16 kwietnia 2014
Wielu z tamtych zna mnie jako spokojnego
chłopca
Który czasem zmieniał się w opornego gościa
Tłumił emocje, bazgrał mury
Wtedy nikt nie umiał nic zrozumieć z mej natury*
Który czasem zmieniał się w opornego gościa
Tłumił emocje, bazgrał mury
Wtedy nikt nie umiał nic zrozumieć z mej natury*
Zapach wnętrza dawnego samochodu przyniósł mu niespodziewany
spokój. Był sobą, był wyciszony. Mógł słuchać starego niemieckiego rapu,
przeklinać i zajadać się ulubionymi żelkami kupionymi na drugim końcu miasta w
sklepie z europejskim jedzeniem. Udało mu się zatrzymać w czasie, kiedy nie
musiał pracować pod presją, muzyka była jego autorskim projektem, napisana
wspólnie z resztą zespołu. Miał przez to wrażenie, że w aucie jest rok dwa
tysiące siódmy, a wszystko poza nim to odległa przeszłość w innej galaktyce,
zbyt barwna, zbyt tłoczna, by na dłuższą metę umiał się w niej odnaleźć. Nie
przestrzegał prędkości, nie patrzył na pieszych czy światła, jeżdżąc w amoku
jak wariat. Co kilka minut jedynie zerkał na wskaźnik paliwa – w baku dzięki
Bogu była jeszcze spora ilość paliwa.
Zdał sobie sprawę, że przez te wszystkie lata spędzone tutaj
właśnie tego mu brakowało. Nieudawanej naturalności, bycia sobą czy po
prostu chwilowej ucieczki w samotne
chwile w kabinie samochodu. Od przyjazdu do Los Angeles nie musiał być tak
zabieganym. Nie musiał uciekać od Paparazzich, bo byli czymś zupełnie
normalnym. Tylko Bill zasłaniał twarz, chcąc tym samym przyciągnąć uwagę
zdziczałych pismaków. Nie było wywiadów tak często jak w Niemczech. Nie było
piszczących fanek na ulicy, gdy któraś w grupce zauważyła ich samochód na
światłach. Nie można było wyjść z sesji zdjęciowej, kiedy fotograf denerwował
go do czerwoności. Stał się szary wokół tabunu innych sławnych ludzi. A
przecież zawsze miało być tak, że to właśnie jego zespół był na szczycie. Nie
było ogromnych koncertów na wielkich halach. Nie było chmary ludzi śpiewających
ich pierwszy, pionierski w niemieckiej muzyce singiel. Nie miał już wrażenia,
że jest najważniejszy, kiedy idzie ulicą. Nie było już szalonych wycieczek
dziewczyn pod ich dom. Nie było zapchanej skrzynki na listy kopertami,
maskotkami, które Bill tak dzielnie chomikował w piwnicy. Zawsze chodziło
przecież o rock and roll. Zawsze chodziło o splendor. O szalone koncerty,
uśmiechy tych wszystkich dziewczyn, kiedy kolejno każdej patrzył w oczy. To go
tak bardzo satysfakcjonowało. Że mógł dawać innym szczęście, przy okazji samemu
go trochę zaczerpnąć. Nie odnajdywał się już w tym życiu, które dane było mu
prowadzić. Potrzebował powrotu.
- Gdzie jest Oliwia? – zapytał stojącą przy drzwiach Camillę,
która dzielnie sprzątała swoje stanowisko pracy. Czerwonowłosa z oburzeniem
spojrzała na znajomego i pokręciła głową. Wyczuł, że jej sardoniczny uśmiech
nie wskazywał niczego dobrego. Jak zawsze z resztą. Niemniej jednak, nie
zrażając się brakiem odpowiedzi, sam zaczął szukać swojej małej blondyneczki.
Niebieskooka siedziała przy swoim stanowisku pracy, gawędząc
sobie z klientką w średnim wieku. Przyglądał się przez chwilę, jak Oliwia
sprawnie piłuje sztuczne paznokcie zadowolonej kobiety.
- Ollie, możemy pogadać? – zapytał, wybudzając blondynkę z
transu. Odrzuciła pilnik na ręcznik, odłożyła dłoń kobiety na miękki wałeczek i
szybko skropiła każdy palec oliwką. Pożegnała się z nią prędko i wzięła
pieniądze z niebywale wielkim napiwkiem. Po chwili złapała Gitarzystę za ramię
i zaciągnęła na zaplecze, od razu zamykając drzwi na klucz.
- Co ci odbiło?! Jak ty wyglądasz?! Co to miało w ogóle być,
to w gazecie!? Życie ci niemiłe?! Pomyślałeś o reputacji zespołu? Pomyślałeś o
czymkolwiek?! – wywrzeszczała, wyraźnie rozjuszona całą tą sytuacją. Nie była
gotowa, by stanąć twarzą w twarz z Kaulitzem. Nie miała na to ani siły, ani
ochoty. Poczuła się zawiedziona faktem, że Tom naraża swoją przyszłość. Ba,
również i całego zespołu. Miała wrażenie, że nic nie znaczy to, że ktoś jest
przeciwny temu, co on robi. Chyba nie do końca był świadom tego, że od niego
nie zależy jedynie jego życie.
Myśląc nad tym dłużej, nie przejęła się panującą między nimi
ciszą. Zdała sobie sprawę z tego, że najbardziej to jej życie jest zależne od
poczynań Toma. Przecież to on zmieniał je przez lata. To on, nikt inny, dawał
jej to, czego potrzebowała. Dawał jej pewność siebie. Dawał jej wsparcie.
Poczucie bezpieczeństwa. W głębi duszy miała nadzieję, że kocha ją w braterski
sposób. Oczywiście, nic nie mogłoby się równać z tym, kim był dla niego Bill.
Jednak coś jej mówiło, że i tak była dla niego ważna. Przecież… gdyby tak nie
było… to nie martwiłby się, nie reagował na jej obecność, nie poświęcał jej
czasu. W końcu to Tom. Artysta. A tacy jak on, mimo niewrażliwości na bodźce
typowe dla ludzi takich jak on, był wyczulony na nią. Była pewna. Musiał być! W
końcu uważali się za przyjaciół. Była w szoku, że tak jej ufał. Dobrze, może
trzeba było przemilczeć to, że wyznał jej miłość. Bała się tego, co mogłoby się
wydarzyć, jeśli dałaby ponieść się emocjom. Czasem po prostu wiedziała, że musi
sobie odpuścić. W tym przypadku nie widziała innego wyjścia. Nie była nikim
sławnym. Wolała żyć w cieniu, spokojnie spędzając każdy dzień.
- Mogłabyś poświęcić mi chwilę i pozwolić sobie wszystko
wytłumaczyć? – zapytał, lekko przerażony milczeniem blondynki.
Ta wiedziała, że nie ma nawet możliwości dyskusji na ten
temat. Musiała wyjść z pracy za nim. Innej drogi ucieczki nie widziała. Choć
może to i dobrze? Doznała szoku, widząc przed salonem czarnego siedmioosobowego
SUV’a z przyciemnionymi szybami. Bardzo dobrze znała ten samochód. Wielka
kolumbryna – tak zawsze jej ojciec nazywał ten model samochodu. Jednak ona
widziała w nim tyle uroku, co w najnowszym Mercedesie Kompressorze. Poczuła, że
wie o co tak na dobrą sprawę chodzi Muzykowi. Poddała się więc i pozwoliła
zabrać się na przejażdżkę.
***
Milczeli, nie wiedząc dlaczego. Miał wrażenie, że chciała od
niego uciec. Przecież nie zmienił się… nie zmienił się dla niej. Wszystko to,
co ich łączyło, i to, jaki chciał dla niej być pozostało niezmienne. Czuł, że
ona tego nie widziała. Blond włosy zakrywały pochyloną w dół twarz. Przygarbiona
sylwetka Oliwii zmartwiła go dość mocno. Dłonie trzymała zaciśnięte w pięści,
ukryte między udami. Delikatnie sięgnął wolną ręką zezłoszczoną dłoń dziewczyny,
każdym ruchem prosząc o pozwolenie na kolejny krok.
Usłyszał ciche westchnięcie, poddała się. Rozluźniła uścisk,
niemalże podając mu niezwykle smukłe palce. Zbliżył knykcie do swoich ust, by
po chwili ucałować je lekko. Oliwia spojrzała na niego, wyraźnie
skonsternowana. Nie miała czasu, by zacząć się na niego złościć. Samochód zatrzymał
się szybko pod kutą z żelaza wielką bramą. Muzyk wyskoczył z auta, a za nim zszokowana
dziewczyna, nie wiedząc co się dzieje.
- Miałeś mi to wszystko wytłumaczyć, a nie zabierać w
podejrzane miejsca! – rzuciła za nim, próbując go dogonić. Jednak zatrzymała
się w półkroku, obserwując jego sylwetkę. Ręce w kieszeniach spodni, szeroko
rozstawione nogi, krok na ugiętych kolanach. Materiał ocierający się o siebie,
tworząc fałdki i zagniecenia. Odwrócił się w jej stronę z rozbrajającym
uśmiechem wymalowanym na twarzy. Tym uśmiechem, tak charakterystycznym dla Toma
sprzed lat.
- Wiem, że mi ufasz. Więc chodź. Proszę cię. – wyciągnął do
niej rękę. Chwiejnym krokiem podeszła do niego, po czym oboje przekroczyli
furtkę. Szli powoli, by Oliwia mogła dokładniej przyjrzeć się otoczeniu. Przed nią
stał dom, pozornie okazały i wyróżniający się od reszty wokół, ale na dobrą
sprawę przeciętny. Typowy, jednorodzinny dom dla małżeństwa mającego co najmniej
trójkę dzieci. Gitarzysta sprawnie otworzył drzwi i wpuścił Oliwię pierwszą.
Dziewczynę odrzuciła duchota pomieszczeń. Miała wrażenie, że
w tym domu nikt nie przebywał od długiego czasu. Można było wyczuć woń
stęchlizny, wszystko wydawało się martwe. Nie wiedziała o co chodzi.
- Tom, po co mnie tu przywiozłeś? – zapytała, dość zdziwiona
całą zaistniałą sytuacją.
Muzyk sam do końca nie znał odpowiedzi na postawione mu
pytanie, na dobrą sprawę brzmiące jak zarzut. Wiedział, że musi wymyślić coś na
poczekaniu.
- Sam nie wiem, mówiąc szczerze. – wyznał od razu. – chciałem
pozbyć się dotychczasowych wspomnień związanych z tym miejscem. Potrzebuje nowego
życia. Ten dom stoi pusty od kilku miesięcy. Nikt w nim nie mieszka, nawet nie
zagląda. Miałem zamiar mieszkać tu z Rią. Jak widać, wyszło jak wyszło. Udało się
jej tylko urządzić kuchnię i sypialnię. Później się rozstaliśmy. Myślę, że
dobrze byłoby przeprowadzić tu radykalny remont, a ktoś powinien się tu
wprowadzić na stałe. Sądzę, że ty powinnaś tutaj zamieszkać.
Blondynce opadły ręce, kiedy zaznajamiała się z fakturą ramy
lustra w holu. Była w szoku, nie wiedząc co ma powiedzieć.
- Nie stać mnie na niego – wyznała, zgodnie z prawdą. Okay,
pracowała, ale pensja ledwo starczała na jedzenie i obowiązkowe opłaty za
motel.
- Przecież nic nie będziesz płacić. Dom należy do mnie, ja
nie mogę tutaj mieszkać, za daleko miałbym do studia, muszę być w stałym
kontakcie z Billem, który chyba jeszcze nie dorósł do przecięcia naszej
pępowiny. A nie chcę, by mury stały same, bo dom się rozsypie, zrozum.
- Ale…
- Nie ma ale, Olly. Wprowadzasz się na razie do nas, jest
wolna sypialnia. Domem zajmiemy się już od poniedziałku, zrobimy remont,
przemeblowanie, będzie taki, jaki tylko chcesz.
- Kaulitz, a opłaty? Jedzenie? Pomyślałeś o tym? – zapytała,
przycupnąwszy na przykrytej folią skórzanej sofie.
- O co ty się martwisz? O pieniądze? Mam ich wystarczająco
dużo. Nie widzisz, że chcę się tobą zająć? Zaopiekować? Czuję się
odpowiedzialny za ciebie, od kiedy się znamy. Wiem, że dałem ciała w Polsce,
ale daj mi to teraz naprawić. Ty podniosłaś mnie na nogi, kiedy Ria mnie olała.
Teraz chcę ci się odwdzięczyć, nie mogę patrzeć jak żyjesz w tej norze przy
Saint Patrick’s Square. – ukucnął przy niej tak, jak w Polsce. Uśmiechnął się
do blondynki, która po raz drugi uznała swoją kapitulację podnosząc do góry
obie dłonie.
- Mógłbyś mi teraz wytłumaczyć to, co się z tobą stało? –
poprosiła, lekko zdezorientowana. Mieli sobie wszystko wyjaśnić, a jej już
mocno kręciło się w głowie od nadmiaru informacji.
Tom sam nie wiedział, co ma jej powiedzieć. Po prostu miał
totalną ciszę, pustkę w głowie. Co miał wyznać?
- To chyba z twojego powodu. Po części. Po prostu
uświadomiłem sobie, kim tak naprawdę przez całe życie chciałem być. Chciałem być
sobą, ale od lat ktoś mną kierował. Chcieliby robić to nadal, ale chcę zachować
w sobie tyle siebie, ile się tylko da. To trudne, kiedy ktoś ciągle mnie
kontroluje, ustawia, poprawia i mówi, co mam robić. Chcę wrócić do prawdziwego
siebie, tego, który nigdy nie musiał udawać. To wszystko jest takie trudne,
Oliwia… od pewnego czasu nie daję sobie rady z tym wszystkim. Wszystko mnie
przytłacza, przerasta. Ciężko mi się odnaleźć w tym, co się dzieje wokół. Ciągle
coś jest przeciwko moim planom, coś je niszczy. Wiem, że jeśli to wszystko
dalej będzie się toczyć pod dyktando ludzi, którzy zarabiają ciężkie miliony na
tym, co robimy kosztem własnego czasu, nierzadko kosztem własnego zdrowia, to
po prostu idea zespołu, który stworzyliśmy ponad dekadę temu, po prostu zniknie
– wyznał, ściskając w dłoniach swoje ulubione spodnie.
Oliwia poczuła się wzruszona wyznaniem Gitarzysty i
przytuliła go do siebie mocno. Wiedziała, co on czuje. Toczył walkę między tym,
co powinien robić, a tym, czego chce. To najważniejsza, jak i najtrudniejsza
batalia, jaką można prowadzić. Następuje konflikt powinności. Bardzo trudny do
rozwiązania. Czasem trwa latami. Postawa Muzyka zdziwiła ją, bo on doskonale
wiedział, do czego dąży. Była z niego bardzo dumna.
- Ciężko mi się będzie znów przestawić na starego Toma –
zaśmiała się, wstając. Mimo wszystko bardzo się cieszyła z tego, co się z nim
stało. Zawsze pragnęła, by się nie zmieniał, a zmiana jego wizerunku kilka lat
wcześniej bardzo ją bolała. Wróciło wszystko do normy, tak jak zawsze chciała. –
Ale jest jeszcze jedna sprawa…
Gitarzysta zatrzymał się w półkroku, kiedy zmierzał do
wyjścia. Odwrócił się szybko, z lekkim strachem w oczach.
- Co z moją pracą?
- Już nie pracujesz. Zadzwonię do Ann, ona zrozumie. Będziesz
po prostu przebywać z nami. Jak pojedziemy w trasę, moja mama się tobą zajmie. Razem
z Gordonem wyprowadzili się do Beverly Hills, myślę że ci się spodoba. Wszystkie
sprawy pieniężne zostawiasz mi. To mój obowiązek. A ja? Lubię się troszczyć o
ludzi. – dziewczyna już chciała sprzeciwić się słowom bruneta, jednak ten
uciszył ją jednym skinieniem ręki. – Ani słowa! Zawiozę cię do nas, a sam muszę
jechać do fryzjera.
***
Trochę się zdziwiła, wchodząc do domu Toma. Przez szybę
krzyknął coś o Georgu i Gustavie, ale nie do końca wiedziała co, bo pisk opon
skutecznie zagłuszył jego głos. Od progu stadko psów przywitało ją gromkim
szczekaniem. Odgoniła na chwilę psy, by zdjąć wierzchnie ubrania, po czym
weszła do salonu. Siedział tam Bill, którego się spodziewała, a obok niego
Basista i Perkusista. Ich obecność lekko zbiła ją z pantałyku, jednak zachowała
twarz, w ostatniej chwili.
Okazało się, że Wokalista chwilę wcześniej esemesowo został
powiadomiony o tym, że blondynka ma zamieszkać u nich na pewien czas. Wyraził na
to zgodę, i bardzo się ucieszył, wiedząc jak bardzo zależy Tomowi na jej
obecności. Razem z resztą zespołu pobieżnie oprowadził blondynkę po domu, by
mogła się powoli zadomowić w nowym otoczeniu. Zespół starał się zachowywać
normalnie, bez głupich podtekstów czy docinek, bo Olly była nowicjuszką w ich
życiu. Nie chcieli jej odstraszyć.
Gustav, na prośbę szykującego vegaobiad Billa, zaprowadził
blondynkę do jej nowej sypialni.
Beżowe ściany z fototapetą Paryża. Jasne meble, komoda, spore
łóżko, szafa, biurko. Wszystko takie proste, a za razem gustowne i idealnie
dobrane. Chciała jakoś się odwdzięczyć Tomowi za to, co dla niej zrobił. Wiedziała,
że do wielu spraw i wydarzeń jeszcze będzie musiała przywyknąć, bo wszystko
było nieznane i całkowicie inne, niż się spodziewała.
Gdy schodziła na dół, by zrealizować swoje postanowienie,
wpadła na Pumbę, który maniakalnie wąchał jej łydkę.
- Najwyraźniej chce, byś wzięła go ze sobą – stwierdził Perkusista,
biorąc psa na ręce. Wcisnął go po chwili w ramiona Oliwii, która była dość
zdziwiona. Buldog przytulił pysk do jej policzka, po czym uślinił go mocno. Blondynka
usadziła go na swoim ramieniu jak małe, roczne dziecko i wkroczył do kuchni,
gdzie krzątał się Bill.
- Co tam? – zgadnęła, przeszukując szafki. W miarę szybko
wyjęła wszystkie potrzebne składniki.
Wokalista z opóźnieniem zrozumiał, że pytanie było kierowane
do niego. Uniósł głowę znad miski z sałatą po czym uśmiechnął się z niemałym
zakłopotaniem.
- Bo wiesz Olly, chyba się zakochałem…
*Pezet – Gubisz Ostrość