Rozdział 15
3 lipca 2014
W
domu zespołu zmieniło się o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby się tego
spodziewać. Mimo zabawowego charakteru życia całej czwórki coś jednak się
ustabilizowało.
Basista,
który tego dnia o dziwo wstał jako pierwszy, usiadł przy kuchennej wyspie z
kubkiem kawy. Opierając cały ciężar ciała na małym krzesełku rozejrzał się po
pomieszczeniu.
Kawiarka
i ekspres do kawy niby stały w tym samym miejscu, pieczywo zawsze było chowane
w tej samej szafce odkąd bracia przeprowadzili się do Stanów, a psie smycze
były rzucone gdzieś „pod ręką”. Jednak nie czuł tego wszystkiego tak, jak kilka
miesięcy wcześniej.
Nie
był też do końca pewien dlaczego tak wszystko wokół niego stanęło do góry
nogami. Gdybając nad zmianami, którymi po części został bezwolnie dotknięty,
nie zauważył, kiedy to niska blondynka ubrana w dres zajęła miejsce obok niego.
Jednak
kiedy dźwięk mieszanego cukru w kubku dotarł do jego uszu, obruszył się
wystraszony. Spojrzał na Oliwię, która przypatrywała się mu z uniesionymi
brwiami.
-
Mam wrażenie, że całe moje życie zostało jakoś dziwnie pozmieniane – westchnął,
próbując skupić się na czarnej cieczy, która zapewne już wystygła. – Rozumiesz?
Budzisz się jednego dnia i robisz to, co zawsze przez poprzednie kilka lat, a
dwadzieścia cztery godziny później… wszystko jest gdzie indziej, nawet ty.
Na
początku nie odpowiedziała. Patrzyła martwym wzrokiem gdzieś prosto przed
siebie, jakby znów zamykała się w kokonie. W pewnym momencie przestała zwracać
uwagę na Georga, który wciąż oczekiwał jakiegokolwiek odzewu z jej strony.
Po
kilku minutach zacisnęła podpuchnięte powieki, by skupić się na wspomnieniach.
-
Moje życie nigdy nie było poukładane. Wy zawsze mieliście cel. Osiągnąć sukces.
Zrobiliście to, a później już rutyna.
Singiel, singiel, płyta, trasa, wolne. W pewnej chwili skandal dla zasady i
cisza. Zmiana wizerunku, i tak w kółko. A ja?
Sama
nie wiem. Może właśnie przez lata waszej codzienności też znalazłam swoją. Choć
bardziej popieprzoną, niż każda ze stylizacji Billa. Robiłam wszystko równie
nieświadomie i mechanicznie co każdy, kto z wami współpracuje. A kiedy
zrozumiałam wszystko, co kiedyś było niejasne… potrzebowałam zmian.
Jestem
tutaj już jakiś czas, ale… wiesz, że ja tak na dobrą sprawę nie mam przyjaciół?
Tak, jesteście wy, mogę zawsze na was polegać. Ale to nie jest taka normalna
relacja, jak pomiędzy grupą przypad1kowych ludzi.
Byliście
częścią mojego życia. Zawsze, rozumiesz? Zawsze się gdzieś kryliście. W
miejscach, momentach… sytuacjach, których bym nie przetrwała, gdyby nie wy.
Pomyśl
sobie, ile ludzi uratowałeś swoją muzyką, choć jak na gwiazdę to zbyt piękny
nie jesteś.
Być
może coś do niej mówił. Nie słyszała tego. Po prostu myślała. Myślała o swoim
życiu, o rodzicach. Codzienności, którą porzuciła. Zespole, który stał się jej
rodziną, dającą radość i wsparcie. Marzeniach, które wydawały się wszystkim tak
bezsensowne, jak większość otaczających ich rzeczy. Bo oni od początku nie
zrozumieli. Ale ona wierzyła. Tak, jak nie wierzyła w Boga, w coś ponad ludźmi,
którzy z nią koegzystowali, usilnie
trzymała się myśli, że kiedyś wszystko będzie tak, jak sobie to wyobrażała.
Zawsze
pragnęła być otoczona ludźmi, którzy ją akceptują i lubią. Udało się dotrzeć do
celu. Przestała się martwić. O cokolwiek.
Kiedy
ocknęła się z transu, jej oczom ukazała się postać Perkusisty. Szeroki w
barkach blondyn uśmiechnął się do niej wesoło, wystukując na blacie nieznany
jej rytm.
Odwzajemniła
gest i uciekła bez słowa.
Miała
do przemyślenia kilka innych spraw.
Podłączyła
zniszczony odtwarzacz mp3 pod wieżę stereo i z nieobecnym wzrokiem przycupnęła
na krawędzi łóżka.
Próbowała
zobrazować swoje myśli. Wyjęła je wszystkie z szufladek wspomnień, jak drobne
nici nawijając na belkę przędzy. Wszystkie obrazy z przeszłości kumulowały się,
tworząc ogromną i ciężką do uniesienia szpulę. Oplecione nią były wszelkie
emocje i odczucia, jakich kiedykolwiek doświadczyła. Od lęku po złość. Od
rozczarowania do radości. Furia splatała się z ulgą, a odrzucenie zostało
zasłonięte niedawno poznaną akceptacją.
Było
wiele spraw, których jeszcze nie poruszyła. Jak i wiele zdarzeń nie zostało
rozmówionych, wytłumaczonych. Mimo, że wielu ludziom wydawało się, że ma
wszystko czego chciała, wciąż miała wrażenie, że stąpa po kruchym lodzie. Nie
czuła się wystarczająco pewnie, by móc zaczerpnąć powietrza pełną piersią.
Przeszłość
wciąż podcinała jej skrzydła i nalewała wody do ust.
Była
świadoma tego, że łatwo jest zachłysnąć się szczęściem. Wiedziała o ilości
osób, które zaczęłyby ją nienawidzić, gdyby wiedzieli o niej i o relacji jaka
łączyła ją z Tomem.
O
ile miała czelność nazywać to relacją. Analizując wszelkie próby Toma, kiedy to
próbował się do niej choć trochę zbliżyć, nie przekraczając granicy zdrowego
rozsądku, miała ochotę wydrapać sobie oczy.
Po
przemyśleniu wszystkich słów, które wtedy wypowiadała, uznała, że to najgorsze,
co mogła zrobić. Odtrącała mężczyznę, którego pragnęła od pierwszego razu,
kiedy to dojrzała jego bystre oczy i powalający uśmiech. A kiedy był w zasięgu
ręki, bardziej niż dostępny, bezczelnie go odtrącała. Wiedziała, że wszystko
to, co dla niej zrobił nie było aktem litości, a człowieczeństwa i chęci
pomocy.
Kochała
go za to. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Nie znalazłaby nikogo, kto byłby
lepszy niż ten niesforny blondyn z kolczykiem w wardze.
W
pewnej chwili pomyślała o swoim rodzinnym domu. Pomyślała o tacie, który kiedyś
nie był taki, jak przed jej wyprowadzką. O tacie, który był dobry, miły,
troskliwy i bezinteresowny.
Później...
już wszystko było inaczej. Ale nie chciała już zaprzątać sobie tym głowy.
Kiedy
zaczynała się jedna z jej ulubionych piosenek z dzieciństwa, przemyślenia
przerwało ciche pukanie. Chwilę później, w małej szparze między drzwiami a
ościeżnicą pojawił się zaspany Tom.
Zaprosiła
go do środka szerokim uśmiechem. Kiedy
rozgościł się na łóżku obok niej, poczuła się dziwnie spokojna.
-
Był u ciebie Bill? – zapytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową. – Wpadnie dziś nasz manager, chciałby podobno
wreszcie cię poznać.
Oliwia
wciągnęła ze świstem powietrze. Nie do końca wiedziała, czego powinna się
spodziewać po Davidzie. Niby był bardzo pozytywnym człowiekiem, ciężko
pracującym na sukces całego zespołu,
jednak bała się, że zakłócając niezmącony niczym spokój światka Tokio Hotel,
naraziła się mężczyźnie. Nie była na to przygotowana. Gula utknęła w jej
gardle.
Jednak
słysząc nawoływania Basisty z dołu, wiedziała… nie ma wyboru. Wstała, chwiejnym
krokiem wyszła za Tomem z pokoju, modląc się w duchu, by Jost nie wyciągnął
zbyt pochopnych wniosków.
Średniego
wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem siedział na kanapie. Rozglądał się
gorączkowo za siebie, a gdy ujrzał postać Oliwii wstał szybko i zjawił się
naprzeciw niej.
Obok
blondynki wciąż stał Gitarzysta, ramię w ramię, jakby samym sobą chciał ochronić
ją przed Światem.
Rysy
twarzy mężczyzny po czterdziestce stężały niemal natychmiast, kiedy zlustrował
nastolatkę swoim podejrzliwym wzrokiem.
-
Jak długo masz zamiar jeszcze tu mieszkać? – David uniósł brwi, a Oliwia
poczuła wciąż powiększającą się gulę w swoim gardle. – Wiesz, że musisz wynieść
się jak najszybciej. Tom – zwrócił się do Muzyka. – Ona musi stąd zniknąć. W te
pędy.
-
Tylko mi nie mów, że Ria musi tutaj wrócić – Bill spojrzał na bruneta, który
wzruszył ramionami.
-
Wiecie, jaka była umowa. To wasze rozstanie trwa za długo. Sommerfeld będzie tu
najdalej jutro.
Ignorując
marudzenie Josta, Wokalista podchwycił brata za łokieć i poszli do kuchni, by
porozmawiać. Mieli przecież do przekazania jeszcze jedną nowinę swojemu jakże
błyskotliwemu opiekunowi.
-
Będę ojcem – wypalił młodszy z bliźniaków, głupkowato uśmiechając się do
Basisty.
-
Co!? Czy wy żeście już naprawdę na te puste łby poupadali? Jak nie jeden ściąga
sobie przyjaciółeczkę z drugiego końca świata, to drugi w dzieci się bawi!
Ogarnijcie się do cholery! Ani dziecka, ani tej pokraki ma tu nie być! Już
nigdy! Rozumiecie!? Pieniądze trzeba zarabiać, a nie w zakładanie rodziny się
bawić! Ja mam długi! – Jost poczerwieniał z wściekłości, machając rękoma we
wszystkie strony. – Mam dość niańczenia całej waszej gromady!
-
Ho, ho! Ty masz długi! – wtrącił się Perkusista, któremu zaczynały puszczać
nerwy. - A co mnie to interesuje! To
twoja zasrana sprawa, czy po raz kolejny przepieprzyłeś wszystkie pieniądze na
obstawianie wyścigów, do cholery! Ja nie mam zamiaru na ciebie tyrać, żebyś
wszystko stracił!
W
tym całym zamieszaniu nikt nie zauważył, że Oliwia wycofała się na schody, skąd
uciekła do swojego pokoju. Nie zamykała drzwi, nie ukrywała niczego. Nie
widziała sensu w chowaniu się. Już nie.
Gdy
wrzucała ostatnie bluzki do walizki, jej twarz nie zdradzała żadnych uczuć.
Chciała po prostu stamtąd uciec. Nie miała najmniejszego zamiaru spędzić w domu
zespołu ani minuty dłużej. Gdy schodziła powoli na dół, wzrokiem szukając
Basisty, usłyszała dobrze znany jej głos.
-
Tom, zanieś proszę moje rzeczy do naszej sypialni, dobrze?
Poczuła,
jak jej trzewia zaciskają się na dźwięk wypowiadanych słów. Z zaciśniętą
szczęką podeszła do Georga, który nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-
Pomożesz mi? – zapytała dość dyskretnie, na co Basista tylko pokiwał twierdząco
głową. Bez słowa udali się na piętro do pokoju dziewczyny, gdzie ta w pośpiechu
dopakowywała swoje bibeloty.
-
Gdzie masz zamiar się teraz zatrzymać? – zagaił szatyn, przyglądając się
milczącej dziewczynie. – Masz chociaż jakiś pomysł?
Blondynka
uniosła na niego swój rozbiegany wzrok. Wzruszyła ramionami z bezradności i
przysiadła na największej torbie.
-
Nie wiem, myślałam, żeby zająć kąt u Camilli. Ale w jej sytuacji, to raczej
nieporadne, bo będzie miała dziecko, byłabym dodatkowym balastem. Wróciłabym do
Polski, ale nie mam za bardzo pieniędzy na bilet powrotny. Szczególnie, że…
sądziłam po prostu, że nie będzie mi potrzebny powrotny. A z drugiej strony nie
chcę wracać do Polski. Nie wiem, co mam robić.
Listing
zmarszczył czoło i zamknął drzwi na klucz. Usiadł na podłodze, obok skołowanej
nastolatki. Lubił tę dziewczynę. Szczerze zżył się z nią i po ostatnim czasie
nie wyobrażał sobie powrotu Rii na jej miejsce. Poczuł się niezwykle
zobowiązany do tego, by zapewnić jej spokój, bezpieczeństwo i anonimowość. Wiedział,
że dziewczyna w obecnej sytuacji nie liczyć na Toma. W końcu Gitarzysta znów
znalazł się w sytuacji podbramkowej, z której nie mógł zbyt szybko się wywinąć.
Wrócił etap, kiedy starszy z braci powtórnie miał być „na kontrolowanym”, jak
to nazwał Gustav.
-
Poczekaj chwilę – szatyn wstał i skierował się na korytarz. Po domu rozszedł
się dźwięk jego głosu, kiedy to nawoływał Perkusistę. Blondynka nawet nie
zwróciła na krzyki protestów dochodzących z dołu. Rozmyślała nad tym, co
klarowało się w umyśle jej przyjaciela. Zmarszczyła zabawnie brwi, kiedy przed
nią stanął mały pękaty facet o podobnym kolorze włosów.
Muzycy
zaczęli szybko rozmawiać po niemiecku, po części celowo, by dziewczyna nie
mogła za bardzo ich zrozumieć. Co chwilę spoglądali na nią z ukosa, równocześnie
kiwając głowami. Na koniec oboje westchnęli ciężko, a Schäfer wychylił się za
drzwi i nasłuchiwał dłuższą chwilę.
Basista
bez słów przejrzał w tym czasie wszystkie kąty sypialni dziewczyny. Gdy upewnił
się, że niczego po sobie nie zostawiła, chwycił jej bagaże i kazał wyjść.
Więc
posłusznie podreptała za Gustavem, który w locie przechwycił z misy na komodzie
w salonie klucze. Zdziwiona odwróciła się w stronę Georga, a ten nie wysilił
się na nic, poza pospieszeniem jej.
-
Nie mamy dużo czasu, siedzą na górze. Szybko, szybko – młodszy z obecnych przy
niej Muzyków zasiadł za kierownicą białego terenowego SUV’a, by po chwili
odjechać z piskiem opon.
Unikali
odpowiedzi na każde pytanie padające z ust Oliwii. Georg, który siedział obok
niej i co rusz obrywał od niej z pięści w ramię zaciskał zęby, by nie
wybuchnąć. Chciał, by zrozumiała, że robią to dla jej własnego dobra. Jednak nie
miał serca zdradzać jej wszystkiego.
Gdy
samochód zatrzymał się na obrzeżach Los Angeles pod wielkim, na oko opuszczonym
magazynem, Oliwia spojrzała w oczy Perkusisty przyglądającego się jej w tylnym
lusterku.
Kazali
jej wysiąść, a kiedy szatyn zabrał wszystkie jej bagaże z samochodu, Gustav
odjechał. Listing złapał przerażoną nastolatkę za trzęsącą się dłoń i
wprowadził do budynku.
Jej
oczom ukazał się piękny, dwupiętrowy loft. Spojrzała na Muzyka z nostalgią, nie
do końca wiedząc co powinna w tej sytuacji powiedzieć. Zbyt dużo słów cisnęło
się jej na usta.
Jedynym
wyjściem był po prostu długi mocny uścisk zagubionej dziewczynki, którą się
poczuła. Masywne ręce Basisty przyciągnęły jej trzęsące się ciało do piersi, by
po chwili spokojnie masować plecy nastolatki posuwistymi ruchami.
-
Jakoś się ułoży, zobaczysz – zapewnił ją, samemu chcąc wierzyć, że ma rację. –
Bill nie pozwoli, by ta szmatława kretynka zajęła twoje miejsce na dłużej.
-
Dobrze wiesz, że wcale nie chodzi o Billa – spuściła głowę i usiadła na
skórzanej sofie. – Od kilku lat już nie chodzi o niego. Dlaczego Tom nie stanął
w mojej obronie? Dlaczego nie próbował czegoś wskórać, choćby tego, bym mogła…
ach, nieważne zresztą.
Muzyk
spojrzał na strapioną dziewczynę z dziwnym ukłuciem serca. Jak zawsze ucinała
temat, kiedy nie chciała zdradzić zbyt wiele. Miała rację. Tom zachował się
źle, bo nawet nie próbował o nią zawalczyć.
-
Niczym się nie przejmuj. Jakiś czas po prostu będziesz mieszkać tutaj. Poza Gustavem
nikt nie wie, że to do mnie należy ten loft. Będziesz miała spokój.
Na
te słowa Perkusista wpadł do środka, jakby goniony przez stado wygłodniałych
lwów. Obładowany był reklamówkami z jedzeniem.
-
Oliw, ja bardzo przepraszam, ale musimy wracać. Sprawy zawodowe… i cóż, nie
tylko zawodowe wzywają.
I
tak bez słowa zebrali się do wyjścia, zostawiając blondynkę w tym niezwykle
cichym miejscu.
Doszła
do wniosku, że to był najbardziej szalony dzień w jej życiu.
Cieszyła
się, że dobiegał końca.
Życzę Wszystkim zdrowych, spokojnych, wesołych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.