To ostatnie, czego oczekuję od ciebie, Kaulitz.
- Siedzisz w gównie, powiadasz? A sądzisz, że ja swojego gówna nie mam? Wiesz jak to jest, jak miliony ludzi patrzy ci na ręce i krytykuje każdy twój ruch? Nie. Chciałem przez te kilka dni, które miałem zamiar spędzić z tobą wrócić do normalnego, spokojnego i szarego życia. Należysz do Aliens. Na pewno wiesz, że Ria mnie zostawiła. Proszę, marzenia połowy z was się spełniły. Zostałem sam.
- I dobrze, nigdy jej nie lubiłam – przyznała bez krępacji, wzruszając ramionami.
- A czy moje uczucia do niej się nie liczą? Dobra, przyznaję. To był na początku chwyt reklamowy. A tu się z nią spotkam, zwrócę uwagę na zespół. Taki był plan. Kocham ją, rozumiesz? Odkąd dotarło to do mnie, myślę tylko o tym. A teraz co?! Gówno, tak samo popieprzone jak twoje. Chociaż przy tobie czuję się normalny na tyle, na ile się tylko da. Wiesz jakie to fajne? Jak jesteś gdzieś indziej, gdzie większość ludzi nie wie kim jesteś. Przy kimś, kto traktuje cię jak zwykłego człowieka i nie widzi tej drugiej strony medalu, jakim jest mój status na świecie i dane osobowe. 
- Zamknij się! Poza tym momentem na lotnisku, nigdy nie postrzegałam cię jak gwiazdę. Nie interesuje mnie to, nie widzisz? Tom, po prostu Tom. Nie Tom Kaulitz. Nawet o głupi autograf cię nie prosiłam, zdjęcie. Zawdzięczam ci więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
Gdy tylko umilkła, chwycił ją w ramiona. Przyciskał mocno jej tułowie do swojego ciała, uniemożliwiając dziewczynie jakiekolwiek ruchy. Pierwszy raz poczuł potrzebę poczucia jej bliskości. Chciał, by była blisko. Jeszcze krótką chwilę wcześniej wyznał, że nadal kocha swoją byłą dziewczynę, a i tak Oliwia sprawiała, że huczało mu w głowie. Naprawdę chciał wierzyć, że dziewczyna da sobie radę bez niego. Przecież wreszcie musiał wrócić. Miał przecież pracę. Wydanie płyty, fanów i producentów nad głową.
- Wracaj Tom – wydusiła, odpychając chłopaka od siebie. – Nie ma ale. Wracasz i już. Jeszcze się zobaczymy, obiecuję.
Patrzyła zrezygnowanym wzrokiem na niego, gdy się pakował. Chciała wierzyć, że jeszcze będą mogli być przy sobie, naprawdę blisko. By mogła widzieć naprawdę jego twarz, poczuć jego zapach. By mogła znów objąć go i przytulić tak, jak jeszcze kilka chwil wcześniej.
Jednak nie wiedziała, co może się wydarzyć gdyby jej marzenia stały się prawdą. Ich światy mimo wszystko nie mogły się zderzyć, choć od miesięcy umiejętnie się przenikały, koegzystując ze sobą na równi. Jakby ich dwa życia mimowolnie się połączyły przez więź, której ona nie umiała odczytać. Tom wtargnął w jej świat, dając tym samym powód do szukania szczęścia. On był jej szczęściem. Od kiedy tylko sięgała pamięcią. Nie wyobrażała sobie, by mogło go w jakiś sposób zabraknąć. Przecież był przy niej przez tyle lat. Stał się jedynym stałym punktem w jej życiu. Nie miałaby skrupułów, jeśli ktoś by go skrzywdził. Zrobiłaby dla niego wszystko. Dawał jej szczęście, poczucie akceptacji, bezpieczeństwa. Nie sądziła, że wszystko to, o czym marzyła mogło stać się prawdą.
- Oliwia? – głos Muzyka rozedrgał jej umysł. Uniosła rozkojarzone spojrzenie na schyloną sylwetkę chłopaka, posyłając mu pytające spojrzenie. – Dlaczego płaczesz?
Zdziwienie wykrzywiło jej twarz. Dotknęła policzka i faktycznie poczuła mokre smugi na twarzy. Uśmiechnęła się delikatnie, wzruszając ramionami.
- Nie przejmuj się, nic się nie stało – odrzekła wesoło, podchodząc do niego. Usiadła okrakiem przy walizce i zaczęła układać kolejno ubrania Kaulitza, szybko powrzucane do bagażu. Posłała mu szeroki uśmiech dla uspokojenia.
W głębi duszy nie chciała go puszczać. Gdy wyjedzie, nie będzie miała już do kogo uciekać. Nie będzie miała z kim spędzać czasu, którym dysponowała. Z nikim już nie będzie mogła i umiała swobodnie rozmawiać. Znów zostanie sama. Bała się tego. Było jej dobrze. Czuła się spokojna, gdy przebywała blisko niego. Czy chciała tak wiele? Sądziła że to bardzo mało, w porównaniu z tym, czego pragnęły dziewczyny w jej wieku.
Do szczęścia potrzebowała jedynie sto osiemdziesiąt dziewięć centymetrów czystej empatii. Nieskażonej zawiścią i kłótniami relacji z Gitarzystą. Niezmąconej przez ludzi, którzy chcieliby stanąć im na drodze. Jej rodzice? Czy naprawdę byliby w stanie ją zatrzymać, gdyby faktycznie chciałaby ich zostawić? Szczerze w to wątpiła. Z pewnością jeszcze by spakowali jej ubrania i znieśli przed blok, byleby tylko móc się jej pozbyć. Była świadoma tego, jak ją postrzegają. Wszyscy jej nienawidzili. Jednak stanął na jej drodze wyjątek od ogółu. I to tak wyjątkowy że za każdym razem, gdy na niego patrzyła, zapierało jej dech w piersi.

***

11 marca 2014

Zapadał zmierzch, gdy przekroczyli automatyczne drzwi terminalu odlotów. Za trzy godziny Muzyk miał zasiąść w samolocie powrotnym. Dania, a z Danii bezpośrednio na lotnisko w Los Angeles.
Gdy szli w ciszy, Gitarzysta wyciągnął komórkę z kieszeni spodni moro i przysunął się bliżej Oliwii. Wyciągnął dłoń z urządzeniem na długość całej ręki, by móc uwiecznić ich na pierwszym wspólnym zdjęciu. W ostatniej chwili blondynka objęła go w pasie i oparła głowę o jego klatkę piersiową, uśmiechając się szeroko.
- Pięknie – stwierdził, ustawiając zdjęcie jako tapetę.
- Tom, twoja odprawa zaraz się zacznie – wydusiła, rozglądając się wokół. – Idź już, proszę.
Muzyk skupił całą swoją uwagę na dygocącą ze zdenerwowania Oliwię, która za wszelką cenę starała się nie spoglądać na niego choćby kątem oka. Przygryzł wargę, utkwiwszy spojrzenie w jej twarzy.
Nim dotarło do Oliwii to, co tak naprawdę się dzieje, stała zamknięta w żelaznym uścisku starszego z bliźniaków, którego usta umiejętnie zaczęły pieścić jej wargi. Chciała się wyrwać, wiedząc że nie powinna mu na to pozwolić. Dłonie chłopaka zsunęły się więc z barków na lędźwie i częściowo pośladki, przysuwając ją jeszcze bliżej.
- Tom… - wyjęczała, nadal szarpiąc się z nim bezskutecznie.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – uspokoił ją zdecydowanym, a za razem miękkim głosem. Wiedziała już, że nie wygra z nim tej bitwy. Rozluźniła więc mięśnie, by móc objąć go jak najlepiej umiała. Usta Muzyka przywierały do niej mocno, nie dając nawet szansy na to, by mogła zaczerpnąć oddech. Jego język smakował jej w sprawny i wyćwiczony sposób. To był miękki, a za razem zdecydowany pocałunek, przesiąknięty niewypowiedzianymi przez niego wcześniej słowami. Nie chciał jej puszczać. Był pewien, że i tak niedługo znów ją odwiedzi. Była zupełnie inna niż Ria. Mała i bezbronna, potrzebująca wsparcia, opieki i zrozumienia. Była całkowitym przeciwieństwem Rii, co bardzo mu się podobało. Lubił w swojej byłej umiejętność rządzenia i zdecydowania. Jednak chciał czasem być kimś, kto mógłby uratować swoją kobietę z opresji, a Ria najzwyczajniej w świecie mu na to nie pozwalała. Doszedł do wniosku, że z Oliwią byłoby zupełnie inaczej. Byłoby tak, jak zawsze chciał, jak sobie wyobrażał. Potrzebowała go, tak bardzo to czuł. Widział, jak na niego patrzy, choć nie był pewien w jakim kontekście.
Możliwości było naprawdę wiele, to było wiadome. Chłopak nie chciał się jednak łudzić. Na chwilę obecną musiał się zadowolić tym, co już udało się im zbudować. Pytanie tylko, czy ich znajomość mogłaby się rozwinąć, skoro dzieliło ich tysiące kilometrów? Miał problem z pewnością siebie pod tym względem. Mógłby się o nią starać. Przecież była idealna. Pomógłby jej się wyleczyć z tego wszystkiego, co siedziało w jej zmęczonym i pokaleczonym umyśle.
Potrzebowali siebie nawzajem. Bardziej, niż byli tego świadomi.
Oderwał się od niej z wielką niechęcią. Oparł czoło o jej, czując jak bardzo mu gorąco. Pogładził jej policzek palcami z niebywałą delikatnością. Chwycił po chwili swój bagaż i odwrócił się bez słowa, krocząc ciężkimi uderzeniami stóp o podłogę w stronę odprawy. Zostawił ją bez słowa bo nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Co mógł, a co powinien. A co chciał jej powiedzieć? Jeszcze tego nie wiedział. Był jednak pewien, że to nie było ich ostatnie spotkanie. Nie mógł sobie na to pozwolić.

***

Stała jak wryta, obserwując oddalającą się sylwetkę Kaulitza. Poczuła się naprawdę dotknięta jego zachowaniem. Nie sądziła, że zostawi ją bez słowa od tak. Nadal czuła jego smak, usta… nadal miała wrażenie, że jej dotykał w dość intymny mimo wszystko, sposób. Po raz kolejny łzy zapiekły ją pod powiekami. Wcisnęła pięści w kieszenie, nadal nie mogąc przestać myśleć o tym, co się stało. Zagryzła wargi, widząc Toma ustawionego w kolejce. Szukał w bagażu swoich dokumentów, jednocześnie rozmawiając z kimś przez telefon. Ani na chwilę nie odwrócił głowę w jej stronę. Twarz była jak z kamienia, obdarta z wszelkich uczuć.
Wybuchła płaczem, zwracając na siebie uwagę przechodzących obok niej ludzi. Narzuciła kaptur na włosy i odwróciła się tyłem, by móc po chwili opuścić terminal. Podbiegła do odjeżdżającego już autobusu i wskoczyła doń w ostatniej chwili. Włączyła tryb samolotowy i próbowała się jak najbardziej uspokoić. Poczuła się jednak niepotrzebna, choć gdzieś w głębi chciała się nadal łudzić, że Tom po prostu wpadł na jeden głupi pomysł i odszedł w ciszy, nie wiedząc jak to dalej rozegrać. A może po prostu miała to w naturze? Że zawsze lubiła sobie tłumaczyć niecodzienne zachowania innych. A może to była jej wina? Może zrobiła coś źle? Czy powinna była coś powiedzieć? Zatrzymać go? Już było za późno, by cokolwiek zmienić. Jej magiczne pięć minut minęło, musiała się z tym pogodzić. I tyle.

***

Słyszał jej żałosny płacz. Zauważył, jak przypadkowi przechodnie skupili na niej swoją uwagę otaczając ją tak, że nie była w stanie spostrzec, że patrzył na nią. Wyrwała się z objęć starszego mężczyzny i odwróciła się zdecydowanym krokiem, by móc po chwili puścić się biegiem przed siebie. Lawirowała między obcymi ludźmi, oddalając się coraz szybciej. W momencie, gdy zniknęła za drzwiami, stracił ją z oczu.
Wyrzucał z siebie miliony przekleństw z szybkością karabinu maszynowego. Wiedział jednak, że nie może już nic zmienić. Pluł sobie w brodę przez cały czas żałując tego, jak potraktował Oliwię. Zachowałby się inaczej, gdyby wiedział jakie byłyby konsekwencje jego egoizmu.

***

12 marca 2014

Tupał nogą ze zdenerwowania. Dochodziło południe, więc Gitarzysta powinien lada moment pojawić się w domu. Zaciskał dłonie na grubym pasku do spodni, spoglądając wyczekująco na drzwi wejściowe.
- Gdzie jesteś, do cholery? – zaklął pod nosem, kiedy po raz kolejny poczuł się zrozpaczony.
Chwilę później szczęknęły zamki w drzwiach, a zza nich wyłonił się Muzyk, taszcząc za sobą wielką walizkę. Odstawił bagaż na bok, odwiesił kurtkę i zdjął buty. Uniósł brwi, widząc uradowaną twarz swojego bliźniaka. Gdy tylko zrobił kilka kroków w jego stronę, Bill rzucił się na niego i zaczął ściskać tak, jakby nie widział go przynajmniej przez dekadę.
- Następnym razem zabierasz mnie ze sobą – wyseplenił młodszy z braci, nadal wisząc na pełnosprawnym ramieniu Toma.
Siedzieli z butelką czerwonego wina w salonie, dzieląc się nowinkami z poprzednich kilku dni. Bill  umiejętnie streścił Gitarzyście kilka kłótni z wydawcami i managerem, wciąż naśmiewając się z min wszystkich wokół. Padły anegdoty o Natalie i jej nowym chłopaku, z którym zdecydowała się zamieszkać po niespełna miesiącu związku. Tom nadal rozpływał się nad Oliwią i ich pierwszymi wspólnymi wspomnieniami, przez które czuł się naprawdę potrzebny i akceptowany taki, jaki właśnie był.
- Nadal nie odbiera telefonu. Kurwa mać – westchnął starszy z braci, rzucając komórkę na sofę. Bill przechwycił szybko prostokątne urządzenie i odblokował ekran, by przyjrzeć się tapecie. – Tak, to ona. Zupełne przeciwieństwo, nie?
- Czyje?
- Rii, a czyje. Jest całkowicie inna. Diametralna zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Nie ma wymagań, nie oczekuje wystawania przed aparatami i kamerami, fundowania drogiej biżuterii czy wycieczek na Bahamy co dwa miesiące. Myślę, że nawet ty i chłopaki byście czuli się przy niej normalnie.
Bill z zapartym tchem wsłuchiwał się w słowa brata, pochłaniając każde wypowiedziane przez niego zdanie. Wokalista zastanawiał się nad tym, jakie mogą być konsekwencje przywiązania się brata do tej dziewczyny. Istniała szansa przecież, że się w niej zakocha. I to prawdopodobieństwo zwiększało się z każdym kolejnym dniem. Gitarzysta nie dopuszczał go do słowa ani na chwilę. Trajkotał niczym nakręcona katarynka, zasypując go wciąż nowymi wiadomościami.

***

18 marca 2014

Zastanawiała się, dlaczego nie chce z nim rozmawiać. Siedziała w fotelu, myśląc o tym, co zrobiła źle. Może nie powinna była pozwolić mu się całować? Może powinna była się oprzeć, odchylając się dość znacząco? Chociaż to jego wina. Przecież gdyby nie chciał, toby jej nie pocałował! W końcu to on ją, a nie ona jego pocałowała.
- Co za chora niedorzeczność – warknęła sama do siebie, łapiąc w locie wibrujący na biurku telefon.
Gdy odebrała, zamarła. Męski głos rozległ się w słuchawce, próbując skupić na sobie jej uwagę. Facet mówił szybko po angielsku, umiejętnie przeplatając niemieckie zwroty, podczas rozmowy z osobą w tle. Po chwili oboje zamilkli, wyczekując odpowiedzi ze strony blondynki.
- Oliwia, to ty? Mówi Bill. Tom cholernie się o ciebie martwi. Wszystko w porządku? – głos Wokalisty brzęczał jej w uszach niczym echo odbijanego od siebie kryształu. Chłopak nadal mówił do niej, melodyjnym i spokojnym tonem, starając się jak najbardziej ją uspokoić. Nie była w stanie skupić się na tym, co Muzyk ma jej do przekazania, wlepiając zszokowane spojrzenie w jego sylwetkę malującą się na plakacie.
- Wszystko w porządku, nie musicie się martwić – wydukała, rozłączając się szybko. Porzuciła telefon między warstwami kołdry, uprzednio go starannie wyciszając. Usiadła na małym okrągłym stoliku, analizując wydarzenie sprzed chwili.
Dzwonił Bill, to raz. Ze swojego prywatnego numeru. To dwa. Zapewne dostał go od Toma, więc trzy jest jasne, z prostej kalkulacji, gdzie dwa plus jeden równa się trzema. Wiedziała, że to nie jest normalne, bo przez cały czas umiejętnie separował ją od swojej odległej, przeciwstawnej rzeczywistości. Przeczuwała pod skórą, że to nie wróży nic dobrego. Jakby zły omen, kiedy między nich wkracza ktoś z zewnątrz, nieświadomy tego, co udało im się zbudować.

Wyszła na papierosa, coraz bardziej oddalając się od swojego bloku. To z pewnością nie był dobry pomysł…