16
maja 2014
Po
wydarzeniach sprzed kilku dni nadal została niemiła poświata zawiści i
obrzydzenia, jaką roztaczała wokół siebie matka bliźniaków. Kobieta rządziła
domem tak, jakby należał do niej, a każdy, kto w nim mieszkał był obłąkanym
pięcioletnim dzieckiem. Każdemu wydawała polecenia, rozkazy, nakazy, zakazy,
chcąc przyporządkować sobie wszystkich wokół.
Kiedy
Oliwia spokojnie obierała ziemniaki, by kolejno zrobić z nich frytki, obok
pojawił się Bill z pocieszającą miną.
-
Mama odjeżdża za dwa dni – uśmiechnął się, również wywołując miłe zaskoczenie
na twarzy blondynki. Dziewczyna objęła go w pasie i podziękowała za dobre
wieści. Kończąc razem tę domową czynność, której oboje równie mocno
nienawidzili, rozmawiali o nowinkach muzycznych, które udało im się przechwycić
w Internecie lub telewizji.
W
porze obiadu prawie wszyscy milczeli. Czwórka potężnych chłopaków, jak i
usadowiona między nimi mała blondynka o inteligentnie wielkich niebieskich
oczach ukradkiem spoglądali tylko na zegarek, marząc, aby ten dzień, jak i
kolejny minął na tyle szybko, by Simone jak najprędzej wyniosła się z domu.
-
Przepraszam – mruknął Wokalista, odchodząc od stołu. Trzymając ogromny telefon
w dłoni pobiegł na górę.
Wszyscy
spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, zastanawiając się, czy powiedzieć Simone
prawdę.
-
Ach te kobiety – zaczęła Oliwia, niechlujnie machając ręką. – Zawsze wybierają
najgorszy moment.
Na
te słowa Basista zakrztusił się kawałkiem sałaty. Spojrzał na Gustava licząc,
że ten mu pomoże, jednak gruby blondyn nie raczył zareagować we właściwy
sposób. Zaczął się śmiać, zagłuszając Georga, który z każdą chwilą robił się
coraz bardziej siny. Tom uderzył kilkakrotnie jego umięśnione plecy, dzięki
czemu Listing poczuł się lepiej.
-
Co tam u Camilli? – zagadnął Gitarzysta, kiedy jego brat wrócił do stołu.
-
Nie najlepiej – mruknął, jakby chciał uciąć już ten temat. Oliwia dobrze go
zrozumiała, kopiąc starszego z bliźniaków w kostkę. Ten tylko spojrzał na nią
krzywo, nie do końca wiedząc, co się dzieje.
Simone
darowała sobie kazanie, widząc jak negatywnie wszyscy są do niej nastawieni.
Zaczynała rozumieć czemu.
-
Chłopcy – zwróciła się do synów. – Który z was mnie odwiezie na lotnisko?
Powinnam wrócić wcześniej, żeby zdążyć spotkać się z Gordonem zanim wyjedzie w
trasę.
Wszyscy
spojrzeli na matkę bliźniaków jak na kosmitkę, nie wiedząc co powiedzieć.
-
Jasne, spakuj się i daj znać kiedy jedziemy – powiedział Tom, widząc strapioną
minę brata.
18
maja 2014
Były
godziny późnowieczorne, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zaprosiła przybysza
do siebie, cicho licząc, że zobaczy Toma. I zobaczyła. Prawie. W progu stanął
Bill z winem i chipsami. Od kilku dni chodził taki strapiony, że nastolatka
zaczęła się o niego poważnie martwić.
-
Możesz poświęcić mi trochę czasu? Mam spory problem, a z Tomem na razie nie
chcę o tym gadać, potrzebuję kobiecej rady – wyrzucił szybko, zamykając drzwi.
Była
zdziwiona tym wyznaniem, jednak nie miała serca, by odmówić chłopakowi rozmowy.
Przecież każdy zasługuje na trochę uwagi, zrozumienia i pomocy.
Pokrzepiająco
poklepała miejsce na łóżku, po czym usadowiła się po turecku na zmiętej
kołdrze.
-
Więc co się stało?
-
Będę ojcem – wydukał słabo, czując jak kręci mu się w głowie. Zabrzmiały…
dziwnie, kiedy pierwszy raz wypowiedział je inaczej, niż w swojej głowie.
Blondynka
wybałuszyła oczy, będąc równie przerażoną, co Wokalista. Wiedziała doskonale,
kto nosi jego dziecko i gdy przemyślała całe zajście, uspokoiła się nieco.
Delikatnie
ułożyła dłoń na rozdygotanym ramieniu chłopaka i uśmiechnęła się szeroko.
-
Bill – zwróciła się do niego, nie spuszczając jego twarzy z oczu. – Masz
dwadzieścia pięć lat. Uważasz, że to koniec świata?
-
No nie…
-
Przecież ją kochasz, prawda? – skinął powoli głową na to pytanie, uśmiechając
się lekko. – Więc uważam, że dziecko w twoim wieku to nie tragedia, a coś
normalnego. A że to wypadek przy pracy… co z tego? Trzy czwarte dzieci rodzi
się z przypadku, bo w naszych czasach już mało kto planuje potomstwo z
rozmysłem. Zamiast się martwić, po prostu zrób coś z tym. Przecież jesteś
dorosłym facetem, czułym, opiekuńczym, dobrym… taki ojciec to skarb, sama nigdy
takiego nie miałam. Chyba nie chcesz, by twoje dziecko wychowywało się tylko z
jednym rodzicem, prawda? Weź sprawy w swoje ręce. Na początku… powiedz
chłopakom. Mają prawo wiedzieć, Tom w szczególności. Później zajmij się
Camillą, myślę, że doskonale wiesz, co mam na myśli.
Słysząc,
że dziewczyna nie ma pretensji o to, że zniszczył życie jej kumpeli, ucieszył
się. Miał nadzieję, że nastolatka nie potraktuje go jak podrzędnego dziecioroba
i nie mylił się.
-
Wino chyba bardziej tobie będzie potrzebne – zaśmiała się, wciskając chłopakowi
butelkę w rękę. – Idziemy spać, Bill. Jutro przed tobą ciężki dzień, a ja
skrzętnie dopilnuję, czy aby na pewno wywiążesz się z postanowień, jasne?
Kaulitz
skinął ochoczo głową, po czym obdarował Oliwię soczystym buziakiem w czoło.
Kiedy
chciał już wyjść z pokoju, by móc spokojnie porozmawiać z Oliwią, usłyszał, jak
drzwi od jej pokoju otwierają się ze zgrzytem, po czym usłyszał głos własnego
brata.
-
Oczywiście, obiecuję! Tom to wiedział, kogo znaleźć. Dzięki raz jeszcze! – po
czym zaśmiał się, idąc w swoją stronę.
Gitarzysta
nie wytrzymał, i kiedy tylko drzwi od sypialni brata zamknęły się cicho,
skierował się od razu do pokoju Oliwii.
Zza
drzwi słychać było jedynie dźwięki Tryin’ not to love you od Nickelback, i
cichy śpiew dziewczyny. Nieśmiało zapukał w drewniane drzwi, które po chwili
uchyliły się. Przed nim stała blondynka z niedbałym kokiem w wielkiej koszulce
Ramones. Posłała mu swój delikatnie zawstydzony uśmiech, po czym odsunęła się
nieznacznie, dając tym znak, by chłopak wszedł do środka.
-
Stało się coś? – zapytała, śmiejąc się cicho. Tom popatrzył na nią
zdezorientowany.
-
Chciałem porozmawiać – powiedział, nie do końca widząc w tym sens.
Kiedy
pytała go, o czym dokładnie, on po prostu patrzył w punkt gdzieś poza nią, jakby
zahipnotyzowany.
-
Tom, mówię do ciebie – upomniała go, lekko zirytowana tym, że chłopak w ogóle
nie zwraca na nią uwagi.
-
Nic, nic. Ubierz się wygodnie i widzimy się za dziesięć minut w salonie.
Zabieram cię… na przejażdżkę – uśmiechnął się, cmoknął dziewczynę w czoło i
wyszedł bez słowa, jedynie z uśmiechem od ucha do ucha, który malował mu się na
beztroskiej twarzy.
Dźwięk
silnika motocykla zagłuszał jej myśli. Było kilka minut po północy, a oni
zmierzali w nieznanym kierunku. No, przynajmniej Oliwia nie wiedziała w jakim
miejscu wyląduje. Tom za to zdawał się być skupiony na drodze, zdecydowany i z
pewnością zbyt pewny siebie, co objawiało się niebywale szybką jazdą i
brawurowymi popisami na i tak opustoszałej już drodze.
Nastolatka,
niczym mały miś koala, dzielnie trzymała się jego brzucha i ud w obawie, że
jeden fałszywy ruch sprawi, że oboje wylądują na twardej i szorstkiej
powierzchni asfaltu.
Kiedy
wydawało się jej, że opuszczają miasto, na horyzoncie pojawiła się mała, dość
mocno oświetlona knajpa, która wydawała się świecić pustkami. Zatrzymali się powoli,
a dziewczyna zeskoczyła ze skórzanego siedzenia. Zdjęła szybko masywny kask i
poszła śladami Gitarzysty.
Wprowadził
ją do środka i odszedł w stronę baru, rzucając przez ramię, by zajęła
najwygodniejszy dla niej stolik. Posłusznie wykonała polecenie, bacznie
przyglądając się wnętrzu. Gdy tak zastanawiała się, po co Tom ją przywiózł w
takie miejsce o takiej porze, on nagle zjawił się znikąd, siadając naprzeciwko.
-
To tylko przystanek – uśmiechnął się, wybudzając blondynkę z transu. Ta
spojrzała na niego ze zdziwieniem, jednak nic nie powiedziała. – Zamówiłem
spaghetti, mam nadzieję, że będzie ci smakować.
-
Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała, jak gdyby nigdy nic.
-
Chciałem pokazać ci Hollywood. A przy okazji spędzić z tobą trochę czasu –
rzekł, wprawiając dziewczynę w osłupienie. – Chyba mam prawo, skoro się
przyjaźnimy.
Oliwia
skinęła powoli głową, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni.
Trochę
ją to zastanawiało. Tom zachowywał się dziwnie, tego była pewna. Czuła, że jest
spięty, jakby miało się coś stać. Nie rozumiała tylko co. Sztuczne podtrzymanie
rozmowy, jakby tylko z grzeczności.
-
Najadłaś się? – zapytał, kiedy dziewczyna wkładała do ust widelec z nawiniętym
na niego makaronem. Gryząc ostatki porcji, skinęła głową z uśmiechem. Chłopak
wstał i podał jej swoją dłoń. – Chodź, jedziemy dalej.
Mimo
dziwnego przeświadczenia, że to nie koniec wrażeń, chwyciła jego zgrabne palce
i wspólnie udali się na zewnątrz. Ponownie zasiadła na skórzanym siedzeniu
motocykla, czekając na rozwój sytuacji.
Zjechali
na jeszcze bardziej odludnioną drogę, która, jak jej się wydawało, ciągnęła się
w górę. Zakręty były na tyle strome, by wywołać w Oliwii lęk, którego nie mogła
się pozbyć nawet świadomością, że wtula się w Toma, przy którym nie mogła stać
się jej krzywda. Z zaciśniętymi powiekami czekała na ciszę informującą ją o
tym, że silnik zgasł, a oni są już na miejscu, cali i zdrowi.
Nie
musiała czekać długo na zbawiennie głuche odgłosy odrywania dłoni od
kierownicy. Kiedy uchyliła powieki, uderzyła w nią ciemność będąca kolejnym
powodem do strachu.
-
Tom? – zapytała niepewnie. – Gdzie jesteśmy?
Panikowanie
było w stylu Oliwii. Doskonale to wiedział. Udawała twardą, chcąc ukryć swoją
wrażliwość. Zaśmiał się cicho i złapał dziewczynę w pasie. Do jego uszu dotarł
pisk nastolatki. Gdy postawił ją na ziemi, bez wahania pociągnął ją w znanym mu
kierunku.
Nie
zadawała już żadnych pytań. Po prostu szybciutko dreptała za jego stopami,
starając się nie potknąć czy przewrócić. Kiedy dotarli na miejsce, oczom
dziewczyny ukazała się panorama miasta rozciągająca się w dole.
Tom
wskazał spore oświetlone obiekty w dole, ustawione na zboczu góry.
-
Jesteśmy na wzgórzu Hollywood – uśmiechnął się do niej, ściskając mocniej jej
wątłą dłoń.
-
I po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała z przekąsem, spoglądając na ekran
telefonu, który ledwo trzymała. – O drugiej dwadzieścia, gdzie jest mi tutaj
cholernie zimno?
-
Bo cię kocham? – zapytał, lekko rozczarowany reakcją dziewczyny. – Kocham,
rozumiesz? I nie zmienię tego. Chciałaś, bym się o ciebie postarał. Więc
wiedziałem, że to będzie idealne miejsce. Sądziłem, że jako moja fanka będziesz
chciała znać tajemnicę mojego azylu. Oto on. To tutaj się ukrywam, kiedy
wszystko jest nie tak. Tylko to miejsce mogę nazwać moim. Ale najwyraźniej…
ciebie nic nie interesuje.
-
Milcz – warknęła, nie mogąc go już słuchać. – Nie patrz na mnie jak na fankę.
Mam tego dość. Nie uważam cię już jako idola, powinieneś był to wiedzieć.
-
Zamiast się kłócić mogłabyś powiedzieć, że po prostu mnie kochasz? Tak będzie o
wiele prościej i wreszcie bez wyrzutów sumienia będę mógł cię pocałować, do
jasnej cholery! – krzyknął, już nie wiedząc jak ma zareagować.