18
lipca 2014
Jeszcze
kilka lat temu wyśmiałby każdego, kto odważyłby połasić się na stwierdzenie, że
będzie smutnym psem na smyczy. Miał ochotę wyrwać każdy włos na swoim ciele, by
tylko się przekonać, że wszystko jest chorą farsą. Naprawdę nie mógł tego
zrozumieć. Jednego dnia wszyscy pozwalają mu na najbardziej szczeniackie
wybryki życia, a drugiego – wędzidło poddusza jego możliwości, a mocno
ściśnięte lejce ciągną do tyłu. Nie umiał nauczyć się lawirować pośród świeżo
wykreowanego świata.
Wyrywając
się z ciężkiego snu, majak z nocy podsunął mu widok leżącej obok niego Oliwii.
Nabrał się na to, by po chwili zacisnąć swoje silne dłoni wokół dziwnie wątłego
brzucha.
-
Uhm, Tom – usłyszał dziwnie znajome buczenie koło swojego ucha. To nie było w
stylu Oliwii. Uchyliwszy powoli zaspane powieki, powitał go widok, którego
wciąż nie mógł znieść; brązowe włosy rozsypały się na poduszce, która nie
powinna należeć do tej osoby, która bezczelnie ją sobie przywłaszczyła. –
Mógłbyś mnie budzić tak co rano.
Przeklął
się w myślach. Ostatni czas wydawał mu się absurdalny. Wszystko działo się nie
tak, jak powinno. Nie kochał Rii. Widzieli to chyba wszyscy, poza nią samą i
managerem, który… nie należał do ugodowych ludzi. Muzyk wiedział, że ma dwa
wyjścia. Albo unieść pięści i walczyć, by do celu dojść po trupach… albo skulić
się w kącie niczym małe dziecko, odwalić swoje i czekać na zakończenie tej
farsy.
Sam
do końca nie wiedział, co w tej sytuacji powinien zrobić.
-
Nie przyzwyczajaj się – mruknął, wyskakując spod ciepłej pościeli. Wciąż
myślami błądził wokół niskiej blondynki przy kości o bystrych oczach. – Zbyt
dużo czasu to ci raczej nie zostało.
Sommerfeld
uniosła się na łokciach, uważnie przyglądając się Gitarzyście. Zdążył już
naciągnąć na siebie stare dresy i wielką białą koszulkę. Z gracją i
zdecydowaniem wiązał swoje grube dredy w jeden wielki kok.
-
Może tak, a może nie – zaoponowała, osłupiając swoimi słowami Toma. Powoli
odwrócił się w stronę kobiety, by przyglądać się jej twarzy z konsternacją. Nie
był pewien tego, co za chwilę usłyszy. – Ta mała wywłoka już tu nie wróci.
Oboje doskonale o tym wiemy, że David i reszta bardzo się postarają, by już
nigdy nie weszła nam w paradę, kochanie. Jesteśmy dorośli, a to jeszcze
dziecko. Nie powinieneś był traktować jej aż tak poważnie. Zobacz, teraz nawet
nie napisze do ciebie ani jednej wiadomości, tak jej na tobie zależało.
Muzyk
zacisnął wypracowane dłonie w pięści. Jego szczęka zacisnęła się niesłychanie
mocno, jakby bał się cokolwiek odpowiedzieć. Oddychał ciężko, wciąż patrząc jak
na twarz Rii wpływa szeroki, cyniczny uśmiech.
-
Nie odzywa się, bo ma honor. Coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz. Jesteś bezczelną,
przebiegłą żmiją na którą nie mam nawet ochoty patrzeć. Nienawidzę cię,
rozumiesz? Gdyby to całe przedstawienie zależało tylko ode mnie, tańczyłabyś
trochę inaczej. Ale spokojnie, jeszcze wszystko przed nami – mruknął, łapiąc za
klamkę.
-
Tom?
Odwrócił
się jeszcze na chwilę, omiatając dziewczynę niewidzącym wzrokiem.
-
Pozbądź się tych dredów, są okropne.
*
* *
-
Georg, ja nie wiem, czy to jest dobry
pomysł… przecież ja chyba pozabijam wszystkich na wejście…– Oliwia chwyciła
kubek z herbatą, by poczłapać do salonu. – Nie mogę tego przeczekać? Dobrze mi
tutaj, o dziwo. Muszę zaburzać swój spokój?
-
Musimy coś z tym zro… przepraszam cię – po czym usłyszała znajomy szelest
zakrywanego mikrofonu dłonią. I w tle głos. Ja
zwariuję w tym domu! Ta kretynka się rządzi nawet moimi włosami! Chyba ją poje…
- To Tom, nie dało się go nie słyszeć. Musiałem się ewakuować. Wracając, nie
możesz tego tak zostawić. Dwa tygodnie już trwa ten proceder, Gustav nie daje
rady. Ja ledwo co, a Bill? Cóż, Bill wybył do Honolulu. Wróci za miesiąc. Nie wiem
dlaczego wszystko dzieje się na opak, ale skoro bliźniaki są osobno, nie ma
innego wyjścia. Musimy działać. A sam sobie nie poradzę.
Blondynka
zacisnęła powieki. Byli jej przyjaciółmi – drugą rodziną. Wiedziała, że jest im
winna przysługę. Poza tym nic nie wskazywało na to, że Basista ją okłamywał.
-
Zjawię się za jakiś czas. Bądźcie przygotowani.
* * *
26 lipca 2014
Kiedy
taksówka skręciła w ulicę, gdzie znajdował się tak znajomy dom, pudełka z pizzą
zaczęły dziwnie parzyć jej dłonie. Auto zatrzymało się pod bramą, a blondynka
wcisnęła starszemu mężczyźnie kilka banknotów w pulchną dłoń. Podziękowała i
szybko udała się pod bramę. Dostała się na teren posesji, a gdy zapukała do
drzwi, usłyszała kilka podniesionych głosów. Po chwili ujrzała Perkusistę,
który otworzył ze zdziwienia buzię.
-
Ol! – krzyknął, wpuszczając dziewczynę do środka. Szybko odebrał od niej
jedzenie, by móc ją dokładnie wyściskać i obejrzeć. – Łał, dobrze wyglądasz.
-
Cześć mała! – zza ściany wyskoczył Basista, uśmiechając się szeroko. – Co jest,
przyjechałaś poratować starych kumpli?
-
Bo jak nie ja, to kto? – zaśmiała się, ściągając ciężkie glany z nóg. – Macie
coś do picia?
Chwilę
później siedzieli już na sofie w salonie, plotkując niczym stare baby.
-
Wiecie co z Camillą? Od kilku dni próbuję się do niej dodzwonić, ale jej
komórka jest wyłączona – niebieskooka wlepiła wyczekujące spojrzenie w jednego
i drugiego chłopaka. – Halo? Dowiem się?
-
Wyjechała razem z Billem. Stwierdzili, że muszą nacieszyć się samotnością zanim
świat stanie do góry nogami – mruknął Gustav, ściszając muzykę. – Cicho,
słuchajcie. Zaraz wpadnie tornado. Obstawiam Rię.
-
Dam dychę, że to Tom.
-
Przyjmuję.
Nie
minęło pięć minut, a w kuchni pojawił się Tom. Perkusista od niechcenia oddał
przyjacielowi dziesięć dolarów, czekając na rozwój sytuacji.
-
Ooo, zamówiliście pizzę, jak miło – Gitarzysta w pierwszej chwili nie zauważył
kulącej się między przyjaciółmi dziewczyny, skupiając się na kawałku jedzenia.
-
Cieszę się, że ci smakuje – odpowiedziała Oliwia, skupiając na sobie wzrok
starszego z bliźniaków. Jak gdyby nigdy nic wystukała dość infantylne pytanie
na klawiaturze telefonu, a kiedy Perkusista w odpowiedzi pokręcił przecząco
głową, wciąż miała nadzieję na jedno; Tom nadal ją kochał.
Kaulitz
poderwał się z miejsca, odrzucając nadgryzione ciasto z dodatkami na stół i
rozejrzał się wokół. Bez słowa chwycił zszokowaną Oliwię za rękę, by pociągnąć
ją w stronę schodów. Jego rozpuszczone dredy falowały na wszystkie strony,
dodając mu chłopięcego uroku, za którym nastolatka tak bardzo tęskniła.
Wprowadził
ją do jej sypialni, gdzie zamknął drzwi na klucz, by swobodnie się o nie
oprzeć.
-
Tęskniłem za tobą – wyznał po dłuższej chwili nasłuchiwania. – Nawet nie wiesz,
jak bardzo.
-
No jakoś nie wierzę, że faktycznie tęsknisz – odpyskowała bez zastanowienia,
coraz bardziej zirytowana. – To cud, że jeszcze z nią nie spałeś. W końcu… nie
oszukujmy się, jest o wiele piękniejsza niż ja.
-
Wolałbym pójść do łóżka z tobą – wypalił, nie do końca zdając sobie sprawę z
sensu słów.
-
Na to musiałbyś ostro pracować.
-
Zacznijmy więc od podstaw – zaproponował, kucając przy siedzącej na łóżku
blondynki. – Daj mi szansę. Spróbujmy być razem.
-
Chyba cię pogrzało! – wrzasnęła. – Nie ma mowy, dopóki ta wywłoka jest w tym
domu i śpi w twoim łóżku. Z tobą! – zaakcentowała ostatnie dwa słowa.
-
Już nie ze mną – odparł. – Śpię tutaj. Nie oszukujmy się dłużej. Oboje chcemy,
by coś z tego wyszło. Niech to będzie nasza tajemnica. Jeszcze przez jakiś
czas. Później zagramy va bank. I tak nie mamy nic do stracenia.
Nie
miała zamiaru się opierać. Wiedziała jednak, że popełnia błąd…