10 kwietnia 2014
Cisza i błogość, jakie wypełniały pokój były przyjemne. Przyjemne naprawdę, przyjemne od bardzo długiego czasu. Spokój był wszędzie, niezmącony wyrzutami sumienia, obawami, po prostu miliardami niepotrzebnych myśli. Świat pozostał za ścianą, za oknami i drzwiami. Sypialnia była makroplanetą, oddzieloną od Ziemi nieskończoną ilością miliardów lat świetlnych. Przechowywała marzenia. Przechowywała plany, nadzieje i sny, o których nikt nie miał pojęcia. Była cichym spowiednikiem, który dał rozgrzeszenie, pozwalając tym samym na lekkość serca.
Błogostan był potrzebny od niewiadomej czasu. Litera iks przy równaniu byłaby napisana przy znaku nieskończoności, jeśli trzeba by było określić, ile na dobrą sprawę go potrzeba.
Gitara stała oparta o stojak w kącie, delikatnie mieniąc się srebrem przez przebijające przez rolety światło. Kilka stron z nutami fruwało po podłodze, jakby nie były częścią czegoś, co przesądziło o jego wielkości. Uchylona szafa, na którą spojrzał przechowywała jego pierwsze baggy, jakie kupił. Nie zapomniał o przeszłości. To właśnie przeszłość ukształtowała go takim, jakim jest. Przeszłość dała mu wiele do myślenia podczas beztroskiego wylegiwania się w łóżku, gdzie za oknem witał go dzień w Hollywood.
Kiedyś marzył tylko o tym, by wyrwać się z Loitsche, które wydawało mu się być pipidówą na końcu Świata. Chciał tylko robić muzykę, wrócić do Magdeburga i wieść życie, jakie kiedyś było jego codziennością. Muzyka była jego pierwszą miłością, jego marzeniem, życiem i wszystko, czego pragnął to była jego własna twórczość, pod każdym względem. Tak autentyczna i oryginalna, jak jeszcze nigdy żadna inna.
Nauczył się poświęcać. Dla kogo? Och, oczywiście, że dla Billa. Brat był od zawsze tą niezmienną częścią życia, która sprawiała, że nic nie będzie w stanie go złamać. Na chwilę zatrzymał się nad tą myślą. Czy aby na pewno? Od kiedy pojawiła się Oliwia, miał wrażenie, że całe jego życie stanęło na głowie. Czasami nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zmieniła jego życie. Było inne. Ona sprawiała, że czasoprzestrzeń zanikała, a oni razem dryfowali w nicości ich znajomości. Nic się wtedy nie liczyło, był całkiem anonimowy. Nikt nie rzucał się mu w ramiona, nie piszczał i nie płakał na jego widok. Kiedy szedł z nią ulicą, nie musiał być obstawiony setką ochroniarzy, managerem i innymi ludźmi, krocząc w ścisku obok brata i przyjaciół.
Wbił z powrotem wzrok w stare spodnie i zrozumiał, dlaczego Oliwia go kochała. Nadal tkwiła w przeświadczeniu, że był tym dawnym Tomem sprzed kilku lat. Tomem, który umiał śmiać się szczerze na wizji, delikatnie uśmiechać się do fanek na koncercie. Tomem nie będącym stłamszonym przez nowoczesność, show-biznes i wymogi wytwórni, która chciała zwrócić uwagę na najbardziej dochodowy zespół pod swoimi skrzydłami. Zrozumiał, że to komercja, której zawsze chcieli uniknąć. Cholerna komercha, która dyktowała życie większości sław. A zawsze chcieli być inni niż reszta. Chcieli być indywidualni. Indywidualność się skończyła, kiedy dochody zespołu zmalały. Cholerni hipokryci łaknący ich pieniędzy zaczęli robić z niego, Billa i przyjaciół marionetki.
Zacisnął pięści na białej pościeli. Wiedział, że trzeba będzie to zmienić. I był pewien, że mu się to uda. W końcu nie na darmo nazywał się Kaulitz. On, jak i jego brat słynęli z tego, że jak się dobrze postarali, ot dostawali zawsze wszystko. Mimo ciężkiej pracy wynik walki był pozytywy i w pełni satysfakcjonujący. Nauczył się przez te wszystkie lata, że nie wolno sobie odpuszczać, nawet jeśli ludzie są przeciwko temu, co robisz. Umocnił się w przekonaniu, że właśnie o to zawsze chodziło w ich życiu. Lubili prowokować. Lubili, kiedy krytycznie obsmarowywano ich twórczość, by po chwili cały świat zachwycał się nimi. Mechanizm show-biznesu mimo tych wszystkich lat, nadal zdawał mu się totalnie śmieszny. Ludzie sami nie wiedzieli, co mają robić. Miotali się, wykonując chore polecenia rodem z kosmosu, wydanych przez ludzi, którzy żerowali na ich ciężkiej pracy.
Zdał sobie sprawę, że zostali pochłonięci przez chory system.
Nauczył się poświęcać. Dla kogo? Och, oczywiście, że dla Billa. Brat był od zawsze tą niezmienną częścią życia, która sprawiała, że nic nie będzie w stanie go złamać. Na chwilę zatrzymał się nad tą myślą. Czy aby na pewno? Od kiedy pojawiła się Oliwia, miał wrażenie, że całe jego życie stanęło na głowie. Czasami nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zmieniła jego życie. Było inne. Ona sprawiała, że czasoprzestrzeń zanikała, a oni razem dryfowali w nicości ich znajomości. Nic się wtedy nie liczyło, był całkiem anonimowy. Nikt nie rzucał się mu w ramiona, nie piszczał i nie płakał na jego widok. Kiedy szedł z nią ulicą, nie musiał być obstawiony setką ochroniarzy, managerem i innymi ludźmi, krocząc w ścisku obok brata i przyjaciół.
Wbił z powrotem wzrok w stare spodnie i zrozumiał, dlaczego Oliwia go kochała. Nadal tkwiła w przeświadczeniu, że był tym dawnym Tomem sprzed kilku lat. Tomem, który umiał śmiać się szczerze na wizji, delikatnie uśmiechać się do fanek na koncercie. Tomem nie będącym stłamszonym przez nowoczesność, show-biznes i wymogi wytwórni, która chciała zwrócić uwagę na najbardziej dochodowy zespół pod swoimi skrzydłami. Zrozumiał, że to komercja, której zawsze chcieli uniknąć. Cholerna komercha, która dyktowała życie większości sław. A zawsze chcieli być inni niż reszta. Chcieli być indywidualni. Indywidualność się skończyła, kiedy dochody zespołu zmalały. Cholerni hipokryci łaknący ich pieniędzy zaczęli robić z niego, Billa i przyjaciół marionetki.
Zacisnął pięści na białej pościeli. Wiedział, że trzeba będzie to zmienić. I był pewien, że mu się to uda. W końcu nie na darmo nazywał się Kaulitz. On, jak i jego brat słynęli z tego, że jak się dobrze postarali, ot dostawali zawsze wszystko. Mimo ciężkiej pracy wynik walki był pozytywy i w pełni satysfakcjonujący. Nauczył się przez te wszystkie lata, że nie wolno sobie odpuszczać, nawet jeśli ludzie są przeciwko temu, co robisz. Umocnił się w przekonaniu, że właśnie o to zawsze chodziło w ich życiu. Lubili prowokować. Lubili, kiedy krytycznie obsmarowywano ich twórczość, by po chwili cały świat zachwycał się nimi. Mechanizm show-biznesu mimo tych wszystkich lat, nadal zdawał mu się totalnie śmieszny. Ludzie sami nie wiedzieli, co mają robić. Miotali się, wykonując chore polecenia rodem z kosmosu, wydanych przez ludzi, którzy żerowali na ich ciężkiej pracy.
Zdał sobie sprawę, że zostali pochłonięci przez chory system.
***
15 kwietnia 2014
Czas się zatrzymał, kiedy przeglądała plotkarską prasę w drodze do pracy. Czekała ją poranna zmiana, podczas której miała towarzyszyć jej Camilla. Miała nadzieję, że siostra szefowej coś jej podpowie w sprawie krążących po mieście - lub już całym świecie - plotek dotyczących Toma. Mimo, że równie dobrze mogła po prostu do niego zadzwonić, zapytać o co chodzi i dowiedzieć się wszystkiego z pierwszej ręki, jakoś nie miała odwagi, by się przełamać i wcisnąć cyfrę dziewięć w trybie szybkiego wybierania. Była niemalże w stu procentach pewna, że gdyby poprosiła Gitarzystę o wyjaśnienia, z pewnością udzieliłby jej wyczerpującej odpowiedzi.
- Cześć - uśmiechnęła się do swojej współpracowniczki, przekraczając próg salonu. Camilla przecierała lustra, krzątając się między stanowiskami fryzjerskimi. - Prasa huczy o Kaulitzach, o całym zespole. To jakaś propaganda? Prowokacja? O co chodzi?
Dziewczyna stojąca nieopodal, odwróciła się w jej stronę. Trzymając w dłoniach płyn do szyb i ścierkę, pozwoliła sobie na to, by zerknąć na wielki artykuł w Forbes, który Oliwia ściskała w dłoni. Była szczerze zszokowana, że akurat ten dwutygodnik o tym trąbi. W końcu to magazyn biznesowy. A zaledwie dziś wydrukowany, z tak niespodziewanym tematem na pierwszej stronie. Przechwyciła od blondynki prenumeratę gazety, by po chwili zacząć czytać.
"Show-biznes bez kłamstw! Tom Kaulitz o tym, jak sława i media manipulują człowiekiem.
Znany z kontrowersyjnego niemieckiego zespołu Tokio Hotel, gitarzysta Tom Kaulitz ujawnia prawdę dotyczącą życia w blasku fleszy pomiędzy paparazzi. Muzyk poprosił o rozmowę z redaktorem naczelnym, Williamem Baldwinem.
W: Kiedy ostatnio widziałem cię na jednym z bulwarów w mieście, wyglądałeś całkiem inaczej. Jak to się stało, że wyglądasz tak... inaczej?
T: Po prostu wczoraj obudziłem się z przeświadczeniem, że jestem częścią chorego systemu, jaki rządzi show-biznesem, wiesz? Spojrzałem na te spodnie, które właśnie mam na sobie i doszedłem do wniosku, że to właśnie jest ten problem. Wszyscy artyści, nieważne, czy muzycy, aktorzy, komicy, dziennikarze, czy ktokolwiek inny, kto ma z tym do czynienia i ma kogoś jeszcze nad sobą są zmuszeni być marionetkami. Nie uważasz, że to chore?
W: Przecież to praca taka, jak każda inna. Każdy ma kogoś pod i nad sobą. Zawsze jest ktoś, kto wydaje polecenia.
T: Właśnie, polecenia. Jeśli ich nie wykonasz, wylatujesz. Właśnie dlatego jestem tym wszystkim wstrząśnięty. I tak, wstyd mi, że dopiero teraz otworzyłem oczy. Jestem tutaj, niby wolny. Ale czuję się bardziej zniewolony niż wtedy, kiedy po całych Niemczech biegały za mną fanki krzycząc, piszcząc i płacząc, bylebym tylko na jakąś spojrzał. Wtedy jeszcze byłem młodszy, wiedziałem, co mam robić. I po prostu to robiłem. A ludzie, którzy teraz mną manipulują stali obok, by mnie, mojemu bratu i przyjaciołom pomagać spełnić marzenia. Pomagać, właśnie. Teraz mam wrażenie, że trzymają nas na uprzęży byleby jak najwięcej na nas zarobić. Narzucają nam to, w jaki sposób mamy żyć. Wszystko, dosłownie wszystko robimy pod dyktando ludzi którzy, odnoszę wrażenie, że po prostu uważają, że nadal będziemy tak ślepi, by nadal im wierzyć.
W: Co cię skłoniło do takich przemyśleń? Nie codziennie człowiek doznaje przebłysku w swoich poczynaniach.
T: To moja przyjaciółka. Dzięki niej zrozumiałem, że wszystko nie jest jednak na swoim miejscu. Trudno to zrozumieć, ale przy niej czuję się jak przeciętny człowiek, który nie ma innych problemów poza tym, by nie być głodnym. Myślę, że to w dużej mierze jej zasługa, że znów wracam do tego, kim byłem kiedyś i kim zawsze chciałem być, Will. Ludzie cię kochają albo nienawidzą. Nigdy nie jesteś im obojętny. Tylko nie umieją się do tego przyznać.
Camilla była zdruzgotana tą częścią artykułu, który zdołała przeczytać. Oddała czym prędzej gazetę Oliwii, która dopiero teraz dostrzegła zdjęcie Toma. Sama nie wiedziała, co ma powiedzieć. Była jednak pewna tego, że musiała porozmawiać z Gitarzystą o tym, co zostało opublikowane. Ciekawość zżerała ją od środka, sprawiając że stała się kłębkiem nerwów. Tom zmienił się wbrew wszystkim, byleby tylko... tylko co? zwrócić na siebie uwagę ludzi nieśledzących kariery jego i zespołu? To nie trzymało się kupy, nie było podobne do Toma. Może zrobił to, by zrobić na złość Rii, wymyślając na prędce wymówkę o przyjaciółce? W to zwątpiła w chwili, kiedy uświadomiła sobie, że upierał się przy tym, jak bardzo ją kocha. Więc i to nie miało najmniejszego sensu. Jego działania również były pozbawione sedna. Jak najszybciej musiała się dowiedzieć, co się z nim stało. Co sprawiło, że aż tak drastyczne środki przybrał? Nie wydawało się, by aż tak bardzo przeszkadzał mu sposób, w jaki żył.
- To wszystko nie trzyma się kupy - stwierdziła po chwili. Czerwonowłosa, przyjmując tego dnia pierwszego klienta, przyznała jej rację bez żadnego zająknięcia. Obie bowiem wiedziały, że Tomowi musiało odbić. Były tego pewne, bo tak, jak Oliwia, tak i Camilla znała Gitarzystę. Były również przekonane co do tego, że trzeba tą sprawę wyjaśnić. Choćby dla zaspokojenia własnej, nieposkromionej ciekawości.
Rozdział jest krótki i mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Doszłam do wniosku, że zdradziłabym za dużo, jak na jeden raz gdyby był dłuższy. :)