środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 15: Szalony dzień.

Rozdział 15

3 lipca 2014

W domu zespołu zmieniło się o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Mimo zabawowego charakteru życia całej czwórki coś jednak się ustabilizowało.
Basista, który tego dnia o dziwo wstał jako pierwszy, usiadł przy kuchennej wyspie z kubkiem kawy. Opierając cały ciężar ciała na małym krzesełku rozejrzał się po pomieszczeniu.
Kawiarka i ekspres do kawy niby stały w tym samym miejscu, pieczywo zawsze było chowane w tej samej szafce odkąd bracia przeprowadzili się do Stanów, a psie smycze były rzucone gdzieś „pod ręką”. Jednak nie czuł tego wszystkiego tak, jak kilka miesięcy wcześniej.
Nie był też do końca pewien dlaczego tak wszystko wokół niego stanęło do góry nogami. Gdybając nad zmianami, którymi po części został bezwolnie dotknięty, nie zauważył, kiedy to niska blondynka ubrana w dres zajęła miejsce obok niego.
Jednak kiedy dźwięk mieszanego cukru w kubku dotarł do jego uszu, obruszył się wystraszony. Spojrzał na Oliwię, która przypatrywała się mu z uniesionymi brwiami.
- Mam wrażenie, że całe moje życie zostało jakoś dziwnie pozmieniane – westchnął, próbując skupić się na czarnej cieczy, która zapewne już wystygła. – Rozumiesz? Budzisz się jednego dnia i robisz to, co zawsze przez poprzednie kilka lat, a dwadzieścia cztery godziny później… wszystko jest gdzie indziej, nawet ty.
Na początku nie odpowiedziała. Patrzyła martwym wzrokiem gdzieś prosto przed siebie, jakby znów zamykała się w kokonie. W pewnym momencie przestała zwracać uwagę na Georga, który wciąż oczekiwał jakiegokolwiek odzewu z jej strony.
Po kilku minutach zacisnęła podpuchnięte powieki, by skupić się na wspomnieniach.
- Moje życie nigdy nie było poukładane. Wy zawsze mieliście cel. Osiągnąć sukces. Zrobiliście to, a później  już rutyna. Singiel, singiel, płyta, trasa, wolne. W pewnej chwili skandal dla zasady i cisza. Zmiana wizerunku, i tak w kółko. A ja?
Sama nie wiem. Może właśnie przez lata waszej codzienności też znalazłam swoją. Choć bardziej popieprzoną, niż każda ze stylizacji Billa. Robiłam wszystko równie nieświadomie i mechanicznie co każdy, kto z wami współpracuje. A kiedy zrozumiałam wszystko, co kiedyś było niejasne… potrzebowałam zmian.
Jestem tutaj już jakiś czas, ale… wiesz, że ja tak na dobrą sprawę nie mam przyjaciół? Tak, jesteście wy, mogę zawsze na was polegać. Ale to nie jest taka normalna relacja, jak pomiędzy grupą przypad1kowych ludzi.
Byliście częścią mojego życia. Zawsze, rozumiesz? Zawsze się gdzieś kryliście. W miejscach, momentach… sytuacjach, których bym nie przetrwała, gdyby nie wy.
Pomyśl sobie, ile ludzi uratowałeś swoją muzyką, choć jak na gwiazdę to zbyt piękny nie jesteś.
Być może coś do niej mówił. Nie słyszała tego. Po prostu myślała. Myślała o swoim życiu, o rodzicach. Codzienności, którą porzuciła. Zespole, który stał się jej rodziną, dającą radość i wsparcie. Marzeniach, które wydawały się wszystkim tak bezsensowne, jak większość otaczających ich rzeczy. Bo oni od początku nie zrozumieli. Ale ona wierzyła. Tak, jak nie wierzyła w Boga, w coś ponad ludźmi, którzy z nią koegzystowali,  usilnie trzymała się myśli, że kiedyś wszystko będzie tak, jak sobie to wyobrażała.
Zawsze pragnęła być otoczona ludźmi, którzy ją akceptują i lubią. Udało się dotrzeć do celu. Przestała się martwić. O cokolwiek.
Kiedy ocknęła się z transu, jej oczom ukazała się postać Perkusisty. Szeroki w barkach blondyn uśmiechnął się do niej wesoło, wystukując na blacie nieznany jej rytm.
Odwzajemniła gest i uciekła bez słowa.
Miała do przemyślenia kilka innych spraw.
Podłączyła zniszczony odtwarzacz mp3 pod wieżę stereo i z nieobecnym wzrokiem przycupnęła na krawędzi łóżka.
Próbowała zobrazować swoje myśli. Wyjęła je wszystkie z szufladek wspomnień, jak drobne nici nawijając na belkę przędzy. Wszystkie obrazy z przeszłości kumulowały się, tworząc ogromną i ciężką do uniesienia szpulę. Oplecione nią były wszelkie emocje i odczucia, jakich kiedykolwiek doświadczyła. Od lęku po złość. Od rozczarowania do radości. Furia splatała się z ulgą, a odrzucenie zostało zasłonięte niedawno poznaną akceptacją.
Było wiele spraw, których jeszcze nie poruszyła. Jak i wiele zdarzeń nie zostało rozmówionych, wytłumaczonych. Mimo, że wielu ludziom wydawało się, że ma wszystko czego chciała, wciąż miała wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie. Nie czuła się wystarczająco pewnie, by móc zaczerpnąć powietrza pełną piersią.
Przeszłość wciąż podcinała jej skrzydła i nalewała wody do ust.
Była świadoma tego, że łatwo jest zachłysnąć się szczęściem. Wiedziała o ilości osób, które zaczęłyby ją nienawidzić, gdyby wiedzieli o niej i o relacji jaka łączyła ją z Tomem.
O ile miała czelność nazywać to relacją. Analizując wszelkie próby Toma, kiedy to próbował się do niej choć trochę zbliżyć, nie przekraczając granicy zdrowego rozsądku, miała ochotę wydrapać sobie oczy.
Po przemyśleniu wszystkich słów, które wtedy wypowiadała, uznała, że to najgorsze, co mogła zrobić. Odtrącała mężczyznę, którego pragnęła od pierwszego razu, kiedy to dojrzała jego bystre oczy i powalający uśmiech. A kiedy był w zasięgu ręki, bardziej niż dostępny, bezczelnie go odtrącała. Wiedziała, że wszystko to, co dla niej zrobił nie było aktem litości, a człowieczeństwa i chęci pomocy.
Kochała go za to. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Nie znalazłaby nikogo, kto byłby lepszy niż ten niesforny blondyn z kolczykiem w wardze.
W pewnej chwili pomyślała o swoim rodzinnym domu. Pomyślała o tacie, który kiedyś nie był taki, jak przed jej wyprowadzką. O tacie, który był dobry, miły, troskliwy i bezinteresowny.
Później... już wszystko było inaczej. Ale nie chciała już zaprzątać sobie tym głowy.
Kiedy zaczynała się jedna z jej ulubionych piosenek z dzieciństwa, przemyślenia przerwało ciche pukanie. Chwilę później, w małej szparze między drzwiami a ościeżnicą pojawił się zaspany Tom.
Zaprosiła go do środka szerokim uśmiechem.  Kiedy rozgościł się na łóżku obok niej, poczuła się dziwnie spokojna.
- Był u ciebie Bill? – zapytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową.  – Wpadnie dziś nasz manager, chciałby podobno wreszcie cię poznać.
Oliwia wciągnęła ze świstem powietrze. Nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać po Davidzie. Niby był bardzo pozytywnym człowiekiem, ciężko pracującym na  sukces całego zespołu, jednak bała się, że zakłócając niezmącony niczym spokój światka Tokio Hotel, naraziła się mężczyźnie. Nie była na to przygotowana. Gula utknęła w jej gardle.
Jednak słysząc nawoływania Basisty z dołu, wiedziała… nie ma wyboru. Wstała, chwiejnym krokiem wyszła za Tomem z pokoju, modląc się w duchu, by Jost nie wyciągnął zbyt pochopnych wniosków.
Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem siedział na kanapie. Rozglądał się gorączkowo za siebie, a gdy ujrzał postać Oliwii wstał szybko i zjawił się naprzeciw niej.
Obok blondynki wciąż stał Gitarzysta, ramię w ramię, jakby samym sobą chciał ochronić ją przed Światem.
Rysy twarzy mężczyzny po czterdziestce stężały niemal natychmiast, kiedy zlustrował nastolatkę swoim podejrzliwym wzrokiem.
- Jak długo masz zamiar jeszcze tu mieszkać? – David uniósł brwi, a Oliwia poczuła wciąż powiększającą się gulę w swoim gardle. – Wiesz, że musisz wynieść się jak najszybciej. Tom – zwrócił się do Muzyka. – Ona musi stąd zniknąć. W te pędy.
- Tylko mi nie mów, że Ria musi tutaj wrócić – Bill spojrzał na bruneta, który wzruszył ramionami.
- Wiecie, jaka była umowa. To wasze rozstanie trwa za długo. Sommerfeld będzie tu najdalej jutro.
Ignorując marudzenie Josta, Wokalista podchwycił brata za łokieć i poszli do kuchni, by porozmawiać. Mieli przecież do przekazania jeszcze jedną nowinę swojemu jakże błyskotliwemu opiekunowi.
- Będę ojcem – wypalił młodszy z bliźniaków, głupkowato uśmiechając się do Basisty.
- Co!? Czy wy żeście już naprawdę na te puste łby poupadali? Jak nie jeden ściąga sobie przyjaciółeczkę z drugiego końca świata, to drugi w dzieci się bawi! Ogarnijcie się do cholery! Ani dziecka, ani tej pokraki ma tu nie być! Już nigdy! Rozumiecie!? Pieniądze trzeba zarabiać, a nie w zakładanie rodziny się bawić! Ja mam długi! – Jost poczerwieniał z wściekłości, machając rękoma we wszystkie strony. – Mam dość niańczenia całej waszej gromady!
- Ho, ho! Ty masz długi! – wtrącił się Perkusista, któremu zaczynały puszczać nerwy. -  A co mnie to interesuje! To twoja zasrana sprawa, czy po raz kolejny przepieprzyłeś wszystkie pieniądze na obstawianie wyścigów, do cholery! Ja nie mam zamiaru na ciebie tyrać, żebyś wszystko stracił!

W tym całym zamieszaniu nikt nie zauważył, że Oliwia wycofała się na schody, skąd uciekła do swojego pokoju. Nie zamykała drzwi, nie ukrywała niczego. Nie widziała sensu w chowaniu się. Już nie.
Gdy wrzucała ostatnie bluzki do walizki, jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Chciała po prostu stamtąd uciec. Nie miała najmniejszego zamiaru spędzić w domu zespołu ani minuty dłużej. Gdy schodziła powoli na dół, wzrokiem szukając Basisty, usłyszała dobrze znany jej głos.
- Tom, zanieś proszę moje rzeczy do naszej sypialni, dobrze?
Poczuła, jak jej trzewia zaciskają się na dźwięk wypowiadanych słów. Z zaciśniętą szczęką podeszła do Georga, który nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Pomożesz mi? – zapytała dość dyskretnie, na co Basista tylko pokiwał twierdząco głową. Bez słowa udali się na piętro do pokoju dziewczyny, gdzie ta w pośpiechu dopakowywała swoje bibeloty.
- Gdzie masz zamiar się teraz zatrzymać? – zagaił szatyn, przyglądając się milczącej dziewczynie. – Masz chociaż jakiś pomysł?
Blondynka uniosła na niego swój rozbiegany wzrok. Wzruszyła ramionami z bezradności i przysiadła na największej torbie.
- Nie wiem, myślałam, żeby zająć kąt u Camilli. Ale w jej sytuacji, to raczej nieporadne, bo będzie miała dziecko, byłabym dodatkowym balastem. Wróciłabym do Polski, ale nie mam za bardzo pieniędzy na bilet powrotny. Szczególnie, że… sądziłam po prostu, że nie będzie mi potrzebny powrotny. A z drugiej strony nie chcę wracać do Polski. Nie wiem, co mam robić.
Listing zmarszczył czoło i zamknął drzwi na klucz. Usiadł na podłodze, obok skołowanej nastolatki. Lubił tę dziewczynę. Szczerze zżył się z nią i po ostatnim czasie nie wyobrażał sobie powrotu Rii na jej miejsce. Poczuł się niezwykle zobowiązany do tego, by zapewnić jej spokój, bezpieczeństwo i anonimowość. Wiedział, że dziewczyna w obecnej sytuacji nie liczyć na Toma. W końcu Gitarzysta znów znalazł się w sytuacji podbramkowej, z której nie mógł zbyt szybko się wywinąć. Wrócił etap, kiedy starszy z braci powtórnie miał być „na kontrolowanym”, jak to nazwał Gustav.
- Poczekaj chwilę – szatyn wstał i skierował się na korytarz. Po domu rozszedł się dźwięk jego głosu, kiedy to nawoływał Perkusistę. Blondynka nawet nie zwróciła na krzyki protestów dochodzących z dołu. Rozmyślała nad tym, co klarowało się w umyśle jej przyjaciela. Zmarszczyła zabawnie brwi, kiedy przed nią stanął mały pękaty facet o podobnym kolorze włosów.
Muzycy zaczęli szybko rozmawiać po niemiecku, po części celowo, by dziewczyna nie mogła za bardzo ich zrozumieć. Co chwilę spoglądali na nią z ukosa, równocześnie kiwając głowami. Na koniec oboje westchnęli ciężko, a Schäfer wychylił się za drzwi i nasłuchiwał dłuższą chwilę.
Basista bez słów przejrzał w tym czasie wszystkie kąty sypialni dziewczyny. Gdy upewnił się, że niczego po sobie nie zostawiła, chwycił jej bagaże i kazał wyjść.
Więc posłusznie podreptała za Gustavem, który w locie przechwycił z misy na komodzie w salonie klucze. Zdziwiona odwróciła się w stronę Georga, a ten nie wysilił się na nic, poza pospieszeniem jej.
- Nie mamy dużo czasu, siedzą na górze. Szybko, szybko – młodszy z obecnych przy niej Muzyków zasiadł za kierownicą białego terenowego SUV’a, by po chwili odjechać z piskiem opon.
Unikali odpowiedzi na każde pytanie padające z ust Oliwii. Georg, który siedział obok niej i co rusz obrywał od niej z pięści w ramię zaciskał zęby, by nie wybuchnąć. Chciał, by zrozumiała, że robią to dla jej własnego dobra. Jednak nie miał serca zdradzać jej wszystkiego.
Gdy samochód zatrzymał się na obrzeżach Los Angeles pod wielkim, na oko opuszczonym magazynem, Oliwia spojrzała w oczy Perkusisty przyglądającego się jej w tylnym lusterku.
Kazali jej wysiąść, a kiedy szatyn zabrał wszystkie jej bagaże z samochodu, Gustav odjechał. Listing złapał przerażoną nastolatkę za trzęsącą się dłoń i wprowadził do budynku.
Jej oczom ukazał się piękny, dwupiętrowy loft. Spojrzała na Muzyka z nostalgią, nie do końca wiedząc co powinna w tej sytuacji powiedzieć. Zbyt dużo słów cisnęło się jej na usta.
Jedynym wyjściem był po prostu długi mocny uścisk zagubionej dziewczynki, którą się poczuła. Masywne ręce Basisty przyciągnęły jej trzęsące się ciało do piersi, by po chwili spokojnie masować plecy nastolatki posuwistymi ruchami.
- Jakoś się ułoży, zobaczysz – zapewnił ją, samemu chcąc wierzyć, że ma rację. – Bill nie pozwoli, by ta szmatława kretynka zajęła twoje miejsce na dłużej.
- Dobrze wiesz, że wcale nie chodzi o Billa – spuściła głowę i usiadła na skórzanej sofie. – Od kilku lat już nie chodzi o niego. Dlaczego Tom nie stanął w mojej obronie? Dlaczego nie próbował czegoś wskórać, choćby tego, bym mogła… ach, nieważne zresztą.
Muzyk spojrzał na strapioną dziewczynę z dziwnym ukłuciem serca. Jak zawsze ucinała temat, kiedy nie chciała zdradzić zbyt wiele. Miała rację. Tom zachował się źle, bo nawet nie próbował o nią zawalczyć.
- Niczym się nie przejmuj. Jakiś czas po prostu będziesz mieszkać tutaj. Poza Gustavem nikt nie wie, że to do mnie należy ten loft. Będziesz miała spokój.
Na te słowa Perkusista wpadł do środka, jakby goniony przez stado wygłodniałych lwów. Obładowany był reklamówkami z jedzeniem.
- Oliw, ja bardzo przepraszam, ale musimy wracać. Sprawy zawodowe… i cóż, nie tylko zawodowe wzywają.
I tak bez słowa zebrali się do wyjścia, zostawiając blondynkę w tym niezwykle cichym miejscu.
Doszła do wniosku, że to był najbardziej szalony dzień w jej życiu.

Cieszyła się, że dobiegał końca.


Życzę Wszystkim zdrowych, spokojnych, wesołych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.