czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 12: Milcz

16 maja 2014

Po wydarzeniach sprzed kilku dni nadal została niemiła poświata zawiści i obrzydzenia, jaką roztaczała wokół siebie matka bliźniaków. Kobieta rządziła domem tak, jakby należał do niej, a każdy, kto w nim mieszkał był obłąkanym pięcioletnim dzieckiem. Każdemu wydawała polecenia, rozkazy, nakazy, zakazy, chcąc przyporządkować sobie wszystkich wokół.
Kiedy Oliwia spokojnie obierała ziemniaki, by kolejno zrobić z nich frytki, obok pojawił się Bill z pocieszającą miną.
- Mama odjeżdża za dwa dni – uśmiechnął się, również wywołując miłe zaskoczenie na twarzy blondynki. Dziewczyna objęła go w pasie i podziękowała za dobre wieści. Kończąc razem tę domową czynność, której oboje równie mocno nienawidzili, rozmawiali o nowinkach muzycznych, które udało im się przechwycić w Internecie lub telewizji.
W porze obiadu prawie wszyscy milczeli. Czwórka potężnych chłopaków, jak i usadowiona między nimi mała blondynka o inteligentnie wielkich niebieskich oczach ukradkiem spoglądali tylko na zegarek, marząc, aby ten dzień, jak i kolejny minął na tyle szybko, by Simone jak najprędzej wyniosła się z domu.
- Przepraszam – mruknął Wokalista, odchodząc od stołu. Trzymając ogromny telefon w dłoni pobiegł na górę.
Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, zastanawiając się, czy powiedzieć Simone prawdę.
- Ach te kobiety – zaczęła Oliwia, niechlujnie machając ręką. – Zawsze wybierają najgorszy moment.
Na te słowa Basista zakrztusił się kawałkiem sałaty. Spojrzał na Gustava licząc, że ten mu pomoże, jednak gruby blondyn nie raczył zareagować we właściwy sposób. Zaczął się śmiać, zagłuszając Georga, który z każdą chwilą robił się coraz bardziej siny. Tom uderzył kilkakrotnie jego umięśnione plecy, dzięki czemu Listing poczuł się lepiej.
- Co tam u Camilli? – zagadnął Gitarzysta, kiedy jego brat wrócił do stołu.
- Nie najlepiej – mruknął, jakby chciał uciąć już ten temat. Oliwia dobrze go zrozumiała, kopiąc starszego z bliźniaków w kostkę. Ten tylko spojrzał na nią krzywo, nie do końca wiedząc, co się dzieje.
Simone darowała sobie kazanie, widząc jak negatywnie wszyscy są do niej nastawieni. Zaczynała rozumieć czemu.
- Chłopcy – zwróciła się do synów. – Który z was mnie odwiezie na lotnisko? Powinnam wrócić wcześniej, żeby zdążyć spotkać się z Gordonem zanim wyjedzie w trasę.
Wszyscy spojrzeli na matkę bliźniaków jak na kosmitkę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Jasne, spakuj się i daj znać kiedy jedziemy – powiedział Tom, widząc strapioną minę brata.

18 maja 2014

Były godziny późnowieczorne, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zaprosiła przybysza do siebie, cicho licząc, że zobaczy Toma. I zobaczyła. Prawie. W progu stanął Bill z winem i chipsami. Od kilku dni chodził taki strapiony, że nastolatka zaczęła się o niego poważnie martwić.
- Możesz poświęcić mi trochę czasu? Mam spory problem, a z Tomem na razie nie chcę o tym gadać, potrzebuję kobiecej rady – wyrzucił szybko, zamykając drzwi.
Była zdziwiona tym wyznaniem, jednak nie miała serca, by odmówić chłopakowi rozmowy. Przecież każdy zasługuje na trochę uwagi, zrozumienia i pomocy.
Pokrzepiająco poklepała miejsce na łóżku, po czym usadowiła się po turecku na zmiętej kołdrze.
- Więc co się stało?
- Będę ojcem – wydukał słabo, czując jak kręci mu się w głowie. Zabrzmiały… dziwnie, kiedy pierwszy raz wypowiedział je inaczej, niż w swojej głowie.
Blondynka wybałuszyła oczy, będąc równie przerażoną, co Wokalista. Wiedziała doskonale, kto nosi jego dziecko i gdy przemyślała całe zajście, uspokoiła się nieco.
Delikatnie ułożyła dłoń na rozdygotanym ramieniu chłopaka i uśmiechnęła się szeroko.
- Bill – zwróciła się do niego, nie spuszczając jego twarzy z oczu. – Masz dwadzieścia pięć lat. Uważasz, że to koniec świata?
- No nie…
- Przecież ją kochasz, prawda? – skinął powoli głową na to pytanie, uśmiechając się lekko. – Więc uważam, że dziecko w twoim wieku to nie tragedia, a coś normalnego. A że to wypadek przy pracy… co z tego? Trzy czwarte dzieci rodzi się z przypadku, bo w naszych czasach już mało kto planuje potomstwo z rozmysłem. Zamiast się martwić, po prostu zrób coś z tym. Przecież jesteś dorosłym facetem, czułym, opiekuńczym, dobrym… taki ojciec to skarb, sama nigdy takiego nie miałam. Chyba nie chcesz, by twoje dziecko wychowywało się tylko z jednym rodzicem, prawda? Weź sprawy w swoje ręce. Na początku… powiedz chłopakom. Mają prawo wiedzieć, Tom w szczególności. Później zajmij się Camillą, myślę, że doskonale wiesz, co mam na myśli.
Słysząc, że dziewczyna nie ma pretensji o to, że zniszczył życie jej kumpeli, ucieszył się. Miał nadzieję, że nastolatka nie potraktuje go jak podrzędnego dziecioroba i nie mylił się.
- Wino chyba bardziej tobie będzie potrzebne – zaśmiała się, wciskając chłopakowi butelkę w rękę. – Idziemy spać, Bill. Jutro przed tobą ciężki dzień, a ja skrzętnie dopilnuję, czy aby na pewno wywiążesz się z postanowień, jasne?
Kaulitz skinął ochoczo głową, po czym obdarował Oliwię soczystym buziakiem w czoło.

Kiedy chciał już wyjść z pokoju, by móc spokojnie porozmawiać z Oliwią, usłyszał, jak drzwi od jej pokoju otwierają się ze zgrzytem, po czym usłyszał głos własnego brata.
- Oczywiście, obiecuję! Tom to wiedział, kogo znaleźć. Dzięki raz jeszcze! – po czym zaśmiał się, idąc w swoją stronę.
Gitarzysta nie wytrzymał, i kiedy tylko drzwi od sypialni brata zamknęły się cicho, skierował się od razu do pokoju Oliwii.
Zza drzwi słychać było jedynie dźwięki Tryin’ not to love you od Nickelback, i cichy śpiew dziewczyny. Nieśmiało zapukał w drewniane drzwi, które po chwili uchyliły się. Przed nim stała blondynka z niedbałym kokiem w wielkiej koszulce Ramones. Posłała mu swój delikatnie zawstydzony uśmiech, po czym odsunęła się nieznacznie, dając tym znak, by chłopak wszedł do środka.
- Stało się coś? – zapytała, śmiejąc się cicho. Tom popatrzył na nią zdezorientowany.
- Chciałem porozmawiać – powiedział, nie do końca widząc w tym sens.
Kiedy pytała go, o czym dokładnie, on po prostu patrzył w punkt gdzieś poza nią, jakby zahipnotyzowany.
- Tom, mówię do ciebie – upomniała go, lekko zirytowana tym, że chłopak w ogóle nie zwraca na nią uwagi.
- Nic, nic. Ubierz się wygodnie i widzimy się za dziesięć minut w salonie. Zabieram cię… na przejażdżkę – uśmiechnął się, cmoknął dziewczynę w czoło i wyszedł bez słowa, jedynie z uśmiechem od ucha do ucha, który malował mu się na beztroskiej twarzy.
Dźwięk silnika motocykla zagłuszał jej myśli. Było kilka minut po północy, a oni zmierzali w nieznanym kierunku. No, przynajmniej Oliwia nie wiedziała w jakim miejscu wyląduje. Tom za to zdawał się być skupiony na drodze, zdecydowany i z pewnością zbyt pewny siebie, co objawiało się niebywale szybką jazdą i brawurowymi popisami na i tak opustoszałej już drodze.
Nastolatka, niczym mały miś koala, dzielnie trzymała się jego brzucha i ud w obawie, że jeden fałszywy ruch sprawi, że oboje wylądują na twardej i szorstkiej powierzchni asfaltu.
Kiedy wydawało się jej, że opuszczają miasto, na horyzoncie pojawiła się mała, dość mocno oświetlona knajpa, która wydawała się świecić pustkami. Zatrzymali się powoli, a dziewczyna zeskoczyła ze skórzanego siedzenia. Zdjęła szybko masywny kask i poszła śladami Gitarzysty.
Wprowadził ją do środka i odszedł w stronę baru, rzucając przez ramię, by zajęła najwygodniejszy dla niej stolik. Posłusznie wykonała polecenie, bacznie przyglądając się wnętrzu. Gdy tak zastanawiała się, po co Tom ją przywiózł w takie miejsce o takiej porze, on nagle zjawił się znikąd, siadając naprzeciwko.
- To tylko przystanek – uśmiechnął się, wybudzając blondynkę z transu. Ta spojrzała na niego ze zdziwieniem, jednak nic nie powiedziała. – Zamówiłem spaghetti, mam nadzieję, że będzie ci smakować.
- Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała, jak gdyby nigdy nic.
- Chciałem pokazać ci Hollywood. A przy okazji spędzić z tobą trochę czasu – rzekł, wprawiając dziewczynę w osłupienie. – Chyba mam prawo, skoro się przyjaźnimy.
Oliwia skinęła powoli głową, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni.
Trochę ją to zastanawiało. Tom zachowywał się dziwnie, tego była pewna. Czuła, że jest spięty, jakby miało się coś stać. Nie rozumiała tylko co. Sztuczne podtrzymanie rozmowy, jakby tylko z grzeczności.
- Najadłaś się? – zapytał, kiedy dziewczyna wkładała do ust widelec z nawiniętym na niego makaronem. Gryząc ostatki porcji, skinęła głową z uśmiechem. Chłopak wstał i podał jej swoją dłoń. – Chodź, jedziemy dalej.
Mimo dziwnego przeświadczenia, że to nie koniec wrażeń, chwyciła jego zgrabne palce i wspólnie udali się na zewnątrz. Ponownie zasiadła na skórzanym siedzeniu motocykla, czekając na rozwój sytuacji.
Zjechali na jeszcze bardziej odludnioną drogę, która, jak jej się wydawało, ciągnęła się w górę. Zakręty były na tyle strome, by wywołać w Oliwii lęk, którego nie mogła się pozbyć nawet świadomością, że wtula się w Toma, przy którym nie mogła stać się jej krzywda. Z zaciśniętymi powiekami czekała na ciszę informującą ją o tym, że silnik zgasł, a oni są już na miejscu, cali i zdrowi.
Nie musiała czekać długo na zbawiennie głuche odgłosy odrywania dłoni od kierownicy. Kiedy uchyliła powieki, uderzyła w nią ciemność będąca kolejnym powodem do strachu.
- Tom? – zapytała niepewnie. – Gdzie jesteśmy?
Panikowanie było w stylu Oliwii. Doskonale to wiedział. Udawała twardą, chcąc ukryć swoją wrażliwość. Zaśmiał się cicho i złapał dziewczynę w pasie. Do jego uszu dotarł pisk nastolatki. Gdy postawił ją na ziemi, bez wahania pociągnął ją w znanym mu kierunku.
Nie zadawała już żadnych pytań. Po prostu szybciutko dreptała za jego stopami, starając się nie potknąć czy przewrócić. Kiedy dotarli na miejsce, oczom dziewczyny ukazała się panorama miasta rozciągająca się w dole.
Tom wskazał spore oświetlone obiekty w dole, ustawione na zboczu góry.
- Jesteśmy na wzgórzu Hollywood – uśmiechnął się do niej, ściskając mocniej jej wątłą dłoń.
- I po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała z przekąsem, spoglądając na ekran telefonu, który ledwo trzymała. – O drugiej dwadzieścia, gdzie jest mi tutaj cholernie zimno?
- Bo cię kocham? – zapytał, lekko rozczarowany reakcją dziewczyny. – Kocham, rozumiesz? I nie zmienię tego. Chciałaś, bym się o ciebie postarał. Więc wiedziałem, że to będzie idealne miejsce. Sądziłem, że jako moja fanka będziesz chciała znać tajemnicę mojego azylu. Oto on. To tutaj się ukrywam, kiedy wszystko jest nie tak. Tylko to miejsce mogę nazwać moim. Ale najwyraźniej… ciebie nic nie interesuje.
- Milcz – warknęła, nie mogąc go już słuchać. – Nie patrz na mnie jak na fankę. Mam tego dość. Nie uważam cię już jako idola, powinieneś był to wiedzieć.

- Zamiast się kłócić mogłabyś powiedzieć, że po prostu mnie kochasz? Tak będzie o wiele prościej i wreszcie bez wyrzutów sumienia będę mógł cię pocałować, do jasnej cholery! – krzyknął, już nie wiedząc jak ma zareagować.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 11: Wojowniczka

1 maja 2014

Pięć osób siedziało w ciszy przy jednym stole.
Nabzdyczony Bill, obrażony na cały Świat za to, że nie mógł zostać na noc poza domem.
Osowiały Tom, którego wciąż nękała Ria, nieznośnymi telefonami do tego stopnia, że rozważał wybicie wszystkich szyb w jej mieszkaniu.
Zniesmaczony Gustav, który wciąż nie mógł wymazać z pamięci widoku nagiego Wokalisty, którego miał okazję ściągać z oszołomionej Camilli zaledwie kilka godzin wcześniej.
Georg, który miał mętlik w głowie, wciąż patrząc na wystraszoną twarz jego nowej przyjaciółki siedzącej między Perkusistą a starszym z bliźniaków.
Oliwia nie patrzyła na nikogo. Jej nieobecny wzrok był ślepo utkwiony w jajecznicy ze szczypiorkiem, która już wystygła i nie przypominała niczego innego, jak tylko żółto-białą breję.
- Jesteście totalnie nie fair! – wrzasnął Bill, odsuwając od siebie owsiankę z jogurtem i mrożonymi malinami. Teatralnie, jak to miał w zwyczaju podczas ataków furii, wstał od stołu i odszedł w stronę schodów. – Matka przyjeżdża dopiero na obiad! Spokojnie mogłem wrócić na południe, a i tak…
Nie dane mu było dokończyć. Dramatyczne wywody w wykonaniu młodszego z braci przerwał donośny dzwonek do drzwi.
Pozostała czwórka wbiła swoje oczy w Wokalistę. Wszyscy wiedzieli o dwóch sprawach. Kto przyjechał, i kto był zmuszony otworzyć drzwi wejściowe. Urażony blondyn poprawił szybko bawełniane dresy i koszulkę, po czym pobrzękując okazałą ilością biżuterii poszedł do holu, by wpuścić do środka swoją matkę.
Kobieta wkroczyła do salonu, w którym była reszta domowników, pełna entuzjazmu na twarzy i wigoru emanującego z jej ciała. Zamarła w półkroku, widząc zmieszaną obcą jej osobę przy stole. Widziała ową blondynkę pierwszy raz w życiu i nie wiedziała, jak powinna zareagować.
W pewnej chwili dziewczyna wstała od stołu, by po chwili stanąć przed wysoką i szczupłą mamą braci Kaulitz.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się delikatnie, lekko ściskając dłoń zdziwionej kobiety, która nie do końca wiedziała, co się dzieje. – Umm… jestem – spojrzała przelotnie na Toma, który podpierał twarz na opartych o stół rękach. Skinął szybko głową, uśmiechając się szeroko. – Przyjaciółką Toma, przez jakiś czas jeszcze jestem zmuszona tutaj mieszkać.
Kobieta uniosła z zaciekawieniem wzrok na syna, marszcząc brwi.
- No tak. Zaprzyjaźniliśmy się z Olly kilka tygodni wcześniej – zaczął powoli, nie wiedząc jak ubrać w słowa wszystko to, co się zdarzy. Jego mama potrafiła być bardzo nieprzewidywalna. – Przez pewne sprawy po prostu nie miała wyboru i… zamieszkała z nami.
- Zapewniam, że to tylko stan przejściowy, nie chcę siedzieć chłopakom zbyt długo na głowie – zaoponowała nastolatka, jednak Simone zbyła ją niedbałym skinieniem ręki. Niebieskooka skuliła się na krześle, a Basista posłał matce swoich przyjaciół morderczy wzrok.
- Oliwia, idź się zdrzemnij, nie spałaś zbyt dobrze ostatnio – rzekł szatyn, spoglądając na dziewczynę. Już chciała coś odpowiedzieć, kiedy Muzyk zareagował o wiele szybciej niż mogła się spodziewać. – Już, już! Ani słowa.
Nastolatka westchnęła, wstając podziękowała za posiłek i dziwnie zgarbiona, skierowała się na górę, w celu zakopania się w swojej sypialni. Już wiedziała, że matka Billa i Toma za nią nie przepada. Jakby zrobiła coś złego…

- Co ona tu robi!? – krzyknęła pani Kaulitz, kiedy nastolatka zniknęła na piętrze.
- Nie drzyj się – warknął Bill, znosząc talerze do kuchni. – To nasza przyjaciółka. Miała trudną sytuację w domu, więc zamieszkała u nas.
Wokalista nie chciał zdradzać zbyt wielu szczegółów, wiedząc, że to nie wpłynęłoby zbyt dobrze na relacje Oliwii z jego matką.
- To nasz dom, więc my decydujemy o tym, kto w nim mieszka. Mogłabyś się wykazać empatią i współczuciem, szczególnie, że jest dobrą dziewczyną, która zasługuje na dobre traktowanie za piekło, jakie zgotował jej ojciec, kiedy jeszcze mieszkała u siebie. My nie mamy zamiaru jej wyrzucać – powiedział Tom, nie zwracając uwagi na oburzenie matki, która aż gotowała się ze złości. – Jestem za stary na to, by słuchać czyichś kazań.
- Ona ma z szesnaście lat!
- Osiemnaście – wtrącił Gustav, zakładając rękawiczki. Po chwili zaczął zapakowywać zmywarkę.
Simone zrozumiała, że nie przegada czterech facetów, którzy stoją murem za tą dziewczyną.
Nie za bardzo podobało jej się to, że ktoś obcy wkroczył w prywatność jej synów. A oni na to się godzili, nie snując jakichkolwiek podejrzeń. Jednak… analizując zdarzenia od momentu, kiedy pojawiła się w domu, nastolatka nie wydawała się być choćby trochę podjerzana.
Zachowywała się wyjątkowo miło i cicho, jak na nastolatkę, która normalnie darłaby się w niebogłosy, robiła awantury i udawała, że pozjadała wszystkie rozumy. Bez słowa posłuchała Georga, kiedy kazał iść jej na górę, a każdy bronił ją jakby była ich siostrą. Może jednak mieli rację… nie zaufaliby komuś, kto byłby dziwakiem.

- Mam nadzieję, że nie przejęłaś się za bardzo moją matką – zaczął Tom, bez uprzedzenia wchodząc do pokoju Oliwii. Dziewczyna ociekała potem, ćwicząc bez przerwy. Przelotnie spojrzała na Muzyka, po czym razem z instruktorką wróciła do powolnych przeskoków z prawej na lewą nogę.
- Jednak nie lubię, kiedy ktoś osądza mnie z góry – wysapała, ocierając frotką na ręce pot z czoła. Była purpurowa na twarzy, a każdy kawałek ciała był pokryty ciężką, słoną cieczą, która pokazywała, ile dziewczyna wkładała sił i starań w to, co robiła. – Dość się nasłuchałam przytyków.
- Olly, nikt nie krytykuje tego, jak wyglądasz – zaczął delikatnie, doskonale wiedząc, jak bardzo starannie powinien dobierać słowa, zacząwszy ten jakże drażliwy temat. – Nie o to jej chodziło.
Kiedy dziewczyna stanęła naprzeciw niego, wiedział, że rozpętał wojnę. Zacisnął więc dłonie w pięści i czekał na wybuch.
- Nieważne, o co chodziło – zaczęła powoli, starając się zachować spokój. – Wiem, że nie jestem mile widzianym gościem w tym domu, skoro jest tutaj twoja matka. Założę się, że nawet słowem nie wspomniałeś o tym, jak wyglądało moje życie zanim tutaj trafiłam. Odnoszę wrażenie, że przyjaciółka Toma to złe określenie, zarezerwowane dla tych panien, które najpierw ci dawały, a później nie zdążyły wyjść zanim wstała Simone. Chyba jednak nie dałam ci, skoro nie pamiętam.
- Oliwia… - jęknął, opuszczając barki.
- Nie, nie Oliwia. Albo wytłumaczysz to wszystko sam, albo ja to zrobię – wycedziła, używając najlepszego ultimatum, jakie mogła tylko wymyślić. Kiedy Muzyk wciąż milczał, spojrzała na niego z pobłażaniem, po czym skierowała się do drzwi. – Sam tego chciałeś.
Popędziła w dół, gdzie znalazła panią Kaulitz* w salonie, siedząc z drugim synem i pozostałymi członkami zespołu na sofie. Gdy przykuła uwagę kobiety, ta tylko spojrzała na nią z odrazą i wróciła do rozmowy z Basistą, który choć bardzo się starał, nie umiał być miły.
- Dlaczego pani mnie tak traktuje? – zapytała blondynka, układając dłonie na swoich pulchnych boczkach. Simone ponownie utkwiła w niej swoje zdenerwowane spojrzenie, nie do końca wiedząc, jak zareagować. – Sądzi pani, że sypiam z Tomem? Albo, że przyjaźń to tania wymówka? Proszę nie być śmieszną. Nie wie pani dlaczego się tutaj znalazłam, ani jak, kiedy i gdzie poznałam pani starszego syna. Śmiem podejrzewać, że nic pani o nim nie wie. Że już nawet pani uwierzyła w tą durną łatkę łajdaka, który co chwilę rozgląda się za nową dziewczyną. Otóż nie. Pani syn uratował mi życie. Poznaliśmy się, nieważne jak i gdzie. Opowiedziałam mu, jak to byłam traktowana przez ojca. Jak ostatnią szmatę, prostytutkę i nic nie wartą kurwę, której tylko należałoby się pozbyć. Tom dał mi to, czego nigdy nie umieli zagwarantować mi moi rodzice. Dał mi miłość, akceptację, bezpieczeństwo i poczucie przynależności. Pokazał mi, co to prawdziwa rodzina, bo taką tworzy z chłopakami. Oni też zasługują na podziękowania, przyjmując mnie pod swoje skrzydła bez pytań, wymogów, litości i współczucia. Po prostu są, jakbym była częścią ich życia nie przez kilka miesięcy, ale lat. Więc mimo wszystko nie radziłabym nikogo oceniać z góry.
- Kim ty jesteś, by mówić mi, co mam robić?! – zagrzmiała kobieta, z oburzeniem wstając z kanapy. – Ty mała…
- Francowata kurwo? Kretynko? Idiotko? Bezczelna świnio? Jestem nikim, fakt. Ale kocham pani syna, czy się pani podoba to, czy nie. I będę go bronić, bo dał mi więcej ciepła i miłości niż wszyscy, którzy do tej pory stanęli na mojej drodze. Ja mogę odpuścić, zawsze tracę to, na czym mi zależy. Jednak wiem też, że i Tom coś do mnie czuje. Więc jeśli nie zrozumie pani mnie, to proszę zrozumieć jego. Moje życie, jak i pani po części, kręci się wokół Toma. To chyba jedyny aspekt, w którym w pełni możemy się zgodzić – załkała ostatni raz, po czym wyszła z domu. Nie zwracając uwagi na krzyki przyjaciół, trzasnęła drzwiami i poszła do parku w celu znalezienia jakiegokolwiek ustronnego miejsca.
Miała szczerze dość tej kobiety mimo, że znały się dopiero kilka godzin. Wiedziała, że może zbyt bezpośrednio zareagowała, ale nie wiedziała, co zrobić. Po prostu musiała uwolnić się od presji otoczenia, którą wywoływała matka bliźniaków.

Gitarzysta siedział w swojej sypialni, odpalając kolejnego papierosa. Dochodziła jedenasta w   nocy, a Oliwia jak zniknęła, tak wciąż jej nie było. Nie wzięła portfela, telefonu, kluczy, ani nawet nie powiedziała dokąd się wybiera.
Uzmysłowił sobie, że ta dziewczyna, jako pierwsza postawiła się jego matce w pełni dobrowolnie, choć może nie do końca świadoma konsekwencji. Miała jaja, jak to zwykł mawiać jego biologiczny ojciec. Uwielbiał ją za to. Za ten cięty język, bezpośredniość i naturalność, która biła z jej osobowości.
Bał się, że ją straci, że coś się stało. Miał ogromną ochotę zamknąć drzwi na klucz, wziąć szklaneczkę i butelkę z koniakiem, by w spokoju rozsiąść się na tarasie. Jednak nie tykał szkła. Obiecał sobie, że będzie trzeźwy do momentu, w którym dziewczyna nie wróci do domu. Musiał być świadomy, jeśli stałoby się cokolwiek.
Zamyślenie zostało zakłócone przez ciche pukanie, a po chwili drzwi uchyliły się nieznacznie. W progu stanęła przybita Oliwia, z zapuchniętymi oczami, nie do końca będąc pewną, co mogłaby w tej sytuacji powiedzieć. Jednak Muzyk uratował ją skineniem głowy w stronę łóżka.
- Nie rób tak więcej, miałem zamiar dzwonić na policję – wyznał, czując piasek pod powiekami.

Wróciła do domu, była bezpieczna. Wiedział, że teraz dopiero mógł stwierdzić, że jest spokojny.



* wiem, że Simone zmieniła nazwisko, ale byłam zbyt leniwa, by szukać U umlaut w klawiaturze worda.
Witam po przerwie, mam nadzieję, że ktoś zareaguje na ten post. Jeśli zobaczę choć jeden komentarz, wracam do stałego pisania.