Rozdział ten w pierwszej kolejności dedykuję mojej przyjaciółce, Ka., która dzielnie znosi mnie od lat i jako pierwsza (jak i o wielu moich pomysłach) dowiedziała się o tej historii. i która wspierała mnie od samego początku. Która wiele mnie nauczyła dzięki swojej twórczości. I dzięki której w dość krytycznych momentach nie rzuciłam tego w cholerę. Mam wobec Ciebie dług wdzięczności.
Dedykuję go również wszystkim, dzięki którym również zyskałam siłę, by pisać dalej. Wszystkim, którzy dali mi motywację i odwagę, by pisać. To dla mnie naprawdę ważne.
Koniec końców, zostawiam dedykację dla najważniejszej osoby w moim życiu (tak, jest ważniejsza, niż sam Tom. Ten czas wreszcie nadszedł). W podziękowaniu za miłość i wsparcie. To najważniejsze, co jest mi niezbędne do życia.
6 kwietnia 2014
Obudził ją szum deszczu, który monotonnie uderzał o parapet i okoliczne
dachy. Była godzina późno poranna, kilka minut przed dziesiątą. Chwyciła za
telefon i napisała esemesa do Wokalisty z adresem swojego hotelu. Mieli spotkać
się w południe.
Nie miała wyboru, wiedziała o tym od samego początku. Wiele wątpliwości
zanieczyściło jej umysł, wprowadzając chaos w myślach dziewczyny i sposobie w
jaki poruszała się po swoim prowizorycznym mieszkaniu. Nie mogła się na niczym
skupić – nadal miała w głowie obraz zrozpaczonego Toma, który prześladował ją
od czwartkowego popołudnia.
Poczuła, że jej samej brakuje Gitarzysty. Jego marudzenia, użalania się
nad sobą… ale również jego żartów, różnych opowieści i po prostu tego, że miała
go przy sobie. W taki, a nie inny sposób. Przecież trzeba się cieszyć z tego,
co się ma. Niektórzy nadal nie mają w życiu nic. Zatrzymawszy się w półkroku
przy drzwiach wyjściowych splunęła sobie w brodę. Nienawiść do samej siebie
ogarnęła ją w niesłychanie niespodziewanym momencie. Zostawiła na pastwę losu
osobę, której obiecała, że zawsze będzie obok i pomoże. Osobie, która zadała
sobie wiele trudu, by choć na chwilę ona mogła poczuć się szczęśliwa, spokojna
i zrozumiana. Osobie, której zawdzięczała o wiele więcej, niż komukolwiek
innemu. Zostawiła swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela tak wiernego,
jak pies swemu właścicielowi, który boi się porzucenia i samotności.
Ona zafundowała cierpienie Tomowi. Nie patrzyła nigdy na to z tej
strony. Cierpiał przez nią, niesłychanie mocno. Gdy zbiegała po schodach do
samochodu Wokalisty sama poczuła ten ból, tak bardzo fizyczny i unaoczniony,
jak nigdy. Była szczerze na siebie wściekła. Miliony myśli przebiegały przez
jej przez głowę. Z rozkojarzeniem wpadła do wnętrza słynnego Audi Q7 quattro. Za
kierownicą siedział skonsternowany Wokalista, patrząc w przestrzeń przed sobą.
Z samochodowego systemu surround wydobywały się dźwięki akustycznej wersji Humanoid. Muzyka płynęła cicho w tle, jakby wyłączając Billa z całego życia.
Wydawał się nieobecny, jakiś zbyt cichy i przygaszony.
- Bill, jedźmy – poprosiła, nerwowo zerkając na zegarek widoczny na
stacji dokującej z prawej strony kierownicy. Muzyk skinął głową i delikatnie
ruszył, by po chwili w dość chaotyczny sposób włączyć się do ruchu.
- Jak Tom?
Blondyn posłał w jej stronę jedynie zawiedzione, krótkie spojrzenie.
Nie musiała nic więcej wiedzieć. Znała Toma, a co za tym szło – również jego
brata. W końcu byli jak jedna dusza w dwóch ciałach. Znów poczuła się tak,
jakby sama poczuła tą pustkę i rozczarowanie, które wyczytała ze zmęczonych
źrenic chłopaka siedzącego po jej lewej stronie. Wjeżdżając na osiedle na
którym mieszkali, Oliwia zaczęła panikować. Wszystkie zdania, które składało
się na jedno przemówienie skierowane do Toma, uleciało jej z głowy. Nie miała
bladego pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć.
- Nie panikuj – usłyszała delikatny głos Wokalisty. – Wysiadamy.
Opuściła bezpiecznie ciepłe siedzenie samochodu, by stanąć przed
ogromnym, typowo amerykańskim domem. Fasada domu była kolista, obłożona
piaskowcem. Długi podjazd, na którym stały pozostałe samochody, w tym jej
ukochany czarny Cadillac Escalade i Audi R8 V8, należące do Toma.
Dwuskrzydłowe, na oko mahoniowe drzwi wydawały się zapraszać przybyszów do
środka.
Kiedy dotarło do niej, że zaledwie mur i być może piętro dzieli ją od
Toma, poczuła się dziwnie spokojna, nie mogąc się już doczekać spotkania z nim.
Potrzebowali tego. Potrzebowali konfrontacji, długiej rozmowy i wyjaśnień. Tego
była najbardziej pewna, przekraczając próg domu braci Kaulitz. Usiedli w
salonie, by jeszcze dać chwilę Oliwii na zastanowienie się.
- Jestem gotowa – stwierdziła, wstając ze skórzanej sofy. Bill poszedł
przed nią, prowadząc pod drzwi sypialni należącej do Toma.
Stanąwszy przed wejściem do pokoju, z którego było słychać odgłosy
piosenki Together, zrozumiała że nie ma już odwrotu. Wokalista odsunął ją lekko na bok,
po czym bezszelestnie nacisnął klamkę by chwilę później równie cicho dostać się
do środka. Dochodziły do niej stłumione głosy braci i po raz kolejny tego
samego dnia ujrzała sylwetkę młodszego z bliźniaków. Drzwi zostawił delikatnie
uchylone, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. Wiedziała, że chce jej tym
samym dodać otuchy przed tak ważnym spotkaniem.
Miała za zadanie stanąć twarzą w twarz z osobą, której była winna
wyjaśnienia, przeprosiny i błaganie o to, by nie odwracała się od niej. Gdy
cicho pukała w drzwi sypialni, aby po chwili przekroczyć jej próg, poczuła jak
wielki ciężar spada na jej barki. Łzy mimowolnie zaczęły spływać po
pucołowatych policzkach Oliwii, zaczerwieniając je w dość zaskakująco szybkim
tempie.
Atmosfera w pomieszczeniu nie była gęsta. Blondynka czuła się tak,
jakby stąpała po świeżo wylanym cemencie, grzęznąc w nim z każdym kolejnym
krokiem. Ogarnął ją strach. Bała się tego, co może usłyszeć z ust Muzyka.
Rozglądnąwszy się po pokoju, ujrzała Toma stojącego przodem do
otwartego na oścież skrzydła balkonowego. Palił papierosa, otulony szarym
gryzącym w gardło dymem tytoniowym. Oparty o stojące nieopodal krzesło,
najprawdopodobniej przyniesione z jadalni mieszczącej się na parterze, stał z
opuszczoną głową bez słowa.
Odwrócił się niespodziewanie z złowrogą miną namalowaną na twarzy.
Sądziła, że zacznie na nią krzyczeć, co najmniej wpadnie w szał. Oczy i mimika
złagodniały w ułamku sekundy. Miała wrażenie, że zarośnięty podbródek Muzyka
zaczął nerwowo drgać, kiedy przypatrywał się jej bez mrugnięcia okiem. A ona?
Płakała, oglądając dokładnie każdy zakamarek jego twarzy. Silne dłonie
poluźniły uścisk, nogi przeniosły korpus Toma w zasięg rąk Oliwii. Zaniosła się
dławiącym w gardle oddech szlochem w momencie, gdy poczuła zapach jego perfum.
Tęskniła za tym męskim aromatem świeżości, który zdążyła tak dobrze poznać i
zapamiętać. Woń roznosząca się wokół jej rozdygotanego ciała sprawiła, że
poczuła silne zawroty głowy. Kaulitz chwycił ją w swoje ramiona, przyciskając
do siebie jej ciało.
- Oliwia – wyszeptał ledwie słyszalnie, zanurzając nos we włosach
dziewczyny. Pod powiekami cisnęły mu się łzy, z którymi zaciekle walczył, nie
chcąc pozwolić uciec im z kana-lików łzowych. Jego dłonie spoczęły na żebrach
nastolatki, ściskając materiał jej koszuli. Blondynka zaś wtuliła policzek w
zagłębienie na klatce piersiowej Gitarzysty, wciąż bez opamiętania upajając się
jego zapachem. – Dlaczego? Co się stało?
Dziewczyna odsunęła się od Muzyka nieznacznie, spoglądając nieśmiało na
jego twarz. Przypomniał jej się widok Toma, za którym tak bardzo tęskniła.
Toma, który tak wiele zmienił w jej życiu, stawiając je na głowie samym sobą.
Nie widziała świata poza tym jednym chłopakiem, a właściwie już mężczyzną.
Miała mu wiele do powiedzenia, wiele do zawdzięczenia.
Myśli z hukiem odbijały się od jej czaszki, gniotąc i miażdżąc się
wzajemnie w zaskakująco szybkim tempie. Rozważała na szybko wszystkie możliwe
fakty, którymi mogła się z nim podzielić. Sama nie do końca była pewna, co
wyznać, co zachować dla siebie. Chciała być z nim w stu procentach szczera, bo
prędzej czy później o wszystkim by się dowiedział. Stała przed trudnym wyborem,
który utrudniony był faktem, że to sam Tom Kaulitz.
- Nie powiem, że to tylko i wyłącznie twoja wina – zaczęła cicho, nie
wiedząc do końca jak ma ubrać słowa. – Bo wszystko zaczęło się od tego
cholernego pocałunku w hali. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś, komu zawdzięczasz
od dziecka najbardziej barwne marzenia i wiarę w to, że się spełnią po latach
staje twarzą w twarz z tobą i wiesz, że jest dla ciebie od tak? Nie chce
zapłaty, nie chce by go uwielbiano, nie chce pokrzyku, oklasków i skandowania
jego imienia. Stoi obok ciebie i jesteś pewien, że nic złego cię nie spotka.
Wiesz jakie to uczucie patrzeć w te ukochane oczy, tak bardzo hipnotyzujące i
magiczne, że nie umiesz się aż opamiętać? Nie wiesz. Ja tak właśnie mam patrząc
w twoje oczy. Nie są piwne, nie są brązowe. Mają kolor mlecznej czekolady.
Uwielbiam je, dają mi więcej, niż jakiekolwiek pieniądze. Nawet nie masz
pojęcia, kim dla mnie jesteś, Kaulitz.
- Wytłumacz mi więc – zdecydował, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.
Blondynka wzięła głęboki wdech, ostatecznie decydując się na wyjawienie
wszelkich tajemnic.
- I tak byś się dowiedział – stwierdziła, starając się zachować spokojny
ton głosu. – Ćpałeś, piłeś i wdawałeś się w liczne bójki, gdy byłeś młodszy. Jednak
to, przy tym, co przeżyłam, to pikuś; małe piwo. Kiedy miałam 13 lat, poznałam
chłopaka, który był łudząco do ciebie podobny. Szerokie ciuchy, czapki, gitara.
Tak bardzo mi się podobał, wiesz? Dostał moje nagie zdjęcia, to był mój błąd
życia. Wypłynęły do sieci, moi znajomi je dostali. Zostałam pośmiewiskiem całej
szkoły… próbowano mnie zabić. Szykanowano, zastraszano, nękano i wyśmiewano. Byłam,
jestem i najprawdopodobniej będę gruba. To też jest powód do drwin. Ciebie to
nigdy nie dotknęło, zawsze byłeś idealny. Więc nie wiem czy mnie zrozumiesz. Samookaleczenie
i myśli samobójcze były na porządku dziennym. Dzięki tobie, dzięki Tokio Hotel
nadal jestem tutaj, stoję przed tobą. Uratowaliście mnie, nigdy nikt nie zrobił
dla mnie tak wiele, jak wy. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Stoję tutaj
przed tobą, jestem trzeźwa i świadoma. I wiesz co? Kocham cię. Kocham nie jak
idola, już nie. Kocham cię jak idealnego mężczyznę, dzięki któremu czuję się
dobrze w moim ciele. Wiesz czemu uciekłam? Czemu milczałam? Bo się bałam! Bałam,
że będę zbyt nachalna, że zrobiłeś to, co chciałeś. Omotałeś mnie swoim
wrodzonym urokiem i porzuciłeś. Że już nie jestem potrzebna. Że nie będę mogła
czuć się wyjątkowo. A jednak miałam gdzieś złudną nadzieję, że coś dla ciebie
znaczę. Że choć odrobinę jestem ważna, że ci na mnie w jakiś sposób zależy. Zależy,
prawda? Wierzę, że mimo wszystko nie jesteś aż tak bezduszny i nieczuły. Przecież
umiesz się troszczyć. Dajesz mi niebywałą siłę, Tom. Wiesz o tym? Jesteś tego
świadomy? To dzięki tobie jestem tutaj teraz. Dzięki tobie jestem odważna, nie
boję się ryzyka. Dałeś mi świadomość że nie upadnę, że wiele mogę. Dałeś mi te
wszystkie emocje, które ludzie tłamsili we mnie latami, wpajając mi moją niemoc
i nieumiejętność w rządzeniu własnym światem. Dziękuję. Naprawdę. Nie mam domu,
nie wiem co będzie jutro. Nie przejmuję się tym. Nauczyłam się tego od ciebie. To
najlepszy prezent, jaki dane było mi otrzymać. I za to właśnie cię kocham,
Kaulitz. Za to, że ponownie nauczyłeś mnie żyć. Nigdy Ci tego nie zapomnę. Mam u
ciebie dług, muszę go spłacić. I właśnie teraz…
- Kochasz mnie?
Zapadła niezręczna cisza. Blondynka oparła się o ścianę, nie wierząc w
to, co słyszy. Oczy Gitarzysty były przeogromne; źrenice zlały się z
tęczówkami, tworząc dwa wielkie czarne spodki. Zdołała się na krótką chwilę
uspokoić, by po chwili znów zacząć płakać.
- Tak, kocham. Kocham, mimo tego że wiele przez ciebie cierpiałam. Ale mimo
wszystko nigdy nie dostałam takiej ilości miłości od nikogo, jak od ciebie. Wiem,
że mnie nie kochasz, potrafię z tym żyć. Ale dawałeś mi tyle ciepła,
zrozumienia, troski i uwagi, że nie trudno było się w tobie zakochać bez
pamięci. Żyję ze świadomością, że takiego monstrum jak ja nie da się kochać. Ale
nauczyłam się, że kocha się bez względu na to, czy ta druga osoba tego chce. Taka
jest właśnie ta prawdziwa miłość. Ta, którą czuje się do końca życia. Bo taką
miłością właśnie darzę ciebie. I mało mnie to interesuje, czy ci się to podoba,
czy nie.
- Chcę, byś mnie kochała – wyznał cicho, podchodząc do roztrzęsionej
Oliwii. Jej niebieskie oczy były wielkie i poczerwieniałe. – Bo bardzo mi na
tobie zależy. I… kocham cię.*
Dziewczyna osunęła się po ścianie, zanosząc się krzykliwym płaczem. Echo
słów Muzyka odbijało się od jej głowy z głośnością wystrzeliwanej w kosmos
sondy przez NASA. Miała wrażenie, że jest naćpana, albo śpi.
- Nie mów tego, błagam. Nie – wyczkała, nie mogąc oddychać.
Kaulitz upadł obok niej na kolana i przycisnął do klatki jej głowę. Policzki
dziewczyny były mokre i gorące od łez, których tak bardzo chciał uniknąć. Sam miał
przemożną ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Identycznie jak kilka dni
wcześniej. Ale musiał być silny. Dla niej.
- Kocham cię. Przyznałem się do tego przed Billem, a przed samym sobą
nie umiałem. Dopóki ty sama się do tego nie przyznałaś. To dla mnie coś
niesłychanie ważnego, by mieć cię blisko. Nie umiem funkcjonować bez twojej
obecności. Odchodziłem od zmysłów, gdy milczałaś. Byłem bezsilny. Nie mogłem
znaleźć sobie miejsca. Nie mogę pozwolić ci odejść, rozumiesz? Jesteś moim
wszystkim. Nie umiałem kochać do tej pory. Moja pokaleczona dusza nie miała
racji bytu dopóki nie spotkałem ciebie. Uwielbiam cię, za to jaka jesteś. Mimo to,
uważam że jesteś śliczną dziewczyną. Wiem, wyprzesz się wszystkiego, ale nie
oszalałem. Jesteś idealna. I wybacz, ale już nie pozbędziesz się mnie. Jesteś na
mnie skazana do końca życia. Jesteśmy skuci łańcuchami, a ja wyrzuciłem
kluczyk. Przepraszam, ale czekają cię lata męczarni, skarbie.**
- Nienawidzę cię, Kaulitz – wystękała, wycierając podpuchnięte
policzki. Chwycił szybko i zdecydowanie jej twarz i pocałował dziarsko. Uwolniła
się od niego, patrząc zdecydowanym wzrokiem. – Nie jesteśmy razem, zapomnij. O mnie
trzeba się starać.
Bill wtargnął do pokoju niczym tornado. W wielkich platformach
przyklejonych do adidasów zachwiał się lekko. Stał z zadziorną miną, mierząc
prawie dwa i pół metra. Spoglądał kolejno na Oliwię i Toma.
- No, kto jest najlepszy na świecie? – zaszczebiotał, śmiejąc się w
głos.
Żadne z nich nie odpowiedziało. Ich spojrzenia mówiło jedno – mieli u
Wokalisty ogromny dług wdzięczności.
* - te słowa usłyszałam od mojego chłopaka, kiedy po raz pierwszy przyznał, że mnie kocha...
** - a te słowa słyszę średnio kilka razy dziennie.
♥