poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 7: Nie mogę pozwolić ci odejść!

Nim zaczniecie czytać siódmy rozdział chciałabym, byście wiedziały, że treść przedstawiona tutaj (mówię oczywiście o wypowiedziach Oliwii!) ma charakter autentyczny. Powodów, by umieścić tutaj trochę mojego życia jest kilka. Najważniejsze było dla mnie to, by pokazać Wam, jak jeden błąd może krytycznie zmienić czyjeś życie. Oczywiście ukazuję tutaj również siłę muzyki, i to, jak bardzo umie podnieść człowieka na nogi. Liczę na wyrozumiałość, gdyż na potrzeby opowiadania moja psychika bardzo ucierpiała. Nie chciałam już nigdy rozdrapywać starych ran, ale wychodzę z założenia, że najlepiej jest uczyć się na cudzych błędach, niźli swoich.

Rozdział ten w pierwszej kolejności dedykuję mojej przyjaciółce, Ka., która dzielnie znosi mnie od lat i jako pierwsza (jak i o wielu moich pomysłach) dowiedziała się o tej historii. i która wspierała mnie od samego początku. Która wiele mnie nauczyła dzięki swojej twórczości. I dzięki której w dość krytycznych momentach nie rzuciłam tego w cholerę. Mam wobec Ciebie dług wdzięczności.

Dedykuję go również wszystkim, dzięki którym również zyskałam siłę, by pisać dalej. Wszystkim, którzy dali mi motywację i odwagę, by pisać. To dla mnie naprawdę ważne.

Koniec końców, zostawiam dedykację dla najważniejszej osoby w moim życiu (tak, jest ważniejsza, niż sam Tom. Ten czas wreszcie nadszedł). W podziękowaniu za miłość i wsparcie. To najważniejsze, co jest mi niezbędne do życia. 


6 kwietnia 2014

Obudził ją szum deszczu, który monotonnie uderzał o parapet i okoliczne dachy. Była godzina późno poranna, kilka minut przed dziesiątą. Chwyciła za telefon i napisała esemesa do Wokalisty z adresem swojego hotelu. Mieli spotkać się w południe.
Nie miała wyboru, wiedziała o tym od samego początku. Wiele wątpliwości zanieczyściło jej umysł, wprowadzając chaos w myślach dziewczyny i sposobie w jaki poruszała się po swoim prowizorycznym mieszkaniu. Nie mogła się na niczym skupić – nadal miała w głowie obraz zrozpaczonego Toma, który prześladował ją od czwartkowego popołudnia.
Poczuła, że jej samej brakuje Gitarzysty. Jego marudzenia, użalania się nad sobą… ale również jego żartów, różnych opowieści i po prostu tego, że miała go przy sobie. W taki, a nie inny sposób. Przecież trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Niektórzy nadal nie mają w życiu nic. Zatrzymawszy się w półkroku przy drzwiach wyjściowych splunęła sobie w brodę. Nienawiść do samej siebie ogarnęła ją w niesłychanie niespodziewanym momencie. Zostawiła na pastwę losu osobę, której obiecała, że zawsze będzie obok i pomoże. Osobie, która zadała sobie wiele trudu, by choć na chwilę ona mogła poczuć się szczęśliwa, spokojna i zrozumiana. Osobie, której zawdzięczała o wiele więcej, niż komukolwiek innemu. Zostawiła swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela tak wiernego, jak pies swemu właścicielowi, który boi się porzucenia i samotności.
Ona zafundowała cierpienie Tomowi. Nie patrzyła nigdy na to z tej strony. Cierpiał przez nią, niesłychanie mocno. Gdy zbiegała po schodach do samochodu Wokalisty sama poczuła ten ból, tak bardzo fizyczny i unaoczniony, jak nigdy. Była szczerze na siebie wściekła. Miliony myśli przebiegały przez jej przez głowę. Z rozkojarzeniem wpadła do wnętrza słynnego Audi Q7 quattro. Za kierownicą siedział skonsternowany Wokalista, patrząc w przestrzeń przed sobą. Z samochodowego systemu surround wydobywały się dźwięki akustycznej wersji Humanoid. Muzyka płynęła cicho w tle, jakby wyłączając Billa z całego życia. Wydawał się nieobecny, jakiś zbyt cichy i przygaszony.
- Bill, jedźmy – poprosiła, nerwowo zerkając na zegarek widoczny na stacji dokującej z prawej strony kierownicy. Muzyk skinął głową i delikatnie ruszył, by po chwili w dość chaotyczny sposób włączyć się do ruchu.
- Jak Tom?
Blondyn posłał w jej stronę jedynie zawiedzione, krótkie spojrzenie. Nie musiała nic więcej wiedzieć. Znała Toma, a co za tym szło – również jego brata. W końcu byli jak jedna dusza w dwóch ciałach. Znów poczuła się tak, jakby sama poczuła tą pustkę i rozczarowanie, które wyczytała ze zmęczonych źrenic chłopaka siedzącego po jej lewej stronie. Wjeżdżając na osiedle na którym mieszkali, Oliwia zaczęła panikować. Wszystkie zdania, które składało się na jedno przemówienie skierowane do Toma, uleciało jej z głowy. Nie miała bladego pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć.
- Nie panikuj – usłyszała delikatny głos Wokalisty. – Wysiadamy.
Opuściła bezpiecznie ciepłe siedzenie samochodu, by stanąć przed ogromnym, typowo amerykańskim domem. Fasada domu była kolista, obłożona piaskowcem. Długi podjazd, na którym stały pozostałe samochody, w tym jej ukochany czarny Cadillac Escalade i Audi R8 V8, należące do Toma. Dwuskrzydłowe, na oko mahoniowe drzwi wydawały się zapraszać przybyszów do środka.
Kiedy dotarło do niej, że zaledwie mur i być może piętro dzieli ją od Toma, poczuła się dziwnie spokojna, nie mogąc się już doczekać spotkania z nim. Potrzebowali tego. Potrzebowali konfrontacji, długiej rozmowy i wyjaśnień. Tego była najbardziej pewna, przekraczając próg domu braci Kaulitz. Usiedli w salonie, by jeszcze dać chwilę Oliwii na zastanowienie się.
- Jestem gotowa – stwierdziła, wstając ze skórzanej sofy. Bill poszedł przed nią, prowadząc pod drzwi sypialni należącej do Toma.
Stanąwszy przed wejściem do pokoju, z którego było słychać odgłosy piosenki Together, zrozumiała że nie ma już odwrotu. Wokalista odsunął ją lekko na bok, po czym bezszelestnie nacisnął klamkę by chwilę później równie cicho dostać się do środka. Dochodziły do niej stłumione głosy braci i po raz kolejny tego samego dnia ujrzała sylwetkę młodszego z bliźniaków. Drzwi zostawił delikatnie uchylone, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. Wiedziała, że chce jej tym samym dodać otuchy przed tak ważnym spotkaniem.
Miała za zadanie stanąć twarzą w twarz z osobą, której była winna wyjaśnienia, przeprosiny i błaganie o to, by nie odwracała się od niej. Gdy cicho pukała w drzwi sypialni, aby po chwili przekroczyć jej próg, poczuła jak wielki ciężar spada na jej barki. Łzy mimowolnie zaczęły spływać po pucołowatych policzkach Oliwii, zaczerwieniając je w dość zaskakująco szybkim tempie.
Atmosfera w pomieszczeniu nie była gęsta. Blondynka czuła się tak, jakby stąpała po świeżo wylanym cemencie, grzęznąc w nim z każdym kolejnym krokiem. Ogarnął ją strach. Bała się tego, co może usłyszeć z ust Muzyka.
Rozglądnąwszy się po pokoju, ujrzała Toma stojącego przodem do otwartego na oścież skrzydła balkonowego. Palił papierosa, otulony szarym gryzącym w gardło dymem tytoniowym. Oparty o stojące nieopodal krzesło, najprawdopodobniej przyniesione z jadalni mieszczącej się na parterze, stał z opuszczoną głową bez słowa.
Odwrócił się niespodziewanie z złowrogą miną namalowaną na twarzy. Sądziła, że zacznie na nią krzyczeć, co najmniej wpadnie w szał. Oczy i mimika złagodniały w ułamku sekundy. Miała wrażenie, że zarośnięty podbródek Muzyka zaczął nerwowo drgać, kiedy przypatrywał się jej bez mrugnięcia okiem. A ona? Płakała, oglądając dokładnie każdy zakamarek jego twarzy. Silne dłonie poluźniły uścisk, nogi przeniosły korpus Toma w zasięg rąk Oliwii. Zaniosła się dławiącym w gardle oddech szlochem w momencie, gdy poczuła zapach jego perfum. Tęskniła za tym męskim aromatem świeżości, który zdążyła tak dobrze poznać i zapamiętać. Woń roznosząca się wokół jej rozdygotanego ciała sprawiła, że poczuła silne zawroty głowy. Kaulitz chwycił ją w swoje ramiona, przyciskając do siebie jej ciało.
- Oliwia – wyszeptał ledwie słyszalnie, zanurzając nos we włosach dziewczyny. Pod powiekami cisnęły mu się łzy, z którymi zaciekle walczył, nie chcąc pozwolić uciec im z kana-lików łzowych. Jego dłonie spoczęły na żebrach nastolatki, ściskając materiał jej koszuli. Blondynka zaś wtuliła policzek w zagłębienie na klatce piersiowej Gitarzysty, wciąż bez opamiętania upajając się jego zapachem. – Dlaczego? Co się stało?
Dziewczyna odsunęła się od Muzyka nieznacznie, spoglądając nieśmiało na jego twarz. Przypomniał jej się widok Toma, za którym tak bardzo tęskniła. Toma, który tak wiele zmienił w jej życiu, stawiając je na głowie samym sobą. Nie widziała świata poza tym jednym chłopakiem, a właściwie już mężczyzną. Miała mu wiele do powiedzenia, wiele do zawdzięczenia.
Myśli z hukiem odbijały się od jej czaszki, gniotąc i miażdżąc się wzajemnie w zaskakująco szybkim tempie. Rozważała na szybko wszystkie możliwe fakty, którymi mogła się z nim podzielić. Sama nie do końca była pewna, co wyznać, co zachować dla siebie. Chciała być z nim w stu procentach szczera, bo prędzej czy później o wszystkim by się dowiedział. Stała przed trudnym wyborem, który utrudniony był faktem, że to sam Tom Kaulitz.
- Nie powiem, że to tylko i wyłącznie twoja wina – zaczęła cicho, nie wiedząc do końca jak ma ubrać słowa. – Bo wszystko zaczęło się od tego cholernego pocałunku w hali. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś, komu zawdzięczasz od dziecka najbardziej barwne marzenia i wiarę w to, że się spełnią po latach staje twarzą w twarz z tobą i wiesz, że jest dla ciebie od tak? Nie chce zapłaty, nie chce by go uwielbiano, nie chce pokrzyku, oklasków i skandowania jego imienia. Stoi obok ciebie i jesteś pewien, że nic złego cię nie spotka. Wiesz jakie to uczucie patrzeć w te ukochane oczy, tak bardzo hipnotyzujące i magiczne, że nie umiesz się aż opamiętać? Nie wiesz. Ja tak właśnie mam patrząc w twoje oczy. Nie są piwne, nie są brązowe. Mają kolor mlecznej czekolady. Uwielbiam je, dają mi więcej, niż jakiekolwiek pieniądze. Nawet nie masz pojęcia, kim dla mnie jesteś, Kaulitz.
- Wytłumacz mi więc – zdecydował, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.
Blondynka wzięła głęboki wdech, ostatecznie decydując się na wyjawienie wszelkich tajemnic.
- I tak byś się dowiedział – stwierdziła, starając się zachować spokojny ton głosu. – Ćpałeś, piłeś i wdawałeś się w liczne bójki, gdy byłeś młodszy. Jednak to, przy tym, co przeżyłam, to pikuś; małe piwo. Kiedy miałam 13 lat, poznałam chłopaka, który był łudząco do ciebie podobny. Szerokie ciuchy, czapki, gitara. Tak bardzo mi się podobał, wiesz? Dostał moje nagie zdjęcia, to był mój błąd życia. Wypłynęły do sieci, moi znajomi je dostali. Zostałam pośmiewiskiem całej szkoły… próbowano mnie zabić. Szykanowano, zastraszano, nękano i wyśmiewano. Byłam, jestem i najprawdopodobniej będę gruba. To też jest powód do drwin. Ciebie to nigdy nie dotknęło, zawsze byłeś idealny. Więc nie wiem czy mnie zrozumiesz. Samookaleczenie i myśli samobójcze były na porządku dziennym. Dzięki tobie, dzięki Tokio Hotel nadal jestem tutaj, stoję przed tobą. Uratowaliście mnie, nigdy nikt nie zrobił dla mnie tak wiele, jak wy. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Stoję tutaj przed tobą, jestem trzeźwa i świadoma. I wiesz co? Kocham cię. Kocham nie jak idola, już nie. Kocham cię jak idealnego mężczyznę, dzięki któremu czuję się dobrze w moim ciele. Wiesz czemu uciekłam? Czemu milczałam? Bo się bałam! Bałam, że będę zbyt nachalna, że zrobiłeś to, co chciałeś. Omotałeś mnie swoim wrodzonym urokiem i porzuciłeś. Że już nie jestem potrzebna. Że nie będę mogła czuć się wyjątkowo. A jednak miałam gdzieś złudną nadzieję, że coś dla ciebie znaczę. Że choć odrobinę jestem ważna, że ci na mnie w jakiś sposób zależy. Zależy, prawda? Wierzę, że mimo wszystko nie jesteś aż tak bezduszny i nieczuły. Przecież umiesz się troszczyć. Dajesz mi niebywałą siłę, Tom. Wiesz o tym? Jesteś tego świadomy? To dzięki tobie jestem tutaj teraz. Dzięki tobie jestem odważna, nie boję się ryzyka. Dałeś mi świadomość że nie upadnę, że wiele mogę. Dałeś mi te wszystkie emocje, które ludzie tłamsili we mnie latami, wpajając mi moją niemoc i nieumiejętność w rządzeniu własnym światem. Dziękuję. Naprawdę. Nie mam domu, nie wiem co będzie jutro. Nie przejmuję się tym. Nauczyłam się tego od ciebie. To najlepszy prezent, jaki dane było mi otrzymać. I za to właśnie cię kocham, Kaulitz. Za to, że ponownie nauczyłeś mnie żyć. Nigdy Ci tego nie zapomnę. Mam u ciebie dług, muszę go spłacić. I właśnie teraz…
- Kochasz mnie?
Zapadła niezręczna cisza. Blondynka oparła się o ścianę, nie wierząc w to, co słyszy. Oczy Gitarzysty były przeogromne; źrenice zlały się z tęczówkami, tworząc dwa wielkie czarne spodki. Zdołała się na krótką chwilę uspokoić, by po chwili znów zacząć płakać.
- Tak, kocham. Kocham, mimo tego że wiele przez ciebie cierpiałam. Ale mimo wszystko nigdy nie dostałam takiej ilości miłości od nikogo, jak od ciebie. Wiem, że mnie nie kochasz, potrafię z tym żyć. Ale dawałeś mi tyle ciepła, zrozumienia, troski i uwagi, że nie trudno było się w tobie zakochać bez pamięci. Żyję ze świadomością, że takiego monstrum jak ja nie da się kochać. Ale nauczyłam się, że kocha się bez względu na to, czy ta druga osoba tego chce. Taka jest właśnie ta prawdziwa miłość. Ta, którą czuje się do końca życia. Bo taką miłością właśnie darzę ciebie. I mało mnie to interesuje, czy ci się to podoba, czy nie.
- Chcę, byś mnie kochała – wyznał cicho, podchodząc do roztrzęsionej Oliwii. Jej niebieskie oczy były wielkie i poczerwieniałe. – Bo bardzo mi na tobie zależy. I… kocham cię.*
Dziewczyna osunęła się po ścianie, zanosząc się krzykliwym płaczem. Echo słów Muzyka odbijało się od jej głowy z głośnością wystrzeliwanej w kosmos sondy przez NASA. Miała wrażenie, że jest naćpana, albo śpi.
- Nie mów tego, błagam. Nie – wyczkała, nie mogąc oddychać.
Kaulitz upadł obok niej na kolana i przycisnął do klatki jej głowę. Policzki dziewczyny były mokre i gorące od łez, których tak bardzo chciał uniknąć. Sam miał przemożną ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Identycznie jak kilka dni wcześniej. Ale musiał być silny. Dla niej.
- Kocham cię. Przyznałem się do tego przed Billem, a przed samym sobą nie umiałem. Dopóki ty sama się do tego nie przyznałaś. To dla mnie coś niesłychanie ważnego, by mieć cię blisko. Nie umiem funkcjonować bez twojej obecności. Odchodziłem od zmysłów, gdy milczałaś. Byłem bezsilny. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Nie mogę pozwolić ci odejść, rozumiesz? Jesteś moim wszystkim. Nie umiałem kochać do tej pory. Moja pokaleczona dusza nie miała racji bytu dopóki nie spotkałem ciebie. Uwielbiam cię, za to jaka jesteś. Mimo to, uważam że jesteś śliczną dziewczyną. Wiem, wyprzesz się wszystkiego, ale nie oszalałem. Jesteś idealna. I wybacz, ale już nie pozbędziesz się mnie. Jesteś na mnie skazana do końca życia. Jesteśmy skuci łańcuchami, a ja wyrzuciłem kluczyk. Przepraszam, ale czekają cię lata męczarni, skarbie.**
- Nienawidzę cię, Kaulitz – wystękała, wycierając podpuchnięte policzki. Chwycił szybko i zdecydowanie jej twarz i pocałował dziarsko. Uwolniła się od niego, patrząc zdecydowanym wzrokiem. – Nie jesteśmy razem, zapomnij. O mnie trzeba się starać.
Bill wtargnął do pokoju niczym tornado. W wielkich platformach przyklejonych do adidasów zachwiał się lekko. Stał z zadziorną miną, mierząc prawie dwa i pół metra. Spoglądał kolejno na Oliwię i Toma.
- No, kto jest najlepszy na świecie? – zaszczebiotał, śmiejąc się w głos.

Żadne z nich nie odpowiedziało. Ich spojrzenia mówiło jedno – mieli u Wokalisty ogromny dług wdzięczności.


* - te słowa usłyszałam od mojego chłopaka, kiedy po raz pierwszy przyznał, że mnie kocha...
** - a te słowa słyszę średnio kilka razy dziennie. 

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 6: Na ratunek.

1 kwietnia 2014

Z błogiego snu zbudził ją dźwięk nadchodzącej wiadomości. Ospale przetarła zaspane powieki i sięgnęła komórkę spod ciepłej poduszki. Zegarek na wyświetlaczu wskazywał godzinę 8.47 a nadawcą esemesa była Camilla, którą blondynka zdążyła poznać dzień wcześniej. Anne chce Cię widzieć o 11 w salonie. Okazało się, że jeszcze jedna kosmetyczka się przyda. PS weź ze sobą jakieś buty na zmianę.
Dziewczyna opadła z powrotem na łóżko, zatapiając się w pościeli. Udało się jej, nadal nie mogła w to uwierzyć. Kolejny postęp, coś niesamowitego. Czy naprawdę na to zasługiwała? Zastanawiała się nad tym, co mogło sprawić, że miała tyle szczęścia w tak krótkim czasie. Wiedziała jakim cudem wszystko idzie po jej myśli, ale nie chciała się sama przed sobą do tego przyznawać.
Czekoladowe oczy, barczyste ramiona, postawna sylwetka mężczyzny o czarnych włosach z brodą i piercingiem w wardze. Uruchomił w niej pogrzebane wcześniej pokłady wiary w siebie i samozaparcia, których jej tak bardzo brakowało. Dzięki niemu uwierzyła, że naprawdę może coś osiągnąć. Że ma tak samo wielkie możliwości jak inni i że wszyscy są równi.
A sądziła zawsze, że to wszystko, co może ją spotkać jest złe. Że nie zasługuje na to, by zaznać szczęścia, radości i uczucia ulgi, których tak bardzo potrzebowała. Jednak przewrotny los uśmiechnął się do niej i pomógł, kiedy tego naprawdę potrzebowała.
Po drodze na bulwar wstąpiła do Starbucks’a po gorącą kawę z czekoladą. Kroczyła dzielnie, słuchając muzyki. Jakimś cudem w radiu puszczono Not Afraid, która dodała jej niebywałej siły wewnętrznej.
Była gotowa stawić czoło wyzwaniom w jej nowym życiu.

***

Odważył się otworzyć tę część szafy, w której były ubrania jego byłej dziewczyny. Zwiewne sukienki, buty na koturnie, topy, tuniki, spodnie i spódniczki, które w większości sam wybierał i za nie płacił. Zauważył, że większość miała metki, nawet nie była ruszona. Westchnął z rozczarowaniem, po czym postanowił pozbyć się wszystkich zbędnych ciuchów. Wrzucał wszystkie szmaty do wielkiego kartonu po zmywarce do naczyń, który znalazł w rogu garażu z uporem maniaka tak zaangażowanego w pracę, że nawet nie wyczuł obecności brata.
- Tom, co z Oliwią? – zapytał Wokalista, przycupnąwszy na skraju wielkiego łóżka, starając się zwrócić na siebie uwagę brata.
 Brunet zatrzymał ciało wpół ruchu, wciągając ciężko powietrze w płuca. Obrócił się w stronę brata, gardząc pustką, jaka utworzyła się w jego głowie. Po raz kolejny zastanawiał się, czy wymyślać na poczekaniu historyjkę na odczepne, czy wyżalić się Wokaliście, by ten mógł zacząć działać. W końcu to Bill zawsze ratował go z takich sytuacji. Bill zawsze umiał znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, by w odpowiednim momencie rozejrzeć się po okolicy i dać znać bratu, jakie kroki ma poczynić.
- Wydaje mi się, że to przez to wydarzenie, które miało miejsce na lotnisku w Polsce, kiedy już mieliśmy się pożegnać. Od tamtej pory milczy. Nie wiem, co mogło tak na nią wpłynąć. Nie rozumiem, dlaczego tak zareagowała. Również nie rozumiem sam siebie, bo wcale nie przemyślałem tego, co robię. To był impuls, którego naprawdę potrzebowałem. Moje czyny nie były przez nikogo obserwowane. Poczułem się wtedy niezwykle zwykły. Przeciętny, szary i nie rzucający się w oczy w tłumie. Czy tak nie robi chłopak, któremu zależy na dziewczynie? Nie ryzykuje? – starszy z bliźniaków wbił w brata rozczarowane spojrzenie, po czym oparł lędźwie o stojącą obok komodę. Był bezsilny.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że prosto w oczy przyznał się, że coś czuje do tej młodej blondynki, która nieźle namieszała w jego i tak już mocno chaotycznym życiu. Nie miał odwrotu. Kogo chciał okłamać? Bill, jak to Bill – domyślał się wszystkiego od samego początku i wreszcie dostał konkretną i satysfakcjonującą odpowiedź.
Wokalista wiedział, że ma obowiązek wziąć sprawę w swoje ręce. Widział, jak Tom męczy się przez nieobecność Oliwii. Nie wiedział jeszcze, jak rozwiązać tą zagadkę. Nie mniej jednak miął dziwne przeczucie, że wszystko pójdzie dobrze i brat odzyska blask w swoich oczach.
Jestem Bill Kaulitz. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.

***

Obsypana pyłem z piłowanych paznokci wstała od szklanego stołu, który od kilku godzin był jej nowym stanowiskiem pracy. Przez opary nakładanego na polecenie klientek akrylu, poczuła silne zawroty głowy. Podeszła do małego stolika w rogu salonu i chwyciła za pierwszy lepszy kubek z herbatą. Ciecz jeszcze parowała, gdy blondynka przystawiła ją sobie do ust, skupiając całą uwagę na sprawnie pracującej Camilli. Dziewczyna stojąca w małej odległości od Oliwii spojrzała na nią przelotnie, po czym się uśmiechnęła.
- Za chwilę kończę, nie ma Ann. Chciałabym z tobą chwilę porozmawiać – poprosiła uprzejmie, spryskując klientce włosy żelem w sprayu.
Oliwia skinęła lekko głową i udała się na zaplecze w oczekiwaniu na koleżankę. Gdy ta pojawiła się w pomieszczeniu, obie zdecydowanie spojrzały sobie w oczy. Camilla usiadła na małym barowym stołku pod ścianą, po czym spojrzała na przeciwlegle wiszący zegar ścienny.
- Dosłownie za kilka minut pojawi się tutaj ktoś, kogo chciałabym, byś traktowała jak przeciętnego klienta. Oczywiście, rozpoznasz go. To Bill Kaulitz, więc błagam Cię… zachowuj się normalnie, w porządku? To ważne, byś mogła pozostać tutaj na dłużej – zakomunikowała z uśmiechem, po czym pobiegła w stronę stanowiska, nie słuchając już skamlenia Oliwii, że to stanowi spory problem.
Nie mniej jednak, poprawiła swoją dżinsową kurtkę, otrzepała resztki akrylowego pyłu i nabrała kilka uspokajających oddechów. Gdy wróciła do pomieszczenia, gdzie Cam krzątała się od kilku minut, Billa jeszcze nie było. Nie musiała długo na niego czekać. Czarny Range Rover zatrzymał się z piskiem opon przed salonem, po czym wyskoczył z niego chudy blondyn, by za chwilę wpaść do salonu jak burza.
- Witaj Camillo – uśmiechnął się do wiśniowowłosej, zasiadając na jednym z czarnych krzeseł. Rozejrzał się po pomieszczeniu i utkwił wzrok w szokowanej Oliwii. Posłał jej swój szeroki uśmiech, który dziewczyna odwzajemniła gromkim śmiechem.
Miała wrażenie, że widzi przed sobą Toma, poczuła się niesłychanie swobodnie. Wyprzedziła Wokalistę, który pospieszał z pytaniem o to, kim jest rozbawiona blondynka. Przełknęła ślinę by jej głos był jak najbardziej codzienny i normalny, by chwilę później przywitać się z jednym z bliźniaków.
- Cześć, to ja. Oliwia – uśmiechnęła się delikatnie, stojąc naprzeciw Muzyka.
Ten wybałuszył na nią oczy, nie wierząc temu, co widzi. Chłopak wstał, nie zwracając uwagi na protesty ze strony fryzjerki. Podszedł do zdziwionej blondynki i chwycił ją za ramiona. Zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów, nawet nie próbując patrzeć inaczej, niż swoimi wielkimi oczyma. Chłopak nadal nie mógł uwierzyć w to, że to właśnie ona. Słodka, bezbronna blondyneczka, za którą jego starszy brat usychał z tęsknoty. Dziewczyna, o której nasłuchał się wielu zadziwiających historii.
- Nie wierzę, naprawdę – wydukał, po czym wciągnął ze świstem powietrze. Oklapł na fotel, poddając się sprawnym dłoniom Camilli. – Mam rozumieć, bym nie mówił mu nic?
Blondynka skinęła głową, po czym złapała za telefon. Wyświetlił jej się numer Billa, przez co spiorunowała go wzrokiem. Posłał jej niewinny uśmiech, który tak bardzo lubiła oglądać jeszcze kilka lat wcześniej. A była święcie przekonana, że tamten Bill zniknął, przytłoczony przez presję mediów i ludzi, na których utrzymanie po części pracował. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie czuła się samotna. Ktoś znał jej historię. Wiedział, kim jest i nie osądzał jej o całe zło świata. Miała wrażenie, że ogarnia ją poczucie szczęścia i ulgi. Po raz kolejny w Los Angeles.
Pożegnała się z Billem szerokim uśmiechem i lekkim uściskiem. Spanikowana, gdy po raz kolejny tego dnia ujrzała Range Rovera, uciekła na zaplecze. Po chwili dołączyła do niej Camilla, która mimiką swojej twarzy oczekiwała wyjaśnień co do zaistniałej sytuacji.
- Wszystko ci wytłumaczę, ale nie tutaj, dobrze? Możemy iść po pracy do jakiejś knajpki albo baru na drinka – zaproponowała Oliwia, patrząc ze strachem na koleżankę. Musiała mieć czas by wszystko przemyśleć. Zastanawiała się intensywnie, czy opowiedzieć wszystko od deski do deski czy darować sobie poszczególne wątki.

***

3 kwietnia

Wokalista obudził się rano z nieziemsko mocnym bólem głowy. Przez ostatnie dwa dni nie robił nic, poza zapijaniem etycznego problemu, jaki narodził się w jego umyśle zaraz po tym, gdy spotkał przyjaciółkę brata. Był bardzo rozdarty pomiędzy złożoną Oliwii obietnicą a uczciwością względem Toma.
Musiał coś wymyślić, tego był najbardziej pewny. Coś, co mogłoby uszczęśliwić ich oboje. Mógł zrobić coś spektakularnego i niespodziewanego, jak zorganizowanie koncertu i zaproszenie ją na niego, by pojawiła się w trakcie show. Jednak, ten pomysł odpadał – ostatnie opublikowane piosenki Tokio Hotel sięgały roku 2009, to nie byłby dobry chwyt reklamowy. Zrobiłby się zły szum wokół zespołu, a na to na pewno nie mógł sobie pozwolić.
Zostało tylko jedno. Po cichu, na spokojnie i najlepiej, pozbywając się ludzi, osób trzecich, wścibskich paparazzi i  zagorzałych fanów czyhających za rogiem. Spojrzał na zegarek. 10:47, czwartek. Wiedział, że Oliwia, z którą musiał się skontaktować właśnie pracuje, więc zadecydował, że po prostu poczeka z telefonem dopóki dziewczyna nie opuści salonu piękności.
Zszedłwszy na dół, natknął się na Toma, który gorączkowo przeszukiwał górne szafki w kuchni. Robił przy tym wiele hałasu i bałaganu.
- Co ci się dzieje, stary? – Bill usiadł na stołku przy wysokim barku po czym oparł brodę na dłoniach. Przypatrywał się bratu z niemałym zaciekawieniem, obserwując każdy jego ruch. Gitarzysta bez ustanku przekopywał każdą szafkę i półkę, jakby szukał diamentów w ścianie.
- Nie ma papierosów w domu, nie ma papierosów, tak bardzo muszę zapalić. Bill, nie wytrzymam. Muszę fajki. Masz chociaż jednego? – odwrócił się w stronę zdezorientowanego blondyna, czując jak napada go fala strachu i paniki. Starszy z bliźniaków jeszcze nigdy nie był tak zdesperowany z powodu braku papierosów w zasięgu ręki. Czuł pilną potrzebę zapalenia papierosa. Choćby po to, by uspokoić się i móc logicznie pomyśleć. Spojrzał na Wokalistę z błagalną miną. Bill czym prędzej popędził do swojej sypialni, by po chwili wrócić z nieodpakowaną paczką żółtych Cameli. Wcisnął je w trzęsące się dłonie brata a moment później poczuł gryzący i znajomy zapach dymu tytoniowego.
- Oliwia. Śniła mi się. Pierwszy raz w życiu. Bill, nie mogę, muszę ją odnaleźć.
Rozpłakał się. Tom płakał, całkowicie zrozpaczony i bezsilny. Nie wiedział co ma począć. FBI? CIA? Może powinien jeszcze zawiadomić Interpol i wszelkie agencje pozarządowe, które trudniły się  poszukiwaniem zaginionych ludzi? Tęsknił za nią. Brakowało mu jej doradzania, pomocy, bezinteresowności i swobody, z jaką umieli się porozumiewać. Samej obecności w świadomości, gdzieś obok.
Brat nie mógł patrzeć już na niego. Czuł ten ból, tak silnie emanujący ze strony Toma.
- Wszystko będzie dobrze, znajdziemy ją – uśmiechnął się pokrzepiająco do Gitarzysty, wyciągając komórkę.

***

Musimy się spotkać, Tom niedługo się wykończy psychicznie.

Poczuła piekące pod powiekami łzy.

Nadeszła więc pora na tony wyjaśnień.

- Boję się…





Życzę wszystkim wesołych i spokojnych, pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia!