wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 14: Der Letzte Tag

27 czerwca 2014

Razem z dziewczyną siedział na szpitalnym korytarzu. Jej już lekko widoczny brzuch rozpraszał go na tyle, by nie usłyszeć, kiedy lekarka poprosiła czerwonowłosą do gabinetu.
- Powinienem wejść z Tobą, Cam? – zapytał, podrywając się z miejsca. Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynym potwierdzającym gestem było lekkie kiwnięcie głowy. Puścił ją więc przodem, po czym szybko zamknął drzwi od szpitalnego pokoju.
Po krótkim wywiadzie przeprowadzonym przez panią ginekolog, dziewczyna ułożyła się na leżance z podwiniętą do góry bluzką.
Kilka chwil później po gabinecie rozeszło się echo bijącego serca. Był to nienaturalnie szybki rytm, który przeraził Muzyka siedzącego nieopodal ciężarnej.
- Spokojnie, z dzieckiem jest jak najbardziej w porządku. Serduszko jest jeszcze małe, ale pracuje normalnie, wręcz książkowo. Nie mamy się czym stresować – kobieta uspokoiła Billa, jednak ten nie mógł za nic w świecie usiedzieć w miejscu.
- To nie dla mnie, muszę zapalić z tego wszystkiego. Camilla, skarbie, jakbym nie wrócił, to poczekaj na mnie przed gabinetem – pożegnał się i wyszedł przed budynek. Odpalając papierosa, wybrał numer Oliwii. Odebrała po trzecim sygnale.
- Z dzieckiem jest OK – oznajmił bez ceregieli, po czym poczuł, jakby ktoś zdjął z jego barków wielki ciężar. Odetchnął pełną piersią, i naprawdę, ze szczerego serca zaczął się cieszyć. – Chyba pora powiedzieć o tym głośno i wyraźnie.
- Na pewno, Bill, na pewno – blondynka po drugiej stronie nie mogła ukryć podziwu i dumy rozpierającej jej serce.
Wiedziała, że Wokalista wydoroślał, dzięki czemu zmienił się z roztrzepanego egoisty na pomocnego i dobrodusznego przyszłego ojca. Bardzo podobała się jej ta zmiana, szczególnie, że nie tylko Camilla miała odczuć jej skutki. Muzyk rozłączył się kilka chwil później, zgasił niedopałek papierosa szybkim przydepnięciem, by czym prędzej wrócić z powrotem do kliniki.  

***

Patrzył na nią, kiedy tak radośnie stąpała po dywanie, niczym zjawa, jakby pojawiała się, by zniknąć ułamek sekundy później. Albo chowała się przed nim, albo przed całym światem. Nie był tego do końca pewien.
Mimo to wiedział, że nie uciekła na stałe. Nie mogła, nie wyobrażał sobie tego. Już raz rozpłynęła się w przestrzeni, niczym nimfa wodna w toni jeziora. Nie chciał po raz kolejny rozpamiętywać tych momentów strachu i tęsknoty, które wtedy zżerały go od środka. To by było okropne, a przecież nie był masochistą.
- Tom, czy ty się dobrze czujesz? – blondynka nachyliła się nad nim, w obawie, że faktycznie stało się coś złego. – Wszystko w porządku?
- Hm… tak – odparł, uśmiechając się lekko. – Wiesz może, gdzie jest Bill?
Dziewczyna jednak nie zdążyła odpowiedzieć słysząc, że ktoś próbuje dostać się do domu. Gdy otworzyła drzwi, jej oczom ukazała się druga część zespołu, w postaci basisty i perkusisty, którzy – jak przez całe dziewięć lat bycia fanką jej się wydawało – tworzą odrębny system, we dwójkę dogadując się tak samo dobrze, jak Bill z Tomem.
Przywitała obu chłopaków, po czym wpuściła ich do środka.
I już wiedziała, że starszy z bliźniaków ma możliwość poużywania sobie na biednym Gustavie, który na dobrą sprawę sam się podkładał na ofiarę.
Kilka minut później w domu pojawił się Bill z Camillą, która próbowała ukryć lekko odstający brzuch.
- Chłopaki są w salonie. Powiedzcie to im teraz, to chyba dobry moment – Oliwia wprowadziła dwójkę przyjaciół do salonu, jakby byli skazańcami na sali rozpraw. – Hej, cisza!
Milczenie nastąpiło na krótką chwilę, kiedy to wokalista próbował wyartykułować w miarę normalne wytłumaczenie swojego dziwnego zachowania.
- O Jezus no, jakby to powiedzieć szybko i bezboleśnie – zaczęła Camilla, sadowiąc się koło Gustava. – Chłopaki, ja i Bill spodziewamy się dziecka.
Basista wraz z perkusistą spojrzeli na siebie swoimi dziwnymi wyrazami twarzy, po czym jęknęli z niesmakiem.
- Ale chwila, moment! – krzyknął Georg, teatralnie opuszczając swoje miękkie, choć wysiedziane miejsce na kanapie. – Czy to oznacza wymioty, rosnący brzuch, rozstępy, humorki, zachcianki, marudzenie, lody o piątej nad ranem? Później „A! Wody mi odeszły!”, a Bill będzie szukał przecieku w pralce, wrzaski, płacz, poród… kupy, żarcie, kupy i jeszcze więcej śmieci?! – wygłaszając swój poruszający monolog, gestykulował w swój niespotykany sposób. Przejętym głosem rozbawił wszystkich domowników, przez co Tom aż spadł na podłogę, niespodziewanie lądując pod nogami swojego brata. Po całym budynku rozchodził się dźwięk kilku zmieszanych ze sobą śmiechów. Oliwia pomyślała, że z pewnością każdy, kto mijałby ich dom z bliższej odległości po prostu uznałby to miejsce za dom wariatów.
Być może tak było. Jednak nieważne, jak pokręceni byli wszyscy ci, którzy co rano gromadzili się razem z nią przy jednym stole. Odkryła, jak mimo wszystko życie z nimi jest łatwe i przyjemne. Była pewna również tego, że nie zamieniłaby się z nikim. Za nic w Świecie.
- Być może Ty właśnie tak to widzisz – Wokalista uśmiechnął się do przyjaciela z pobłażaniem. Basista pajacował na każdym możliwym kroku bez względu na to, czy widział dziecko z umazaną lodami buzią, czy Billa, który potknął się o kable jego własnej gitary basowej i w trakcie soundchecku leżał jak długi w poprzek podestu, a jego głowa zwisała bezwładnie poza sceną. Każdy moment był dobry na docinki i wytykanie palcami. Bez względu na zaistniałą sytuację.
- Ale mimo wszystko za dwa lata mały gamoń będzie biegał za tobą po domu, śmiał się i piszczał „Gejo, Gejo!” – Oliwia, mimo że od początku wspierała świeżo upieczonych rodziców, wyobrażając sobie taki obrót sprawy, dołączyła do czerwieniejącego ze śmiechu Gustava i wciskając swoją pucołowatą twarz w poduszki, rechotała do rozpuku, wyobrażając sobie „wuja Geja”. Wiedziała, że jej wyobraźnia płata figle, ale nigdy nie była w stanie zapanować nad tym, co widziała w swojej głowie.

***

Kiedy wszyscy zaznajomili i oswoili się z wiadomością o dziecku, które za kilka miesięcy miało pojawić się na Świecie i wywrócić życie całego zespołu do góry nogami, wrzawa ucichła; każdy wrócił do dawnego tempa dnia i zajęli się własnymi sprawami.
Tom kilka minut po dwudziestej trzeciej układał się między fałdami zimnej wykrochmalonej pościeli. Biała, lekko twardawa w niektórych miejscach poszwa kołdry nie dawała się ułożyć tak, jak zawsze lubił. W końcu skapitulował, rzuciwszy swoje ciało w najrzadziej wybieranej przez niego pozycji, odetchnął z ulgą. Leżał na brzuchu, z lewym policzkiem przyciśniętym do wywietrzonej poduszki.  Chłodne powietrze, o ile tak można nazwać powiew czerwcowego wiatru, smagał jego odzianą w czarne bokserki skórę. Włoski na karku stawały dęba, kiedy wciąż słyszał delikatne dźwięki dobrze znanych mu piosenek, których przecież sam był współautorem.
Oliwia nie spała, i był o tym święcie przekonany. Miała swoje zasady. Musiała mieć koc, minimalną ilość poduszek, otwarte okno, założone skarpetki oraz ciszę i ciemność. Zastanawiał się, o czym tak zawzięcie myślała, kiedy kilka godzin wcześniej kilkakrotnie przyłapał ją na intensywnym przypatrywaniu się brzuchowi kobiety swojego brata.
Wiedział przecież, że w jej łonie kryła się mała istotka, która miała wyrosnąć na psotnego bratanka lub pełną wdzięku bratanicę. Czyżby i blondynce, od której dzieliło go kilka metrów i dwie pary drzwi, również tak szybko marzyło się macierzyństwo? Wątpił w to. Miała przed sobą jeszcze kilka lat nastoletniego życia, pełnego beztroski i głupawych pomysłów, z którego nie mogłaby korzystać w taki sposób, w jaki by chciała, ograniczana przez małego sobowtóra jej samej.
Był również pewien, że dałby jej dziecko, gdyby naprawdę miało to ją uszczęśliwić. Jeśliby chciała dwoje, toby dostała dwoje. Prawdopodobnie bliźniąt, bo to przecież on, a nie Bill urodził się pierwszy. A starszy bliźniak zawsze miał większe szanse na bliźniaczą ciążę swojej żony. Partnerki? Dziewczyny? Kobiety?
Ni cholery nie miał zielonego pojęcia jakby mógł nazywać to, co było między nim a Oliw. To tylko pocałunek.
Ale w jego mniemaniu ten pocałunek wyrażał znacznie więcej, niźli mogło się wydawać. Czuł, że to zbliżenie, do którego doszło między nim a jego przyjaciółką, lub kimkolwiek teraz była, był czymś, od czego zależy jej życie. Jakby był ostatnią rzeczą, jaką miałaby zrobić, zanim wszystko, co miała zostałoby jej odebrane. Bez zastanowienia chwycił wolną ręką leżący na podłodze telefon, i po włączeniu edytora wiadomości, szybko wystukał treść nieskomplikowanego esemesa:
Może wszystko będzie inne kiedyś niż teraz. Może wszystko będzie wyblakłe niczym stary rysunek. Ale z pewnością dam Ci wszystko, czego potrzebujesz. Z pewnością dam Ci też to wszystko, czego oczekujesz. Obiecuję Ci po prostu przy Tobie być.
Kilka sekund później usłyszał dźwięk nadesłanej wiadomości i kilka siarczystych przekleństw wypowiedzianych przez niebieskooką.
Wyłapał również swoje imię w zgiełku wszystkich hałasów, które był w stanie zarejestrować przez swój już nie najlepszy słuch. Chwilę po tym wszystkie dźwięki dobiegające do jego uszu dziwnie ucichły, pozwalając się skupić na tym, co miało się stać.
Nastolatka wyszła ze swojej sypialni, i kierując się w stronę pokoju Toma, delikatnie, choć nadal swoim charakterystycznie słoniowym krokiem, wkradła się do środka jego wyciszonej samotni.
Nieśmiało przyklapnęła na brzegu łóżka i wlepiła wzrok w umięśnioną sylwetkę mężczyzny, który swobodnie leżał w zasięgu jej ręki. Dotknęła delikatnie jego prawego przedramienia, które wyciągnięte było w jej stronę i westchnęła.
- Nie udawaj, że śpisz. Przecież wiem, że to nieprawda – uśmiechnęła się cwaniacko, szturchając go zaczepnie.
- Ja sądziłem, że zaśniesz.
- Niemożliwe.
Uniósł się na łokciach, wpatrując się w jej czekające oczy. Źrenice nastolatki przypominały mu monety, które zbierał jego dziadek, kiedy jeszcze on i Bill byli mniejsi od średniej wielkości lodówki. Swoim starym, ale najlepiej działającym na wszystkich sposobem, oblizał usta i  przygryzł dolną wargę.
Oliwia ze świstem wciągnęła powietrze w swoje płuca, czekając na rozwój wydarzeń. Czuła, jak atmosfera w sypialni gęstnieje, przecinając jej skórę; godząc ją niczym nóż. Nie wiedziała, czego tak naprawdę chce i na co powinna się przygotować.
Na bardziej intensywny rozwój wydarzeń czekała latami od dnia, kiedy obudziła się i spojrzała na jeden z wielkich plakatów na jej ścianie. To po prostu się stało. Stwierdziła, że uśmiech Toma jest właśnie tym, czego w głębi serca potrzebowała do życia. I przez te lata platonicznej miłości do chłopaka, który w pewnej chwili stał się realniejszy, niż mogłoby się jej wydawać, przed snem myślała o tym, jak to jest móc poczuć dotyk jego niezwykle aksamitnej skóry na swoim ciele. Pragnęła tego tak długo, ale z drugiej strony… nie była na to gotowa. Chyba nie chciała go zawieść.
Pozwoliła mu przyciągnąć swoje ciało do jego, jak i pocałować swoje stęsknione usta. Kiedy tak leżała pod ciężarem sylwetki muzyka, co chwilę pieszczona jego pełnymi miękkimi wargami, błądziła dłońmi po nagich lędźwiach chłopaka.
Wszyscy, którzy mieli możliwość okupowania sypialń w domu spali niczym małe dzieci, nie będąc choćby w najmniejszym stopniu świadomym tego, co kryło się w umysłach dwójki ludzi lgnących do siebie.
Odważył się delikatnie dotykać jej odzianego jedynie w wielką koszulkę ciała. Nie były to ruchy, które wykonywał mając do czynienia z kobietami stojącymi na jego drodze jakiś czas wcześniej. Każdy gest był nader delikatny, przemyślany i niezbyt ordynarny, jak kiedyś. Muskał palcami skórę rozanielonej dziewczyny wzdychającej w jego malinowe usta z taką nabożnością, jakby trzymał w dłoni prawdziwy Całun Turyński*. Nie spiesząc się donikąd, powoli i ostrożnie wsunął dłoń pod materiał jej bluzki, i sunąc w górę między jej piersiami, których nie miał odwagi choćby dotknąć, zatrzymawszy się w okolicy wgłębienia ramienia, kreślił bliżej nieznane mu wzory.
Ułożył się obok ciała Oliwii, której serce miało nienaturalny rytm, poruszone tym, co działo się zaledwie kilka sekund wcześniej. Wolną dłonią czule pogłaskał pucołowaty policzek dziewczyny, po czym wyszeptał kilka tak doskonale znanych jej słów.

- Und wenn dieser Tag der letzte ist, bitte sag’ es mir noch nicht…**

* Całun turyński - płótno lniane, które ma wyraźne ślady ludzkiego ciała. W tę tkaninę prawdopodobnie zostało owinięte ciało Jezusa Chrystusa po ukrzyżowaniu. Jeden z największych reliktów chrześcijańskich.
** Tokio Hotel - Der Letzte Tag